Nie chcę popełnić tego samego błędu - rozmowa z Jarosławem Araszkiewiczem

Drugi raz w swojej karierze trenerskiej, Jarosław Araszkiewicz poprowadzi zespół Sandecji Nowy Sącz. Na początku pracy, zgodził się podzielić wrażeniami z czytelnikami portalu SportoweFakty.pl.

Piotr Wiśniewicz
Piotr Wiśniewicz

Michał Śmierciak: Dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi, tak głosi jedno ze znanych przysłów. Nie obawiał się pan, że powrót do Sandecji może okazać się złą decyzją?

Jarosław Araszkiewicz: Tak się szczęśliwie losy potoczyły, że ponownie mam okazję pracować w Nowym Sączu. Skoro znów zaproponowano mi stanowisko trenera, to musiałem chyba zostawić po sobie pozytywne wrażenie kilka lat temu. Były wtedy dobre wyniki, wiele pozytywnego udało się wtedy zrobić, także wracam tutaj chętnie. Co ciekawe poprzednio przychodziłem trenować do Sandecji po odejściu z Warty i teraz sytuacja jest taka sama, historia zatoczyła koło.

Za czasów pana poprzedniej kadencji klub borykał się ze sporymi problemami finansowymi, a jednak wyniki były dobre. Można się spodziewać, że skoro obecnie pod względem pieniędzy jest znacznie lepiej, to osiągnięcia także będą bardziej okazałe?

- Może wypada się bać, że w takiej sytuacji wyników nie będzie. Mówiąc już zupełnie poważnie, w piłce nożnej różnie się sprawy układają i tak naprawdę nie ma reguły. Przy problemach z finansami zespół się mobilizuje i zawodnicy chcą udowodnić swoją wartość, wypromować się do bogatszego klubu. Tak w życiu bywa, a Sandecja jest dobrze zorganizowana, ma wielu wspaniałych kibiców. Myślę, że jest odpowiedni klimat do tego, aby osiągać naprawdę dobre wyniki.

Na Sądecczyźnie wywalczył pan dwa awanse, przyszedł czas na trzeci?

- Słyszałem taką wersję, że Sandecja miała awansować w poprzednim sezonie, a jak się skończyło to wszyscy wiedzą. Interesowałem się losami tej drużyny, bywałem na meczach w Nowym Sączu i pobliskich Stróżach, więc dobro klubu leży mi na sercu. Ja nie chce mówić o szansach na awans, bo chodzi przede wszystkim o poprawę jakości gry. Trzeba nie tylko czarować efektownymi wyczynami na boisku, ale w dużej mierze zadbać o skuteczność, zdobywanie bramek. Każdy by chciał, żeby było widowiskowo, lecz nie zawsze tak się układa. Niekiedy trzeba męczyć się cały mecz i gola zwycięskiego zdobywa się w końcówce. Łatwo nie będzie, tym bardziej, że sporo drużyn będzie z Małopolski, wkrada się presja derbów, ale musimy spoglądać tylko na siebie.

Bywał pan na trybunach podczas spotkań w Nowym Sączu, jakie wnioski udało się dzięki temu wyciągnąć na temat mankamentów w grze drużyny?

- Dobrze, że nie pojawiłem się na meczu z Niecieczy, bo wtedy dopiero byłyby plotki. Nie chciałbym nikogo krytykować, ale jest dużo negatywów, jakie widziałem w tych spotkaniach i na pewno trzeba to zmienić. Należy skorygować postawę kilku zawodników, wprowadzić nieco nowości. Ja jestem, jak to mawiają przyłóż do rany, wszyscy twierdzą, że jestem wesoły i sympatyczny, ale prócz tego potrafię także być bardzo wymagający.

Zarząd poczynił kilka ruchów personalnych, to były pana decyzje?

- Prezesi częściej widzieli zespół w akcji niż ja, więc mają dokładny obraz tego, co prezentowali na boisku zawodnicy. Zarząd wprowadził w życie pewne ruchy na skutek własnych spostrzeżeń, natomiast ja rozmawiałem z niektórymi zawodnikami i nakreśliłem swoją wizję. Jest grupa, która trenuje i walczy o swój los, a pewni ludzie muszą rozstać się z klubem. Nie może być tak, aby ktoś był w zespole ale tylko figurował w spisie, a nie dawał odpowiednio dużo od siebie. Wszyscy ciężko pracujemy na wspólne dobro.

Należy zatem spodziewać się rewolucji?

- Wychodzę z takiego założenia, że jeśli zawodnik nie chce grać w Sandecji, to niech się dogada z władzami i lepiej szybko rozstańmy się jak dorośli ludzie. Jeżeli jednak ktoś decyduje się zostać tutaj, musi zaakceptować zmiany w dyscyplinie, zachowaniu i sposobie pracy. Pamiętam jak podczas mojej pierwszej przygody w tym klubie musiałem niektórych nauczyć odpowiedniego zachowania i tak może być teraz, o ile będzie potrzeba. Szatnia to drugi dom i trzeba wspólnie o to dbać, musi być ład i porządek. Będę tego wymagał.

Póki co zaobserwować można same ubytki, kiedy przyjdzie czas na wzmocnienia?

