Mateusz Michałek: Pańskim zdaniem Grzegorz Lato wypadł z walki o drugą kadencję, bo nie był w stanie zebrać 15 głosów poparcia, czy jednak chodziło o coś innego?
Tomasz Miętkiewicz
: - To na pewno jest głębsza sprawa. Zobaczmy co stało się z wizerunkiem PZPN-u. Miałem okazję być z prezesem Lato na meczu Polska – Mołdawia we Wrocławiu. Spiker wygłosił jego imię i nazwisko i nagle rozpętała się burza gwizdów. To świadczy o tym, że obecny prezes nie jest akceptowany przez większość środowiska piłkarskiego. Podobne wnioski można wyciągnąć obserwując obecne wybory. Ubieganie się o stanowisko prezesa ludzi z jego najbliższego otoczenia pokazuje, że Grzegorz Lato nie ma i nie miał najmocniejszej pozycji. Wierna do jakiegoś czasu gwardia postawiła na własne kandydatury. Cieszę się, że sam prezes Lato podjął decyzję o rezygnacji. Nie mam pojęcia na ile poparć mógł liczyć, ale naprawdę cieszę się, że zrobił to wcześniej, a nie czekał do ostatniej chwili. Za to należy mu się szacunek.
Z tego co wiem, Grzegorz Lato odwiedził pana, gdy został pan szefem na Warmii i Mazurach. Pewnie przekonywał, żeby podarować mu rekomendację?
- To bardzo ciekawe, bo z ręką na sercu – i to nie dlatego, że akurat z panem rozmawiam – mogę powiedzieć, że na dobrą sprawę nie dyskutowaliśmy o wyborach. Jeśli już to chwilę w kontekście tego, że za niedługo będą. Tylko tyle. Nie było z jego strony pytań, czy Warmia i Mazury będzie go popierać, po prostu przyjechał i pogratulował wygranej. Sam byłem tym nieco zaskoczony.
Nie było tematu poparcia, czyli rozmowę wspomina pan miło?
- To był bardziej jego monolog. Odnosił się jeszcze do czasów swojej gry w reprezentacji. Sporo było historii, a mało rozmowy o przyszłości. Jego plan był napięty, bo później pojechaliśmy jeszcze do Ostródy, gdzie wręczaliśmy puchar. Gier wyborczych nie było.
Jak patrzy pan na kandydaturę Zdzisława Kręciny? Bądź co bądź, człowieka, który cieszy się fatalnym wizerunkiem.
- W lipcu doszło do spotkania wszystkich baronów. Media przyjęły takie określenie, nie jest ono zbyt szczęśliwe, ale nie o to mi teraz chodzi. Rozmawialiśmy na temat różnych kandydatur i przyjęliśmy stanowisko, że osoby, które mają zarzuty lub są podejrzane o takie, a nie inne czyny, nie będą przez nas popierane. Cieszę się, że wszyscy dotrzymali tego słowa, bo z tego co wiem, żaden wojewódzki ZPN nie poparł pana Kręciny. Chciałbym oczyścić cały związek z ludzi, którzy mają niejasną przeszłość, związaną z korupcją, czy nieeleganckim zachowaniem.
Nie poparliście i nie poprzecie Kręciny, w takim razie kogo zarekomendowaliście?
- Poparliśmy panów: Bońka, Antkowiaka i Koseckiego.
Czyli zostaje nam jeszcze pan Potok. Dlaczego nie on?
