Stalówka zagrała w sobotę słabe zawody. Co prawda zielono-czarni stwarzali sobie okazje bramkowe, ale mimo naprawdę dobrych sytuacji nie byli w stanie zdobyć drugiego gola. - Zagraliśmy słabe spotkanie. Prowadziliśmy 1:0 i mówiliśmy sobie w przerwie, że musimy przetrzymać pierwsze piętnaście minut drugiej połowy. Niestety popełniliśmy głupie błędy i padły dwa szybkie gole, które popsuły nam całą koncepcję gry w drugiej odsłonie zawodów. Próbowaliśmy bić głową w mur. Nie układała się gra w środku pola. Rywale opanowali tą część boiska i tak to wyglądało a nie inaczej - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl pomocnik ekipy ze Stalowej Woli Damian Łanucha.
Fatalnie w defensywie
W sobotniej konfrontacji ze Stalą Rzeszów zielono-czarni popełnili mnóstwo poważnych błędów. Dwa gole, które Stalówka straciła były po błędach linii obrony. - W defensywie popełnialiśmy chwilami katastrofalne błędy. Przy pierwszym golu Michał Czarny chciał się zabawić, zagrać krosowe podanie, ale został przyblokowany i straciliśmy bramkę. Przy drugim trafieniu dla rywali nie wiem po co wychodził nasz bramkarz poza pole karne - dodał Łanucha.
Trener Mirosław Kalita do boju posłał sześciu zawodników, którzy często grają w formacji obronnej. Nie pomogło to jednak w odniesieniu zwycięstwa, mimo prowadzenia do przerwy. Gospodarze sobotniego meczu nie wykonali zadania w drugiej części zawodów, które postawił przed nimi szkoleniowiec. - To nie było 6 nominalnych obrońców. Artur Cebula może grać równie dobrze w pomocy, tak jak w poprzednim sezonie. Każdy zawodnik musi bronić i atakować. Na pewno nie chcieliśmy się bronić. O defensywie myśleliśmy w momencie kiedy prowadziliśmy. Liczyliśmy wtedy na grę z kontry. Drugą połowę zdominowali goście, którzy nie pozwolili nam na wykonywanie naszej koncepcji gry. Plan poszedł się …do kosza - stwierdził Kalita.
Zmiany nie pomogły
W drugiej połowie opiekun Stalówki dokonał zmian w środku pola. Jego zdaniem ani Łanucha, ani Michał Kachniarz nie spełnili pokładanych w nich nadziei. - Damianowi jak i Michałowi nie układała się gra w środku pola. Ta dwójka środkowych pomocników plus trzeci Przemek Żmuda nie współpracowała dobrze. Rywale zdominowali środek pola. Nie mogliśmy sobie z tym poradzić. Naszą mocną stroną było rozgrywanie piłki, a graliśmy nie wiadomo co. Nie mieliśmy pomysłu na grę - powiedział Kalita. Nie najlepsze zawody rozegrał także Wojciech Fabianowski, który dostał szansę od trenera i wyszedł w pierwszym składzie. Mirosław Kalita na pomeczowej konferencji był załamany jego postawą. - Ja nie płace zawodnikom. Ja wystawiam graczy do składu. Na tą chwilę nie mam innych graczy – stwierdził.
Potrzebny wstrząs
Stalowcy mają teraz kilka dni na przeanalizowanie wyników. Na pewno konieczne będą rozmowy, gdyż kolejne słabe występy jeszcze bardziej zniechęcą fanów, którzy i tak mają sporo cierpliwości i w liczbie około 1000 pojawiają się na obiekcie przy ulicy Hutniczej. - Odstraszmy kibiców ze stadionu. Któryś kolei mecz nie możemy zdobyć kompletu punktów u siebie. Wliczam także poprzedni sezon. Mobilizujemy się, rozmawiamy. Wszyscy wiedzą co mają robić, a na boisku zawodnicy mają spętane nogi, wdaje się nerwowość, panika. Wyniki są takie, jakie są - mówił po zawodach Kalita. Również sami piłkarze wiedzą, że musi się coś zmienić, gdyż każda kolejna porażka może wprowadzić nerwową atmosferę i skomplikować sytuację w tabeli. - Świat się nie zawalił. Musimy przepracować kolejny tydzień i jak się nie da wygrać, to trzeba mecz zremisować. Szkoda, że przegraliśmy drugi mecz z rzędu u siebie. To jest tragedia. Musimy przede wszystkim zacząć punktować, bo sytuacja w tabeli robi się nieciekawa - zakończył Damian Łanucha.
Fatalna seria Stalówki trwa
Piłkarze Stali Stalowa Wola przegrali drugi mecz z rzędu na własnym boisku. Zielono-czarni na stadionie przy ulicy Hutniczej nie wygrali od 14 kwietnia 2012r., kiedy to pokonali Pogoń Siedlce 2:0.