Marcin Żewłakow: Może będę królem strzelców

Marcin Żewłakow po wygaśnięciu umowy z belgijskim KAA Gent zdecydował się na przeprowadzkę do APOEL Nikozja. 25-krotny reprezentant Polski przekonuje, że nie traktuje przygody z ligą cypryjska jak okazji do złapania opalenizny i zapowiada, że będzie walczyć o koronę króla strzelców. Okazję na zdobywanie bramek będzie miał choćby w Pucharze UEFA, bo jego zespół wyeliminował belgradzką Crvenę Zvezdę i awansował do kolejnej rundy tych rozgrywek.

Po prawie dziesięciu latach gry w Belgii Marcin Żewłakow przeniósł się do cypryjskiego APOEL Nikozja. Wydawać by się mogło, że transfer z Jupiler League, gdzie, na co dzień rywalizuje się z takimi zespołami jak Anderlecht Bruksela, Club Brugge czy Standard Liege do teoretycznie słabszej ligi cypryjskiej jest sportową emeryturą. Nic bardziej mylnego. Paradoksalnie Anderlecht odpadł już w drugiej rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów z białoruskim BATE Borysów a zespół z Liege po dogrywce uległ słynnemu Liverpoolowi. Zespoły z Cypru natomiast jakby nigdy nic wyeliminowały z rozgrywek pucharowych Olimpiakos Pireus, AEK Ateny oraz serbską Crvenę Zvezdę Belgrad!

Żewłakow przyznaje, że również jego zaskoczyły wyniki czołowych klubów z Wyspy Afrodyty. - Przyznam szczerze, że jestem mile zaskoczony poziomem czołowych klubów ligi cypryjskiej. Nie spodziewałem się, że zespoły z tej maleńkiej wyspy mogą powalczyć z Crveną czy Olimpiakosem. Razem z AEK te zespoły to może nie światowa czołówka, ale to znane kluby z tradycjami. Również finansowo zdecydowanie przewyższają Cypr. Mój APOEL w pierwszym meczu z zespołem z Belgradu zremisował 2:2 a spokojnie mogliśmy wygrać, bo byliśmy lepsi - relacjonuje 32-latek.

Wychowanek stołecznego Drukarza wyjaśnia jednak, że prócz "wielkiej trójcy" pozostałe kluby ligi cypryjskiej prezentują mizerny poziom. Miłym przerywnikiem są właśnie europejskie puchary. - Prawda jest też taka, że większość zespołów na Cyprze to piłkarskie białe plamy. Nikt o nich nie słyszał. Omonia Nikozja, APOEL Nikozja oraz Anorthisis - to cypryjska czołówka od lat. Same rozgrywki ligowe są niestety na niskim poziomie. Dobrze, że przynajmniej walczymy w pucharach, bo to pewny rodzaj nagrody specjalnej. Taka wisienka na zakalcu - obrazuje.

Jednym z czynników, które sprawiają, że drużynom przyjezdnym gra się na Cyprze niezwykle ciężko jest temperatura, która w środku dnia sięga 50 stopni! "Żewełek" widzisz także inne przyczyny porażek rywali z kontynentu. - Po prostu nas lekceważą. Przyjeżdża taki Olimpiakos i ma żal, że musi marnować czas na jakichś Cypryjczyków. A tu Cypryjczycy go pyk, pyk i po sprawie. Zawsze do rywala trzeba podchodzić z respektem. No i oczywiście pogoda a szczególnie temperatury. Grecy czy Hiszpanie i tak nie mają najgorzej. Co dla Polaka albo Anglika znaczy 50 stopni? Jedna, wielka tragedia - opowiada.

Wielu zawodników wybiera Cypr na swoją piłkarska emeryturę. Wygodne życie, dobre zarobki i piękna pogoda - to kusi starszych piłkarzy do przeprowadzki do niespełna milionowego państwa. Marcin zapowiada jednak, że na Wyspę Afrodyty przyjechał strzelać bramki a nie wygrzewać kości.

- Nie traktuje siebie, jako piłkarskiego emeryta, ale nie oszukuję. Przechodząc na Cypr, który leży trochę z dala od piłkarskiej Europy uciekłem od możliwości transferu. Fakt pogoda jest tu piękna, ale za bardzo nie myślę o wakacjach. Przyznam też, że żyje się tu wygodniej niż w Polsce czy Belgii. Życie jest wolniejsze, bardziej ludzkie - 32-latek opisuje cypryjska sielankę. - A w klubie o Polakach mają tu dobre zdanie. Kamil Kosowski już robi tu furorę, więc nie mogę być groszy. Mam nadzieję, że mnie też dobrze zapamiętają. Najlepiej z bramek. O! Może będę królem strzelców a "Kosa" królem asyst - śmieje się piłkarz.

Urodzony w Warszawie napastnik w Belgii grał prawie 10 lat. W 225 spotkaniach na boiskach Jupiler League zdobył 93 bramki! Tylko siedmiu trafień brakuje mu do przekroczenia magicznej bariery 100 bramek. - No tak, ciągle statystyki. Radkowi Gilewiczowi brakuje tylko jednego gola i miałby sto strzelonych w Austrii. Już nie zawraca sobie tym głowy, choć szkoda kilku okazji zmarnowanych za młodu. Mało, który piłkarz z Polski strzela za granicą ponad sto bramek.

Żewłakow zaskakująco informuje, że nie myśli o powrocie do Polski. Mimo iż na bieżąco obserwuje rodzimą ekstraklasie nie widzi obecnie powodów, dla jakich miałby wraca na polskie boiska. Niewykluczone, więc, że ostatnim klubem uczestnika Mistrzostw Świata w Korei i Japonii będzie jego obecny pracodawca. - Na bieżąco obserwuję ekstraklasę i przyznam, że jakiś mnie do niej nie ciągnie. Czasem myślę, czy dałbym sobie radę z Głowackim, czy powalczyłbym z Arboledą. Teraz mam jednak dwuletnią umowę z zespołem z Nikozji i po wygaśnięciu będę mieć 34 lata. Jedynym powodem, dla którego mógłbym wrócić do kraju jest rodzina. Tyle lat tułamy się po Belgii, że pomału każdemu się może znudzi. Ale to melodia przyszłości. Teraz skupiam się na tym, co mam obecnie a więc na APOELU - kończy Żewłakow.

Komentarze (0)