- Pan Potok był delegatem PZPN-u ds. bezpieczeństwa na spotkaniu Stomilu Olsztyn z Zawiszą Bydgoszcz, które odbyło się trzy tygodnie temu. Na meczu byli też m.in. Witold Dawidowski z Podlaskiego ZPN-u i oczywiście prezes Stomilu, który również jest delegatem na zjazd. Dochodziły do nas informacje, że pan Potok może startować w wyborach, więc w kuluarach go o to spytaliśmy. Owszem mówił, że Śląsk i Małopolska go namawiają, ale trzykrotnie pytany, odpowiedział, że nie będzie startował. Proszę sobie wyobrazić, że trzy dni później zadzwonił do mnie z informacją, że jednak kandyduje i liczy na poparcie z naszej strony. Oczywiście go nie otrzymał. Nie może być tak, że ktoś tak błyskawicznie zmienia swoje zdanie. Prezes PZPN-u reprezentuje cały związek, również na arenie międzynarodowej. Z osobami, które tak szybko zmieniają zdanie nikt poważny się nie liczy.
Kto ma obecnie największe szanse na zwycięstwo w wyborach?
- Myślę, że cała walka rozegra się między Bońkiem a Koseckim. Przynajmniej na północy kraju mniejsze szanse daje się reszcie, czyli Antkowiakowi, Kręcinie i Potokowi. Nie zdecydowaliśmy jeszcze na kogo ostatecznie zagłosujemy. Czekamy na spotkania ze wspomnianą dwójką. Do wyborów pozostały trzy tygodnie, więc jest jeszcze sporo czasu. Na pewno w szerszym gronie delegatów spotkamy się przy okazji spotkań z RPA i Anglią. Województwo Warmińsko - Mazurskie, licząc głos Stomilu, dysponuje w sumie czterema głosami. Mam nadzieję, że wybrany zostanie kandydat, którego akceptujemy, ale w razie czego, jeśli wygra ktoś inny, będziemy silną opozycją. Oczywiście w wypadku realizacji programu, który nie będzie zbieżny z naszymi oczekiwaniami.
Nie ma pan wrażenia, że walka pomiędzy pańskimi faworytami - Bońkiem i Koseckim pomoże wygrać komuś innemu?
-
Boję się tego. Właśnie słyszę, że ktoś zamawia jakieś ekspertyzy, że Boniek, mimo że jest zameldowany w Bydgoszczy, jednak nie może wystartować. Gdy wcześniej pełnił inne funkcję, to nikt nie robił z tego problemu. Albo słyszałem, że ktoś wyciąga historię związaną z Koseckim, gdy podeptał jakąś koszulkę i się na kogoś obraził. Takie rzeczy są mało eleganckie. Nie wiem, może za chwilę wypomni się Potokowi, że służył w Służbach Specjalnych w Niemczech. Jestem przeciwny wyciąganiu podobnych brudów. Owszem, gdyby chodziło o łamanie prawa, to takich ludzi trzeba usuwać, ale nie powinno się wypominać takich rzeczy.
Bo na połączenie sił Bońka z Koseckim nie ma co liczyć?
- Wie pan co, Boniek był w Olsztynie pięć dni temu. Zasugerowałem mu, żeby się dogadali, jeden byłby prezesem, a drugi wiceprezesem. Zadeklarował, że odbędzie z Koseckim rozmowę w tej sprawie. Nie wiem, czy spotkanie już się odbyło, ale pewnie za niedługo się o tym dowiemy. Byłoby to optymalne rozwiązanie.
To na koniec niech pan powie jak idzie panu oczyszczanie pańskiego związku z dziwnej przeszłości? W końcu jest pan nowo wybranym prezesem.
- Stopniowo, może nie wymieniając, ale redukując ilość dotychczasowych ludzi chcemy być związkiem, który nie tylko karze kluby, ale również im pomaga. Chcemy nieco inaczej podchodzić do małych klubów, które nie posiadają zbyt wiele pieniędzy, ale za to mają braki organizacyjne. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Patrząc na tą wielką politykę przy wyborze prezesa PZPN-u, widzę, że jesteśmy coraz bardziej rozpoznawalni. Poprzednie władze nie funkcjonowały zbytnio na szczeblach centralnych. Nareszcie ktoś widzi, że tutaj też są ludzie. Krok po kroku, Warmia i Mazury płynie w dobrym kierunku.