Dostali srogie lanie

Takiego wyniku na stadionie w Wągrowcu chyba nikt się nie spodziewał. Zielonogórska ekipa uległa miejscowej Nielbie różnicą aż siedmiu trafień. A przecież do czasu tego meczu Lechia w rozgrywkach ligowych radziła sobie zdecydowanie lepiej od wągrowieckiego zespołu...

Zielonogórska drużyna po czterech rozegranych kolejkach nie miała jeszcze na swoim koncie porażki. Piłkarze Lechii z dwoma zwycięstwami i taką samą ilością remisów znajdowali się w czubie tabeli i wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Rywalem zielonogórzan w piątej serii gier była Nielba Wągrowiec - drużyna, którą Lechiści w jakimś stopniu powinni mieć rozpracowaną, gdyż wągrowiecki zespół w środę przyjechał do Zielonej Góry na mecz rundy wstępnej Pucharu Polski z miejscowymi rezerwami. Jednak z przebiegu potyczki w ogóle nie można było wywnioskować, że Lechia widziała już w akcji zawodników Nielby. Było zupełnie odwrotnie, bo to drużyna z Wielkopolski zagrała tak, jakby znała wszystkie słabe punkty przeciwnika. Ostatecznie spotkanie zakończyło się kompromitującą porażką Lechii aż 1:8. Należy zatem zadać pytanie, czy to początek kryzysu zielonogórzan, czy tylko jednorazowa wpadka. - Wynik sam mówi za siebie. Ten mecz przegraliśmy, jeszcze zanim się zaczął. Sprawdziło się to, na co uczulałem przed rozpoczęciem rozgrywek - największym zagrożeniem dla tych młodych chłopaków będą oni sami. Do czasu tej porażki w lidze dobrze nam szło, osiągnęliśmy dobre wyniki i to spowodowało rozluźnienie przed meczem. W Wągrowcu w naszym zespole nie było żadnej koncentracji i dlatego traciliśmy bramki po katastrofalnych decyzjach - powiedział na antenie Radia Zachód Jarosław Miś, szkoleniowiec zielonogórskiego zespołu.

Zielonogórzanie przegrali siedmioma golami. W piłce nożnej jest to ogromna różnica, i takie wyniki nie zdarzają się często. Nic więc dziwnego, że jedną z przyczyn tej porażki było zbyt dużo dziur w obronie Lechii. - Mieliśmy dużo luk w defensywie. Piłkarze Nielby wiedzieli, jak gramy i jak nas można rozbić - mówi Maciej Górecki, pomocnik ekipy z Winnego Grodu.

O ocenę sobotniego meczu pokusił się również Michał Kojder, który w potyczce tej uratował honor zielonogórzanom, strzelając gola w doliczonym czasie gry. - W drugiej połowie zagraliśmy bardziej ofensywnie. Z tego powodu przeciwnik wyprowadzał kontry - twierdzi napastnik.

Źródło artykułu: