Sebastian Staszewski: Mistrzostwa Europy rozegrane w Austrii i Szwajcarii zakończyły się przeszło miesiąc temu. Rozpamiętujesz jeszcze nasze porażki czy niemiłe wspomnienia zostawiłeś za sobą?
Artur Boruc: Nie ma tak naprawdę czego wspominać. Zagraliśmy źle i to fakt, którego nic nie zmieni. Ani ja, ani ty ani nawet pan prezydent. Ale szczerze nie chce mi się już wracać do czegoś, co już było szczególnie, że było to bardzo niemiłe. Teraz widzę już tylko eliminacje do Mistrzostw Świata i na tym też się skupiam.
Po powrocie z mistrzostw rozmawiałeś o swojej grze i grze naszej reprezentacji z trenerem Strachanem?
- Nie, zupełnie o tym nie gadaliśmy. Każdy, kto oglądał EURO widział jak zagraliśmy i nie ma najmniejszego sensu tego komentować.
Koledzy na treningach nie dogryzali w żartach?
- Nie, nie, nie. Absolutnie nic takiego nie miało miejsca.
Już za kilka tygodni nasza reprezentacja rozpoczyna mecze eliminacyjne do Mistrzostw Świata 2010, które odbędą się w Południowej Afryce. Naszym celem na pewno będzie awans.
- Na pewno tak. Po to właśnie gra się eliminacje, żeby w nich walczyć o awans. Nie wydaje mi się, że jesteśmy inni i też zawalczymy o udział w Mundialu. Na temat szans się nie wypowiadam, bo do Niemiec jechaliśmy prawie pewni awansu z grupy, a w tym roku to nawet i na medal mieliśmy szansę… Jak będzie teraz to się jeszcze okaże.
W jednym z ostatnich wywiadów dość niespodziewanie przyznałeś, że nie wiesz, z kim gramy w grupie eliminacyjnej…
- No bo naprawdę nie wiem. Dla mnie to nie ma znaczenia. A co? Jak mi się nie będzie podobała jakaś reprezentacja to FIFA specjalnie dla mnie ją zamieni na inną? Nie, nie. Obojętnie, z kim gramy musimy zawsze walczyć o trzy punkty.
Naszymi najgroźniejszymi rywalami wydają się być Czesi i Słowacy.
- Wydaje się, że obie te reprezentacje są w naszym zasięgu i spokojnie możemy je pokonać. Ale to jest przecież piłka nożna. Kiedyś pewna Artmedia wyeliminowała Celtic z Ligi Mistrzów. Później pewna Polska ograła wielką Portugalię. Powiem tak: pożyjemy, zobaczymy.
Tradycyjne pytanie, które dziennikarze powtarzają od ponad roku. Odejdziesz w tym okienku transferowym z Celticu?
- Na razie się na to nie zapowiada. Okienko transferowe trwa jeszcze prawie miesiąc, do końca sierpnia i do tego czasu wszystko się wyjaśni. No nie wiem… Na razie konkretnych ofert brak, więc ciągle jestem bramkarzem Celtów.
W kontekście twojego odejścia wymieniało się tak wielkie kluby jak Barcelona, AC Milan, Arsenal czy Chelsea Londyn. Nie miałbyś ochoty przenieść się do któregoś z tych zespołów już teraz?
- Na pewno miałbym ochotę. No, ale tak jak powiedziałem, nie ma konkretów, więc nie widzę większego sensu o tym rozmawiać.
Słyszałeś, jaką kwotę potencjalny kupiec musiałby za ciebie zapłacić? Mówi się o kwotach rzędu 10-15 milionów euro.
- Proponuję wysłać zapytanie do klubu.
Bierzesz pod uwagę odejście z zespołu "The Bhoys" podczas zimowej sesji transferowej?
