Marcin Ziach: Przetrawił pan już porażkę z Wisłą, czy dalej to w panu siedzi?
Rafał Górak: Z porażką trzeba żyć i nic już z tym nie zrobimy. Zawiedliśmy w ostatnim spotkaniu i jest nam z tym źle, ale nie patrzymy za siebie. Przed nami kolejne mecze, w których trzeba punktować.
Ostatni tydzień był dla GieKSy czarnym tygodniem. Aspirowaliście do miana wiosennej rewelacji. Dziś, po dwóch porażkach, jesteście znowu blisko dna.
- To co wydarzyło się w przeciągu ostatnich kilku dni było dla nas potężnym uderzeniem obuchem w głowę. Wydawało się, że w końcu obraliśmy odpowiedni kierunek i po meczu w Polkowicach, czyli raptem dziesięć dni temu, byliśmy w całkiem innym miejscu. Dwa mecze bez zdobyczy punktowej sprawiły, że znowu wychodzimy z punktu zero i walka o utrzymanie znowu będzie trwać do końca sezonu.
Wychodzicie z punktu zero, czy może poziomu -1? Przewaga nad strefą spadkową jest jedynie iluzoryczna.
- Różnice są bardzo małe i wszystkie zespoły z dołu tabeli są obok siebie naprawdę blisko. Wszystkie drużyny walczące o byt są dziś w naprawdę bardzo dobrej formie i potrafią punktować w meczach z zespołami z czołówki. Wiosna będzie należeć do zespołów z ogona tabeli i to one zadecydują nie tylko o tym kto spadnie, ale też kto awansuje.
Wypracowaną przewagę nad strefą spadkową GieKSa zmarnotrawiła dwoma porażkami po bliźniaczych błędach. To zakrawa o sabotaż...
-
Błędy po których traciliśmy bramki w ostatnich meczach są bliźniaczo podobne i już wcześniej wspominałem, że mam o to do swojego zespołu żal. Ciężko pracowaliśmy nad tym, żeby te błędy wyeliminować, ale najwidoczniej źle to robiliśmy, skoro one się powielają. Mamy ostatni wolny tydzień, który powinniśmy wykorzystać do maksimum. Potem będziemy grali już co trzy dni do końca sezonu, więc przed tym finiszem musimy zebrać się do kupy, jeżeli chcemy w tej lidze pozostać.
Wytrzymacie ten maraton? Gra co trzy dni, zwłaszcza w tak upalnej aurze, niesie za sobą tytaniczne wyzwanie dla zawodników.
- Wydaje mi się, że akurat z przygotowaniem fizycznym i kondycyjnym problemu z naszej strony nie będzie. Ważniejsza w trakcie tego maratonu będzie psychika i nad tym trzeba bardzo sumiennie popracować. Nie możemy pozwolić na to, żeby teraz coś w tym zespole pękło.
Terminarz was nie rozpieszcza. Najpierw wyjazd do Gdyni, potem mecz z bijącą się o byt Polonią Bytom i walczącą o awans Pogonią Szczecin.
- W tej lidze ciężko znaleźć zespoły niewalczące już o nic. Może akurat Arka po ostatnich wynikach wypadła z gry o awans i bardzo ciężko będzie im o coś walczyć. 95 proc. zespołów o coś jednak walczy w tej lidze i tutaj każdy mecz wszyscy grają ze sobą o jakąś dużą stawkę. Nie ma co dyskutować, bo końcówka będzie trudna, ale ja jestem dobrej myśli.
Patrząc to na tabelę, to na nierówną formę zespołu, to na problemy klubu, nie ma pan ochoty tego wszystkiego rzucić w kąt i z GieKSy odejść?
- Dzisiaj byłoby najłatwiej tak powiedzieć i tak zrobić. To byłoby jednak oznaką tchórzostwa, a nie twardo postawionej sprawy. Zaczyna się maj, a w maju wszystko się kończy. Nie ma czasu na to, żeby schodzić z obranej drogi i składać broń, bo dezercja w tym przypadku byłaby oznaką niewybaczalnego tchórzostwa, którego nikt by mi potem nie zapomniał.
Przez rok pracy w klubie próbował pan wpoić temu zespołowi swoją wizję futbolu. W GieKSie idzie to toporniej, niż w GKS Tychy czy Cidrach.
-
Być może nie słabość tego zespołu, ale wiele innych czynników rzutuje na to, że budowa drużyny według mojej koncepcji wygląda w Katowicach tak, a nie inaczej. Coś musi stać na przeszkodzie temu zespołowi, że tylko momentami gra nieźle, sporadycznie wznosząc się na wyżyny swoich umiejętności. Czas na podsumowanie na pewno przyjdzie. Po sezonie będzie odpowiedni moment, żebym przeanalizował swoją pracę i wszystko to, co w klubie składa się na wynik sportowy. Teraz jest na to zbyt gorący okres, żeby nad tym się rozwodzić i nie mówię tutaj o aurze. Dziś trzeba jeszcze ciężko popracować i trzymać wszystko w ryzach, żeby wszystko w psychice zagrało. Musimy utrzymać GieKSę w I lidze.
W jakim położeniu do reszty stawki widzi pan dziś GKS Katowice? Jesteście pół kroku przed resztą peletonu czy niekoniecznie?
- Nie chcę nikogo faworyzować, ani nikogo skreślać. Wszystkie zespoły będą walczyć o to bardzo mocno, żeby ligę uratować. Ja jestem przekonany, że jeśli w końcówce sezonu moja drużyna zagra na odpowiednim poziomie, spręży się i na boisku nie zabraknie jej sił, to piłkarsko przed degradacją się obronimy. Przed nami jednak kluczowy tydzień, wiele godzin rozmów z zawodnikami, bo musimy się odpowiednio mentalnie przygotować do finiszu rozgrywek. Nie mówię o przygotowaniu fizycznym, bo uważam, że sportowo ta drużyna musi sobie w tej lidze dać radę.
Pozytywny wpływ na mentalność zespołu będzie miała spłata kolejnej transzy zaległych pensji. Coś w tym temacie ruszyło?
- Powiem panu szczerze, że o tym w ogóle lepiej nie piszmy. Naprawdę szkoda druku.
Organizacyjny marazm w Katowicach zatem w dalszym ciągu trwa.
-
Myślę, że o tym jak to wygląda od środka, to wy dziennikarze bardzo dobrze wiecie. Ciągle coś obiecują, obiecują i obiecują, ale nie widać tego efektów. Takiego bodźca, który udowodniłby nam, że wszystko idzie do przodu póki co nie ma. Lepiej znowu tego nie roztrząsać szerzej w mediach, bo koniec końców, to i tak, to co przewija się na ten temat w prasie najbardziej odbija się na nas i na drużynie.
Kalkulował pan już jaka zdobycz na koniec sezonu da wam spokojny byt?
-
Nie wiem czy jest sens, żebym to liczył, bo dookoła mnie wszyscy liczą i, żeby było zabawniej, każdemu wychodzi inny wynik. Ja jestem przekonany, że w tych sześciu meczach zrobimy taki wynik, że do tego utrzymania spokojnie wystarczy. Wiem, że niektórzy mogą mnie po takich słowach oskarżyć o jakiś minimalizm, ale nie o to chodzi. Nie celujemy w żadnego "maxa" czy "minimum", ale w walkę ze swoimi słabościami, żeby w końcu je przełamać. Jak je przełamiemy, to na pewno się utrzymamy. A czy zdobędziemy w tym celu punktów 42., 40., czy 39., to ja już nie mam pojęcia. Nie liczę i nie patrzę na tabele z poprzednich sezonów. Najważniejsze jest dla nas to co mamy teraz i jak to wszystko wytrzymamy.