- Chcemy mieć bramkarza młodzieżowca, aby odpowiednio wpasować się w przepis. W polu jest kilku chłopaków spełniających te kryteria, więc nie ma sensu przesadzać z młodzieżowcami. Na dzień dzisiejszy jestem po słowie z Wojtkiem Mrozem, który kiedyś w tym klubie wykonywał bardzo dobrą robotę. Jest także grupa zawodników mogących wywalczyć sobie miejsce w drużynie. Nie chodzi o diametralną zmianę całości, lecz odpowiednia przebudowę i kadra będzie się składać z 23 zawodników, a w tym 3 bramkarzy. Jest do dyspozycji trochę młodych zawodników z rezerw, trzeba się im przyjrzeć. Może któryś zacznie grać, bo ja każdemu dam szansę, ale jak mnie przekona do tego. Kiedy ktoś mnie zawiezie, to jego sytuacja zrobi się wtedy trudna.

Podtrzymuje pan, że deklaracji co do pożądanego miejsca w tabeli nie będzie?

- Nie chcę popełnić tego samego błędu, jaki przytrafił się w przeszłości moim poprzednikom. Skupiamy się na każdym meczu osobno, nie ma długofalowych obliczeń, rozpisywania sobie punktów jeszcze przed spotkaniem i takich strategii. Każda kolejka to nowe wyzwanie, niosące za sobą trudy i nie będzie łatwo, zdarzą się także remisy oraz porażki, wszystkiego wygrać się nie da.

Trener Robert Moskal stosował dużą rotację składem, jak się pan na to zapatruje?

- Staram się postępować zgodnie z przysłowiem mówiącym o tym, że zwycięskiego składu bez potrzeby się nie zmienia. Jest wytypowana podstawowa jedenastka na pierwszy mecz u jeśli się sprawdzi, to może zostać na dłużej. Po co zmieniać, jeśli coś funkcjonuje dobrze, a kiedy przytrafią się kontuzje, kartki to wtedy możemy cos korygować. Nic na siłę.

W składzie znajduje się Filip Burkhardt, z którym łączy pana większa zażyłość niż z pozostałymi zawodnikami. Nie boi się pan zatem możliwych zarzutów o faworyzowanie niektórych piłkarzy?

- Pracując poprzednio w Sandecji, również sprowadziłem zawodników pochodzących z Poznania. Był wtedy dobry wynik, sprawdzili się, więc nie można mówić o grze po znajomości i tym podobnych sprawach. Wszystkim nie uda się dogodzić, zawsze znajdą się miłośnicy teorii spiskowych. Dla mnie liczy się forma piłkarza, jego umiejętności i zaangażowanie. To czy znam kogoś mniej lub więcej nie ma znaczenia. Każdy na początku ma czysta kartę. Nie poradzę jednak nic na to, że ktoś opowiada bzdury, to jego rzecz.

Będą jakieś znaczące zmiany w planie przygotowań?

- Nie przewiduje jakichś poważnych zmian. Mamy zaplanowanych sześć gier kontrolnych, co prawda wypadł nam sparing z Termaliką, ale to nei my go odwołaliśmy. Nasza praca przedsezonowa będzie bazowała na opracowanym już planie, życie jednak będzie pokazywało czy nie trzeba będzie czegos lekko skorygować, czy wprowadzić nowości.

Podczas rozmów z zarządem powierzono panu długotrwałe budowanie drużyny czy przyjęto wariant próbny, obowiązujący tylko jeden sezon?

- Przede wszystkim chcę dać zawodnikom możliwość pokazania się, udowodnienia swoich umiejętności. Manchester City był zespołem budowanym przez około cztery lata, dopiero wtedy osiągnął oczekiwany sukces. Małymi krokami będziemy wprowadzali w życie profesjonalizm. Jest to klub z tradycjami i może kiedyś zagra w ekstraklasie, skoro mogły się tak znaleźć Amica i Groclin. Powtarzam, wszystko małymi kroczkami, każdy pracuje na siebie, a to zacznie owocować. Trzeba zwracać duża uwagę na teraźniejszość, ale każdy ruch trzeba też rozważyć pod kątem przyszłości.

Więc kibice mogą z optymizmem patrzeć w stronę nadchodzącego sezonu?

- Trwają bardzo poważne rozmowy z zawodnikami i bez względu na ich dotychczasowe zasługi oczekuję, abyśmy wzajemnie traktowali się poważnie. Trzeba sobie kilka spraw wyjaśnić oraz przedyskutować na starcie, to przyniesie tylko korzyści. Muszę usłyszeć od zawodnika, gdzie najlepiej czuje się na boisku, jak odnajduje się w pewnych elementach taktyki. Wtedy dopiero mogę poukładać wszystko optymalnie, nie przymuszać kogoś do jakiejś pozycji czy strony na boisku. Jeżeli wiem kto co potrafi i gdzie najlepiej wychodzi mu gra, możemy wspólnie zadbać o wyniki.

Będzie to taka Sandecja, jaką jej sympatycy chcieliby oglądać?

- Mam nadzieję. Kiedy pracowałem tutaj poprzednio awansowaliśmy co prawda do drugiej ligi, ale nie wolno zapominać, że początkowo szło to po grudach. Nie obyło się wtedy bez wzmocnień, bardzo ważne było także zgranie zespołu i wypracowanie schematów. Pół roku trwało u nas to wzajemne docieranie się. Teraz może być podobnie, sprawne funkcjonowanie przychodzi wraz z treningiem, dlatego kibice powinni dać nam trochę czasu. Okazać wyrozumiałość dla naszych działań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×