Po sześciu kolejkach sezonu 2012/2013 T-Mobile Ekstraklasy piłkarze Podbeskidzia mają na koncie zaledwie dwa punkty. W tegorocznych rozgrywkach jeszcze nie wygrali, choć czterokrotnie otwierali wynik meczów. - Jakby się grało w piłkę do pierwszej strzelonej bramki, to byśmy dzisiaj chyba mieli najwięcej punktów w ekstraklasie - ironicznie kwituje sytuację drużyny Krzysztof Król.
Obrońca Podbeskidzia nie zgadza się jednak z opiniami, że bielszczanie nie grają, a przechodzą obok spotkań. - Co się z nami dzieje? Gramy przecież. Ruch to nie są jakieś tyczki stojące na boisku, też potrafią grać w piłkę. Gdyby nie potrafili, to drużyna nie byłaby w ekstraklasie - denerwuje się popularny "Królik".
Drugi sezon w ekstraklasie bielszczanie rozpoczęli źle, a już przed rozgrywkami wielu obserwatorów wskazywało na Podbeskidzie jako na tę drużynę, która jest pierwszym kandydatem do spadku do I ligi. Z tą opinią nie zgadza się obrońca Górali. - Nie rozumiem, dlaczego większość dziennikarzy sugeruje, że my jesteśmy już jakąś czerwoną latarnią ligi. Dochodzą mnie takie słuchy. To jest dopiero szósta kolejka, jakiś mecz musimy w końcu wygrać, odpalić. Musimy w każdym spotkaniu starać się o trzy punkty, bo bez wygranych będzie ciężko - odpiera sugestie Król i dodaje:
- Jak ja bym nie był optymistą, to bym nie grał w piłkę nożną - zaznacza.
Piłkarz Podbeskidzia przypomina, że jego drużyna miała swoje szanse na doprowadzenie do wyrównania w starciu z Ruchem Chorzów. Odpiera zarzuty, że zespół po strzelonej przez siebie bramce chciał już tylko utrzymać wynik do końca meczu. - Wynik 1:0 wiadomo nie przesądza, że się wygrało spotkanie. Gra się 90. minut i na pewno chcieliśmy strzelić drugiego gola. Nie udało się. Ruch strzelił dwie bramki, ale my też mieliśmy swoje sytuacje w drugiej połowie. W 90. minucie bliski strzelenia z główki był Robert Demjan. Ruch wybronił się troszkę szczęśliwie, ale jednak - przyznaje Król.
Jakie zatem przyczyny niepowodzeń dostrzega defensor Górali? - Brakuje koncentracji i za mało bramek strzelamy. Widocznie jeden gol nie wystarczy, żeby wygrać spotkanie - kończy były zawodnik m.in. rezerw Realu Madryt.