Mateusz Michałek: W 13 spotkaniach rozegranych w kończącym się roku polska reprezentacji straciła 10 bramek. Pomijając klasę niektórych rywali to niezły wynik.
Krzysztof Dowhań: - Tak, choć mam trochę mieszane uczucia. Do tej pory, począwszy chociażby od Jurka Dudka, a później Artura Boruca, Łukasza Fabiańskiego, aż wreszcie po Wojtka Szczęsnego, mieliśmy gwarancję naprawdę wysokiej klasy. Niestety mam dziwne odczucia, że po kontuzjach tych dwóch ostatnich... Niby jest Przemek Tytoń, do kadry wrócił też Tomek Kuszczak, ale tej klasy zaczęło mi trochę brakować. Oczywiście ja nie mówię, że to są źli bramkarze. Po prostu brakuję mi tego błysku. Mam nadzieję, że na wiosnę do bramki wróci Wojtek, który właśnie wyleczył kontuzję.
Czyli pańskim zdaniem, jeśli Szczęsny nie będzie miał problemów ze zdrowiem, powinien być bezdyskusyjną "jedynką"?
- Wojtek już po powrocie po urazie pokazał w barwach Arsenalu kilka interwencji na bardzo wysokim poziomie. A przecież trzeba wziąć pod uwagę, że przez kontuzję stracił kilka tygodni. Jak będzie zdrowy, to na pewno on zasługuje na grę w kadrze, ale nie chciałbym zapeszać...
Nawet nie ma co dyskutować, najbardziej zapadającym w pamięć bramkarskim wydarzeniem minionego roku było jednak wejście Tytonia w meczu Euro 2012 z Grecją.
- Przemek wszedł do bramki już w trakcie imprezy i prezentował się dobrze. Jak już wspomniałem, to jest bardzo dobre granie, ale patrząc na wszystkie mecze w jego wykonaniu, czegoś mi brakuje.
Z tego co pamiętam, to pan był za tym, żeby Szczęsny wrócił do bramki na trzecie spotkanie grupowe z Czechami?
- Przed turniejem, czy w klubach, jeszcze przed ligą, ustala się kto jest tym pierwszym. Drugi walczy, rywalizuje, ale musi się z tym pogodzić. Wyszedłem z tego założenia, że jeżeli Smuda przed turniejem dał wyraźnie do zrozumienia, że Wojtek jest bramkarzem numer jeden, to po karze za czerwoną kartkę powinien wrócić do bramki. Trenerzy wybrali inaczej i jak się okazało, wyszło to nam na dobre.
Nie ma pan wrażenia, że niektórzy za szybko zrobili z Tytonia kogoś na miarę bóstwa?
- I tutaj znowu wracamy do tego co powiedziałem na początku, w jego grze brakuje mi klasy. To jest też zawarte w tym, iż po jednym, czy kilku dobrych spotkaniach robimy z zawodnika gwiazdę europejskiego formatu. Jeśli chodzi o Przemka w PSV, to nie wiem, dlaczego trener Advocaat przestał na niego stawiać. Wygrał rywalizację z reprezentantem Szwecji, Isakssonem, więc musiał prezentować bardzo dobrą formę. Aż tu nagle okazało się, że pierwszy bramkarz reprezentacji Polski zaczął siedzieć na ławce. Coś mi tutaj nie gra. Nie wiem jakie są tego przyczyny, jego słabsza forma, czy może jednak zadecydowały inne względy. Wojtek, który wcześniej ugruntował swoją pozycję w Arsenalu, po kontuzji od razu wrócił do bramki.
Można powiedzieć, że trener Advocaat uspokoił nieco nastroje niektórych obserwatorów, którzy po mistrzostwach "transferowali" Tytonia do największych europejskich klubów.
- Do tego wszystkiego trzeba mieć chłodną głowę. Sam zawsze staram się nie kierować jakimiś specjalnymi emocjami. Na takie rzeczy trzeba patrzeć bardziej obiektywnie, bo niektórzy czasami za szybko się podpalają. Rzecz jasna nie umniejszam tego, co Tytoniowi udało się osiągnąć. Nie będę się wymądrzał i mówił, że to nie jest bramkarz na reprezentację, ale po prostu od Dudka, Boruca, Fabiańskiego, czy Szczęsnego czuć było większą klasę.
Krótko mówiąc, obecnie wygląda to tak, że jest Szczęsny, a później długo, długo nic?
- Nie można skreślać Fabiańskiego, któremu brakuje trochę szczęścia i łapie kontuzję za kontuzją. Przecież to cały czas jest bardzo dobry bramkarz, który wcześniej rozegrał już sporo meczów w kadrze. Zobaczymy też co będzie dalej z Borucem. Sztab szkoleniowy reprezentacji powiedział, że jeśli będzie regularnie bronił w Southampton to dostanie swoją szansę. Na razie ze względów dyscyplinarnych nie jest brany pod uwagę w ustalaniu składu, ale nie zagłębiajmy się w to. Reprezentacyjni trenerzy będą skupiać się na tym, kto prezentuje w danym momencie odpowiednią formę. Jeśli Wojtek będzie grał cały czas, to ciężko żeby stawiano na kogoś, kto będzie siedział na ławce.
Żal trochę panu, że to jednak nie jeden z pańskich wychowanków został bohaterem podczas Euro?
- O bohaterstwie Tytonia moglibyśmy mówić, gdybyśmy awansowali dalej. Zanotował dobre spotkanie, należał się do wyróżniających się zawodników, ale przecież nie udało się nam awansować z grupy. Pewnie wszyscy liczyli na świetne występy Wojtka, który przed imprezą bronił w niemal wszystkich spotkaniach. Pierwszy mecz troszkę mu nie wyszedł. Tak to już jest, pewnie z wiekiem będzie nabierał jeszcze większego doświadczenia. Cały czas będzie się rozwijał i robił postępy.
A Tytoń może się jeszcze rozwinąć?
- Przede wszystkim musi wrócić do bramki w klubie. Ciężko się rozwijać, nie grając. Wiem to z własnego doświadczenia, przecież pracuję z bramkarzami od ładnych paru lat. Można pauzować dwa, trzy mecze przez drobną kontuzję, czy kartki, ale jeżeli okres bez gry będzie się ciągnął miesiącami, to pewności zacznie brakować. Sam trening to nie wszystko, tym bardziej, jeśli gra się na poziomie reprezentacyjnym.
Chyba nie mam co pytać, kiedy jest pan bardziej spokojny, kiedy w bramce stoi Szczęsny, czy Tytoń?
- Jestem spokojniejszy, gdy broni Wojtek (śmiech). Wyżej cenię jego umiejętności. A błędy zdarzają się najlepszym. Nawet Casillasowi, który jest według mnie najlepszym fachowcem na świecie. Ma 31 lat, rozegrał jakieś 700 profesjonalnych spotkań, a zdarzają się mu pomyłki.
Nie ma co ukrywać, że w każdej ze swoich wypowiedzi trzyma pan dość wyraźnie stronę swoich wychowanków.
- Staram się to robić (śmiech). Coś już w tej polskiej piłce osiągnęli. Ale obojętnie, czy chodzi o mojego wychowanka, czy kogoś innego, zawsze staram się docenić jego klasę. Ktoś się może nie zgadzać z tym co mówię, ale zawsze mówię szczerze. Tak się akurat zdarzyło, że z nimi pracowałem... Z Jurkiem Dudkiem, na przykład, nie pracowałem, a zawsze doceniałem jego umiejętności. Był świetnym bramkarzem.
Według pana Tytoń ma szanse kiedykolwiek wskoczyć na taki poziom, że sam pan przyzna, iż jest lepszy od Szczęsnego?
- Powiem tak, z Wojtkiem miałem okazję pracować i dokładnie wiem jak się rozwijał. Co prawda jako młody chłopak wyjechał do Arsenalu, ale jestem pewien, że gdyby został w Warszawie, to w niedalekim czasie zadebiutowałby w Legii. