W turnieju o europejski czempionat Marcin Borski będzie jedynym polskim arbitrem. Nie będzie jednak rozstrzygał spotkań jako sędzia główny, a jedynie techniczny. W środę do tej roli przygotowywał się on w Radzionkowie, gdzie miejscowy Ruch potykał się z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza.
Polski landrynek na Euro 2012 pracy zbyt wiele nie miał. Zmiany przeprowadzał sprawnie, trenerzy także w trakcie meczu zachowywali się spokojnie. Po końcowym gwizdku sędziego pretensje do całej czwórki sędziowskiej miał za to Dusan Radolsky, opiekun drużyny z Małopolski.
W opinii doświadczonego Słowaka sędziowie popełnili błąd, nie dopatrując się bramki Andrzeja Rybskiego po jednej z sytuacji w pierwszej połowie spotkania. - Nie mogę po meczu z Ruchem odmówić mojemu zespołowi ambicji. Grali z determinacją, żeby odrobić wynik. Nie wiem nawet czy przy strzale "Ryby" nie było bramki. Niestety nie mamy takiej technologii w I lidze jak w ligach europejskich, gdzie są monitory, mikrochipy i wszystko widać jak na dłoni. Wydaje mi się jednak, że sędziowie w tej sytuacji popełnili ewidentny błąd - przyznaje Radolsky.
Opinię trenera podziela Rybski, po strzale którego piłka zatrzymała się na poprzeczce i odbiła od ziemi, najpewniej już za linią bramkową, po czym wróciła w pole. - Koledzy z drużyny widzący tę sytuację z boku mówili, że na 100 proc. była bramka. Nie widziałem tej sytuacji tak dokładnie, bo strzelałem głową, ale patrząc na kąt uderzenia ta piłka faktycznie mogła wpaść do bramki. Sędziowie tego nie widzieli i nawet liniowy stojący blisko całej akcji nie zasygnalizował gola. Jeśli faktycznie wpadła, to jest mi niesamowicie przykro, bo zostaliśmy ograbieni przynajmniej z punktu - ocenia napastnik Termaliki.
Całą sytuację jak na dłoni widział Borski, który stał od radzionkowskiej bramki pod kątem prostym. To co w gąszczu nóg zawodników miało prawo umknąć uwadze sędziom ustawionym pod bramką, uwadze arbitra technicznego ujść nie powinno. Wedle regulaminu ma on prawo i obowiązek zasygnalizować sędziemu głównemu o swoich spostrzeżeniach w spornej sytuacji.
Dla drużyny z Niecieczy była to pierwsza porażka od ośmiu spotkań. - Wiedzieliśmy, że prędzej czy później ta porażka przyjdzie. Nie załamujemy się jednak, bo dalej jesteśmy w grze o awans i nie odpuścimy do samego końca - zapowiada szkoleniowiec wicelidera tabeli zaplecza T-Mobile Ekstraklasy.