- Z dyrektorem Jackiem Bednarzem dogadaliśmy się błyskawicznie, w trzy minuty. Przez kilka dni nie zdołałem natomiast porozumieć się z GKS Bełchatów. Jest mi bardzo przykro, że tak się stało. Jeszcze bardziej boli mnie to, w jaki sposób mnie potraktowano - mówi Dziennikowi Matusiak.
I opowiada o szczegółach negocjacji: - Przyjechałem z Heerenveen ze spakowanymi walizkami, bo wszystko wydawało się załatwione. Kluby porozumiały się w sprawie mojego półrocznego wypożyczenia, a ja dogadałem się w sprawie wynagrodzenia. Miałem zarabiać jedną trzecią tego co w Holandii i byłem z tego zadowolony. Bo przede wszystkim chciałem grać. Niestety, w Polsce okazało się, że władze klubu traktują mnie niepoważnie. Nie mówię tu o prezesie Jerzym Ożogu i trenerze Oreście Lenczyku, bo oni rozumieli moją sytuację i do nich nie mam pretensji. Inni panowie przy każdym spotkaniu zmniejszali proponowaną mi pensję. W niedzielę okazało się, że mam mieć zarobki na poziomie drugiej ligi polskiej. Wtedy zdenerwowany powiedziałem, że zagram w GKS za darmo, bo taka oferta mi uwłacza. Ale i tę propozycję władze klubu odrzuciły - przedstawia swoją wersję Dziennikowi Matusiak.