Sandecja "czerwona" z Cidrami. Czy słusznie?

Sandecja Nowy Sącz mecz z Ruchem Radzionków kończyła w dziewiątkę. Grając z podwójną przewagą śląska drużyna zdołała strzelić bramkę, dającą jej cenne wyjazdowe zwycięstwo.

Dwie czerwone kartki w meczu z Ruch Radzionków obejrzeli gracze Sandecja Nowy Sącz. Drużynę z Małopolski najpierw osłabił faulem we własnym polu karnym bramkarz Mariusz Różalski, a w końcówce spotkania drugie "żółtko" zobaczył Filip Burkhardt. Grając w 10. na 11. drużyna z Sądecczyzny na boisku przeważała i zdołała nawet wyrównać. Kolejne osłabienie powaliło jednak gospodarzy na deski.

- Nie mogę mieć pretensji do sędziego o czerwone kartki. Różalski musiał ją obejrzeć, bo sytuacja była zbyt oczywista. Faulował zawodnika będącego w sytuacji sam na sam. Druga żółta kartka dla Burkhardta też kwalifikowała się na tego typu karę. Nie wiem tylko jak wyglądała sytuacja z pierwszym dla niego tego typu upomnieniem. Był to bodajże faul taktyczny, za który sędzia mógł pokazać żółtą kartkę, ale równie dobrze nie musiał. Podobnych zagrań po stronie Ruchu nie widziałem - przyznaje Robert Moskal, trener nowosądeckiej drużyny.

Szkoleniowiec Sandecji przekonuje, że nie tylko zawodnicy jego drużyny powinni mecz kończyć w osłabieniu. - Czerwoną kartką ewidentnie powinien zostać ukarany Sebastian Radzio z Radzionkowa, który kopnął mojego zawodnika bez piłki. Sędzia boczny i techniczny dobrze tę sytuację widzieli, ale obejrzał za to tylko żółtą kartkę, a tak być nie powinno. Potem tłumaczono nam, że "kopnięcie było lekkie" - wyjaśnia opiekun biało-czarnych.

- Kiedyś słyszałem, że są "miękkie faule" i "twarde faule". Dla mnie to nonsens i w sytuacji z zawodnikiem Ruchu sędzia powinien być konsekwentny i także odesłać go do szatni. Gralibyśmy wtedy 10. na 10. i mecz pewnie zupełnie inaczej by wyglądał, a wynik też pewnie byłby zupełnie inny - puentuje szkoleniowiec drużyny z Nowego Sącza.

Komentarze (0)