Sebastian Staszewski: Widziałeś towarzyski mecz reprezentacji Polski z Ukrainą?
Artur Wichniarek: Tak, widziałem końcówkę pierwszej i całą drugą połowę. Przyznam, że ciężko się oglądało ten mecz. Było to spotkanie sparingowe i nie ma co przykładać wielkiej wagi do wyniku, ale gra nie wyglądała najlepiej. Przegraliśmy 0:1 z przeciętnie prezentującą się Ukrainą a to nie jest dobry znak przed meczami ze Słowenią i San Marino. No, ale może bądźmy dobrej myśli.
Zagrożenie stwarzane przez naszych napastników pod bramką Giorgi Pjatowa było znikome.
- To fakt, ale gry reprezentacji nie ma, co opierać tylko na napastnikach. Jeżeli nie ma wsparcia obrońców i szczególnie pomocników to napastnik może sobie najwyżej pobiegać bez celu. O napastnikach najbardziej świadczy liczba sytuacji stwarzanych przez nich pod bramką. Jednak bez podań nie istnieje żaden napastnik i nie ma, co zwalać winy na snajperów. Nie ja jednak jestem od oceniania i powołań, więc wstrzymam się od dalszego komentarza.
Nie masz żalu do trenera Leo Beenhakkera, że wciąż pomija ciebie przy nominacjach do gry w reprezentacji?
- Na pewno jest mi żal i trochę mam mu to za złe, ale to Beenhakker powołuje napastników i on za to odpowiada. Nie interesuje go to czy ktoś ma do niego żal o brak powołania czy nie. Ja już nie raz powtarzałem, że więcej niż robię zrobić nie mogę. Gram regularnie w pierwszej Bundeslidze, zawsze mam około dziesięciu bramek w sezonie i jestem w czołówce strzelców. Tego przecież wymaga się od napastnika. Brożek jest królem strzelców polskiej ligi i co? Ani on ani ja nie jesteśmy "international level"? Pewnie jeszcze muszę z dziesięć lat pograć w Niemczech żebym wskoczył na ten poziom.
Widzisz powody, dla których Holender pomija ciebie przy powołaniach?
- Nie wiem, czemu. Może dla tego, że regularnie gram albo strzelam za dużo bramek. Może jestem za dobry? Zapytaj jego, może on zna odpowiedź.
Sezon Bundesligi rozpocząłeś bardzo dobrze. Dwie bramki strzelone Werderowi Brema a dodatkowo bramka w Pucharze Niemiec. Jesteś bardzo dobrze przygotowany do sezonu.
- Okres przygotowawczy był w tym roku bardzo długi i ciężki. Dlatego cieszę się szczególnie, że po tak wymagającym czasie wychodzę na boisko i gram tak jak grać powinienem. Człowiek się cieszy nawet z treningu, podczas którego strzela się bramki w gierkach. Gole z Werderem są też ważne z powodu psychologicznego. Drużyna uwierzy, że możemy powalczyć z każdym rywalem. Ze Stuttgartem, Monachium czy Bremą.
Swoją dobrą grą i bramkami w Bundeslidze grasz Beenhakkerowi na nosie.
- Nie chcę nikomu grać na nosie. Gram dla swojej rodziny, dla kibiców i zespołu no i dla siebie. Wychodzę na boisko i myślę o tym, żeby zagrać jak najlepiej. Nie mam zakodowane żeby każdego gola dedykować Beenhakkerowi, który mnie nie powołuje. Dobra gra to świadectwo tego, że staram się dobrze wykonywać swoją pracę. Cieszę się z tego a, że przy okazji udowadniam Holendrowi, że potrafię grać to zupełnie inna sprawa.
W sobotę twoja Arminia gra mecz ligowy z Herthą Berlin. W stolicy Niemiec grałeś ponad dwa lata, ale byłeś tam tylko rezerwowym. Będziesz chciał coś udowodnić?
- Hertha to zamknięty rozdział. Zapomniałem o tamtej przykrej przygodzie i mecz z Berlinem będzie dla mnie takim samym pojedynkiem jak pierwszy mecz z Werderem czy mecz Pucharu Niemiec z drużyną z trzeciej ligi. Mam swoje lata i już się nie napinam na to spotkanie. Strzelam bramki w Bundeslidze i tym udowadniam, że zrezygnowano ze mnie nie słusznie.
Z Dieterem Hoenessem, dyrektorem sportowym Herthy jesteś pogodzony? Kiedyś doszło między wami do dużej sprzeczki.
- Wydaje mi się, że stare sprawy zostały zatarte. Mi się wydaje, że nigdy się nie obraziłem na Dietera, ale kiedyś po prostu zdecydowaniem powiedziałem swoje zdanie, powstała różnica zdań i doszło do małego spięcia. Na pewno po meczu podam mu rękę i nie będę patrzeć na niego wilkiem. Stare sprawy.
Kiedy odchodziłeś z Herthy, również z powody dyrektora Hoennesa były pewnie problemy finansowe. Wszystko zostało już załatwione?
- To już nie są sprawy czy problemy gazet i dziennikarzy. Pieniądze to moja sprawa i na pewno się tym zająłem. A czy otrzymałem zaległości zostanie w rodzinie a nie w prasie.
Kilka tygodni temu mówiłeś, że w klubie czekało na ciebie kilka poważnych ofert transferowych między innymi z Rosji czy Portugalii. Niespełna dwa tygodnie przed zakończeniem okienka transferowego możesz powiedzieć, że zostajesz w Bielefeld?
- Wydaje mi się, że zostaję na kolejny sezon, z czego też jestem zadowolony. Gram w dobrej lidze europejskiej, zdobywam bramki, zarabiam godziwe pieniądze. Nie widzę sensu żeby iść na przykład do ligi rosyjskiej i tylko tam być. Nie grać a być. Jeszcze nie jestem piłkarskim emerytem. Mam jeszcze dwa lata kontraktu w Niemczech i dlatego nie powiem, z jakich skąd dokładnie były to oferty. Mogłoby to zostać źle odebrane, więc zapomnijmy o tym.