W końcu piłkarze Śląska Wrocław wygrali spotkanie w T-Mobile Ekstraklasie. W niedzielę wrocławianie w meczu derbowym pokonali KGHM Zagłębie Lubin. Później Śląsk skorzystał z potknięcia Legii Warszawa i zrównał się punktami z zespołem ze stolicy. - Na ręce kapitana Krzysia Wołczka złożyłem podziękowania wszystkim zawodnikom za zwycięstwo, bo w tej sytuacji kadrowej i drużyny tak złożonej, trzeba być zadowolonym. Piłkarze wyszli zdyscyplinowani, zmotywowani i nie przestraszyli się drużyny będącej rewelacją rundy wiosennej. Stwarzaliśmy sytuacje, które mogliśmy wykorzystać. Dopiero w ostatnich dwudziestu minutach zdałem sobie sprawę, ile w tych warunkach trzeba było stracić sporo zdrowia, by ten mecz dokończyć. Mam na myśli temperaturę - mówił po ostatnim gwizdku niedzielnego spotkania Orest Lenczyk, opiekun zielono-biało-czerwonych. - Cieszę się, że szczęśliwie się udało. Momentami było spokojnie, dobrze. Czasem traciliśmy piłkę, zaskakująco dla innych broniących piłkarzy, którzy brali udział w grze obronnej, stąd Zagłębie miało okazję do ataków. Jeśli ktoś powiedział, że szczęście sprzyja lepszym, to może nam sprzyjało do końca - dodał doświadczony trener Śląska Wrocław.
Wicemistrzowie Polski do niedzielnej potyczki przystąpili w mocno rezerwowym składzie. Był to efekt kontuzji, kartek i problemów w drużynie. - Po wygranym meczu, ktoś może powiedzieć, że to był najsilniejszy skład. Ci, którzy wystąpili, z pewnością było to zaskoczeniem, ale oni też zasłużyli na występ i ta sytuacja dała im zaistnieć, wziąć udział w zwycięskim meczu. Problemy dalej zostały, ale podobno po to trener jest, by rozwiązywać problemy. Jak się nie udaje, to jego nie ma - zaznaczył "Oro Profesoro". Nawet na ławce rezerwowych nie zasiadł Sebastian Mila, nominalny kapitan WKS-u. - Muszę poczekać na opinię lekarzy. Ewentualnie bardzo mnie interesuje, co Sebastian przekazał mediom - skomentował Orest Lenczyk.
Na dwie kolejki przed końcem sezonu Śląsk cały czas ma spore szanse na mistrzostwo Polski. - Nie jestem na tyle mocny, by wypowiadać się na tyle autorytatywnie, ale przede wszystkim na tyle mądrze, by ktoś za kilka dni pisał o mnie, że zgłupiałem. Powiem wprost - jesteśmy w grze, gramy dalej - w swoim stylu opisywał doświadczony trener.
- W pewnym momencie zaprzestałem oglądania innych meczów, by nie znać wyników i nie patrzeć ciągle, gdzie jesteśmy w tabeli. Potraciliśmy tyle punktów w taki sposób, że chyba mi się to nie zdarzyło jeszcze. Muszę podkreślić mobilizację tych piłkarzy, którzy w niedzielę wygrali, a sądząc po tym, co działo się w szatni po meczu, to jest dowodem, że oni tych dwóch ostatnich spotkań nie odpuszczą. Wydawało mi się jeszcze przed pierwszym meczem w lutym, że bardzo bym chciał w Krakowie grać z Wisłą o pietruszkę, ale okazuje się, że to nie będzie z pewnością ta jarzyna. Wszystko wskazuje jednak na to, pozbieramy do kupy jeszcze tych piętnastu-osiemnastu zawodników i dogramy do końca w pełni sił. Dobrym prognostykiem jest fakt, że od czwartku ma się pogoda popsuć i nie będzie wytłumaczeń - podsumował Orest Lenczyk.