Tak małego zainteresowania meczem pucharowym Legii nie zanotowaliśmy od dawna. Na niecałą godzinę przed meczem trybuny świeciły pustkami. Natomiast na samo spotkanie pofatygowało się około czterech tysięcy fanów, w tym skromna grupka sympatyków FK. Na Łazienkowskiej wciąż trwa konflikt między kibicami a działaczami, więc o jakimkolwiek dopingu nie mogło być mowy.
W Warszawie cały dzień panował niemiłosierny skwar, lecz w porze meczu (godzina 18) temperatura spadła i można było mieć nadzieję, że obie drużyny rozegrają dobre, żywiołowe spotkanie.
Trener Rosjan Oleg Błochin dzień przed meczem mówił, że jeszcze nic nie wie o Legii, co mogłoby wskazywać na fakt, iż FK zlekceważy Legię. Jednak obie strony podeszły do spotkania skoncentrowane. Mecz zaczął się dość niemrawo, bez szaleńczych ataków żadnej ze stron. Pierwsza zaatakowała Legia. W czwartej minucie prawą stroną przedarł się Miroslav Radovic, jednak jego dośrodkowanie było za lekkie i zostało zablokowane przez rosyjską obronę.
W 14. minucie pierwsza nieprzyjemna sytuacja. Bez udziału rywala na murawę pada Dickson Choto. Zniesiony poza boisko, po kilku chwilach, utykając na nie powrócił. Trener Jan Urban widząc taki stan, wolał nie ryzykować i po kilku minutach w miejsce rosłego obrońcy wpuszcza Pance Kumbeva. To kolejne osłabienie i tak nie najlepiej spisującej się obrony. Powinno to zmobilizować działaczy do zwiększenia działań mających na celu sprowadzenie z kieleckiej Korony Brazylijczyka Hernaniego, o czym ostatnio sporo słychać.
W tym samym czasie na trybunach pojawiają się pierwsze nieprzychylne okrzyki w stosunku do gości, w tym m.in. "Gruzja, Gruzja" - co później bardzo nie spodobało się trenerowi Błochinowi.
20. minuta. Legia znów atakuje prawą stroną. Jeszcze jedna akcja Radovica. Tym razem prawoskrzydłowy centruje wprost na głowę Chinyamy, jednak ten zamiast do bramki, strzela głową w bok. Szkoda dobrej okazji. W tym fragmencie gry, z resztą jak niemal w całej pierwszej połowie Legia atakuje głównie skrzydłami. Po przeciwległej stronie dużo biega Maciej Rybus. Niestety niewiele z tego wynika. Wciąż słabo układa się jego współpraca z Rogerem. Sam Brazylijczyk w pierwszej połowie widoczny był głównie przy stratach w środku pola.
W 36. minucie pierwszy rzut wolny dla warszawskiej jedenastki. Maciej Iwański na pierwszy słupek, jednak strzał z głowy Vukovica minimalnie nad poprzeczką. Chwilę później groźna akcja piłkarzy z Moskwy. Dośrodkowanie z prawej strony. Na szczęście Alexandr Stavpec w dogodnej sytuacji nie trafia w piłkę.
W 40. minucie akcja znów przenosi się pod pole karne Rosjan. Z rzutu wolnego dośrodkowuje Tomasz Kiełbowicz. Piłka spada na głowę Vukovica - kolejny strzał, niestety znów za wysoko – piłka ociera się o poprzeczkę.
Sędzia dolicza minutę do regulaminowego czasu gry. Pierwsza połowa to raczej chaotyczne akcje obu drużyn, niewiele groźnych sytuacji. Legia atakuje głównie skrzydłami. Sporo strat w okolicach środka boiska. Praktycznie nie widać Chinyamy, a i reszta graczy nie prezentuje jeszcze wysokiej formy. W przerwie Jan Urban zmienia wyraźnie zmęczonego Rybusa - w jego miejsce pojawia się Sebastian Szałachowski.
Druga połowa rozpoczyna się od mocnego uderzenia FK Moskwa. W 53. minucie Rosjanie przedzierają się prawym skrzydłem. Dośrodkowana piłka lecąc wzdłuż linii końcowej mija całą obronę, dopada do niej Edgaras Cesnauskis i pakuje ją niemal do pustej bramki. 0:1.
Dziesięć minut później jest już 0:2. Tym razem strata w środku pola, brak odpowiedniej asekuracji. Aleksandr Samedov mija dwóch rywali i płaskim strzałem pewnie pokonuje Jana Muchę. Na trybunach jęk zawodu – dla Legii to chyba koniec przygody z europejskim pucharami w tym sezonie.
Po stracie drugiej bramki piłkarze Legii jakby odżyli. Już 3 minuty później błąd popełnili rosyjscy obrońcy. Nieodpowiedzialne podanie w poprzek boiska przechwytuje Maciej Iwański. Wbiega w pole karne, wzdłuż linii końcowej mija rywala i wykłada piłkę Rogerowi, który kieruje ją do pustej bramki. Jest trafienie na 1:2 - w Legionistach znów odżyła nadzieja, co było widać w kolejnych akcjach.
Od tej pory FK skupiło się na obronie wyniku, natomiast Legia przejęła inicjatywę, będąc już do końca spotkania stroną zdecydowanie przeważającą. W 74. minucie świetną okazję do zdobycia wyrównującej bramki przerywa sędzia Jouni Hyytia. Na boisku leży jeden z piłkarzy gości i sędzia uznał to za wystarczający powód aby przerywać grę w sytuacji podbramkowej. Zdenerwowało to zarówno piłkarzy, jak i kibiców Legii. Rosjanie w końcówce na murawie leżeli nad wyraz często. Po jednej z takich sytuacji piłkarze Legii nie oddali piłki rywalom, jak nakazuje zasada fair play. Niesamowicie rozwścieczyło to trenera gości, o czym nie omieszkał wspomnieć na pomeczowej konferencji.
Legioniści do końca meczu groźnie atakowali. Udało się nawet strzelić drugiego gola, jednak jak się później okazało ze spalonego. Roger ładnym strzałem głowy wykorzystał świetne dośrodkowanie z narożnika pola karnego od Iwańskiego. Pomocnik sprowadzony przed sezonem ze zdegradowanego Zagłębia, był jedynym z niewielu zawodników z Warszawy, do którego nie można mieć pretensji o występ w tym spotkaniu. Sędzia doliczył jeszcze 5 minut, po upływie których zakończył ten mecz.
Legia Warszawa - FK Moskwa 1:2 (0:0)
0:1 - Cesnauskis 53'
0:2 - Samedov 63'
1:2 - Roger 66'
Składy:
Legia Warszawa: Mucha - Kiełbowicz, Choto (17' Kumbev), Szala, Rzeźniczak, Rybus (46' Szałachowski), Roger, Vuković, Iwański, Radović, Chinyama (66' Giza).
FK Moskwa: Żewnow - Godunok, Bystrow, Cizek (85' Epureanu), Riebko (59' Samedov),Nababkin, Jop, Kaleszyn, Stawpiec (46' Bracamonte), Iwanow, Cesnauskis.
Żółte kartki: Kumbev, Radović, (Legia) oraz Kaleszyn, Godunok, Cesnauskis, Iwanow (FK Moskwa).
Sędzia: Jouni Hyytia (Finlandia).
Widzów: 4000.