- W zimę na pewno nie. Nie wydaje mi się, żeby była szansa opuścić Celtic w połowie sezonu a i mi do tego niezbyt się pali. Przygotowuję się do sezonu z Celticem i pewnie sezon razem z chłopakami skończę. Pomysł abym opuszczał Szkocję w połowie drogi po mistrzostwo nie jest dla mnie zbyt ciekawą perspektywą.
Jakie są cele Celtów na ten sezon?
- Tradycyjnie Mistrzostwo Szkocji i Puchar Szkocji. Powalczymy też w Lidze Mistrzów. Zawsze zakładamy, że dojdziemy do 1/8 ale ja mam nadzieje, że wreszcie osiągniemy coś więcej. Mamy skład, który gwarantuje nam walkę o wysokie cele i trzeba to wykorzystać. Ja osobiście chcę bronić jak najlepiej.
Kiedyś trener Gordon Strachan powiedział, że gdybyś popadł w jakieś problemy kibice Celticu na pewno nie dadzą ci zginąć. Nie myślałeś o tym, aby pozostać na Celtic Park przez kolejne lata i stać się legendą, o której mówiłoby się w Glasgow przez lata?
- Na razie może o tym nie będziemy rozmawiać. Różnie bywa, więc może być i tak. Fakt jest taki, że Celtic to na pewno wielki klub. Ma wspaniałą tradycję, wspaniałych kibiców. Tu naprawdę aż chce się grać. Ja jednak chciałbym spróbować sił w jakiejś lepszej drużynie. Mówiąc "lepsza" mam na myśli kluby z najwyższej półki, czyli przykładowo te, które wcześniej wymieniłeś. Nie mam zamiaru opuszczać Glasgow żeby iść do drużyny, która nie gra w Lidze Mistrzów czy przynajmniej w Pucharze UEFA. Nigdy nie mów nigdy, ale mam spore ambicje.
Podczas meczu z Feyenoordem, rozgrywanego w ramach turnieju w Rotterdamie szkoccy kibice wywiesili transparent w języku polskim o treści: "Celtic cię kocha, Artur". Często spotykają cię tak miłe akcenty ze strony szkockich kibiców?
- Na pewno jest to bardzo miłe. Bardzo się z tego cieszę, ale wiem, że muszę dalej pracować, aby fani mnie szanowali i lubili. Chyba każdy lubi być doceniany. A czy często? Jak spotkam na ulicy Glasgow fana Celticu to czasem jakieś miłe słowo się usłyszy.
Z fanami Rangers nie miałeś jakichś niemiłych starć właśnie na ulicach Glasgow?
- Były jakieś sprzeczki i zawirowania, ale naprawdę nie ma, o czym rozmawiać.
Słyszałeś na pewno o proteście, który trwa od ponad roku na trybunach stadionu przy ulicy Łazienkowskiej. Co myślisz o tym, że kibice przestali dopingować klub, który kochasz, czyli Legię?
- Mam na ten temat swoje zdanie, ale pozostawię je dla siebie. Na pewno nie jest dobrze, że podczas meczu takiego klubu, jak Legia jest cicho.
Z kibicami Legii zawsze miałeś bardzo dobry kontakt. Nie myślałeś o jakimś apelu bądź prośbie, aby doszło wreszcie do porozumienia?
- Żadnych deklaracji składać nie będę, apeli też nie. Każdy, i kibice i zarząd, ma swój rozum i każdy robi to, co uważa za słuszne. Nie widzę sensu w to ingerować.
Wielokrotnie podkreślałeś swoje przywiązanie do Legii. Planujesz jeszcze zagrać w zespole Wojskowych?
- Parę lat temu deklarowałem, że w innym polskim klubie niż Legia nie zagram. Nic się w tym temacie nie zmieniło. Karierę będę chciał skończyć w Polsce, właśnie w koszulce z "eLką" na piersi. O powrocie oczywiście myślałem, ale jeszcze nie teraz. Za kilka lat chciałbym grać w Polsce i chciałbym grać w zespole z Łazienkowskiej.