Marcin Ziach: Piłka nożna bez policji!

Nigdy bym nie pomyślał, że kiedyś dojdę do powyższego wniosku. Wszak policja zapewnia bezpieczeństwo wokół stadionu i dzięki niej nie dochodzi do zamieszek. Czy jednak mundurowi nie przesadzają?

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Dziwne rzeczy dzieją się ostatnimi czasy na polskich stadionach. Dziwne rzeczy dzieją się także wokół nich. Żyjemy niby w demokratycznym kraju, a mimo to wielu Polaków jest dziś pozbawianych praw do realizacji swoich życiowych pasji. Tak, mam na myśli kibiców - tych prawdziwych, którzy za swoją drużynę byliby gotowi dać się pokroić. Niestety ich jest nad Wisłą coraz mniej. Muszą schodzić do podziemia, niczym związkowcy "Solidarności" nieco ponad trzy dekady temu.

Niestety poziomy absurdu w naszym kraju dziś sięgają zenitu. Rozpoczęło się od walki z kibolami - ludźmi, którzy byli absolutnym zaprzeczeniem idei kibicowania. I słusznie. Cała Europa dała sobie z nimi radę, zadaniu podołała także Polska. Ale akurat u nas sprawy poszły o krok, a może nawet dwa za daleko. Odpowiadająca za bezpieczeństwo policja dziś zasłaniając się przepisami chce zamykać sektory kibiców gości. Przecież to totalny absurd, do jakiego może dojść tylko w tak zaściankowym kraju, jak Polska.

Czy ktoś wyobraża sobie bowiem mecz Realu z Barcą bez kibiców obu drużyn? Albo derby Manchesteru, Mediolanu czy Zagłębia Ruhry pomiędzy Borussią a Schalke? Nie! Tam gra się dla kibiców, w Polsce dla wygody policji.

Co gorsza, absurdów tego rodzaju mamy w Polsce coraz więcej. Każdy dzień rozpoczynam porannym przeglądem prasy. I co w ostatnich widzę? Komunikat policji w Rudzie Śląskiej, która "chce, by mecze piłkarskie były rozgrywane w takich porach, by wszyscy uczestnicy imprezy mogli bezpiecznie dojść na stadion, uczestniczyć w spotkaniu i równie bezpiecznie wrócić do domów". Pierwsze wrażenie - niedowierzanie. Patrzę na kalendarz, sierpień. Do 1 kwietnia daleko, ale ktoś ewidentnie robi sobie ze mnie jaja.

A że sam mam naturę zgrywusa, to wysyłam maila do rzecznika prasowego rudzkiej policji: - Proszę się nie martwić. Jeżeli policja boi się ochraniać społeczeństwo, społeczeństwo z pewnością ochroni policję! Niestety bez odzewu... Swoją drogą jestem ciekaw, czy gdybym poprosił o eskortę radiowozu na drodze dom - sklep - dom, to bym ją otrzymał. Może kiedyś spróbuję...

Podobnych żartów ze strony policji nie brakuje, ale te niestety nie tyle śmieszą, co szkodzą. W piątek wieczorem byłem na stadionie Piasta. 10-tysięczny obiekt był w połowie pusty lub jak kto woli - w połowie pełny. Siedzi obok mnie człowiek-dziennikarz. Najprawdopodobniej z Kędzierzyna Koźla, bo ma na tapecie laptopa fotkę z jednym z siatkarzy ZAKS-y. Pyta: - U was zawsze tak mało kibiców?

Że na meczach w Gliwicach bywam raczej gościnnie odpowiada za mnie koleżanka z gliwickiej telewizji. - Swoje zrobiła pora meczu. Piątek, 18:00. Swoje zrobiła też policja, bo przestraszyła ludzi, że jak przyjdą na Okrzei, to stanie im się coś złego. Widać, że nowy komendant chce pokazać, kto tu rządzi - odpowiada. Ostrzeżenia policji o meczu derbowym Piasta z Górnikiem Zabrze przełożyły się na każde kolejne spotkanie. Włodarze klubu liczą straty, bo bilety zostają w kasach. Na meczach I ligi stadion często pękał w szwach, dziś nikt już się o wejściówki nie bije.

Wierzę, że działania policji są warunkowane dobrem obywateli, ale czy aby na pewno prewencja nie jest przesadzona? W komunikacie dotyczącym powyższych derbów pojawia się fragment: "Jako mówiące wszystko przykłady takich scenariuszy wydarzeń można podać spotkania, które miały być – jak określili to kibice – "wielkimi świętami piłkarskimi": mecze Ruchu Chorzów z Górnikiem Zabrze (kwiecień 2012 r.) i Piasta Gliwice z Górnikiem Zabrze (wrzesień 2008 r.), gdzie doszło do szeroko opisywanych w mediach awantur między grupami stadionowych chuliganów."

Tego pochwalać nie można, to racja. Ale zapomniano chyba, że w międzyczasie wszystkie wymienione wyżej kluby rozegrały kilkadziesiąt, jak nie kilkaset, innych meczów ligowych czy pucharowych, w trakcie których policja nie musiała kiwnąć nawet palcem.

A tak, to wszystko zmierza nie w tym kierunku, w którym zmierzać powinno. I to nie tylko na Śląsku. Przykład? Kibice z Zabrza jadą tydzień temu 500 km. do Białegostoku, by zostać zatrzymani do czasochłonnej kontroli 10 km od stadionu Jagiellonii, a potem nie wpuszczeni na trybuny w skutek "pojawienia się pod obiektem w czasie krótszym, niż regulaminowa godzina przed pierwszym gwizdkiem sędziego". Ktoś kogoś robi za głupka...

Potem ci sami kibice piszą do poznańskiej policji z prośbą o nieprzydzielanie obstawy w drodze z dworca na stadion w Poznaniu, otrzymując w odpowiedzi hasło, iż: "w Poznaniu nie ma metod z westernów". Mam nadzieję, że tak rzeczywiście się stanie, bo kolejny zgrzyt będzie impulsem do jeszcze gorętszych protestów.

Akcja zawsze wywołuje reakcję. W konsekwencji zamieszanie wokół polskiego futbolu zamiast cichnąć będzie nabierało nowego rozgłosu. Z wielką szkodą dla polskiej piłki. Bezrobotni policjanci, wylegujący się w swoich radiowozach w trakcie meczów niczym mopsy, chyba stadionów nie zapełnią...

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×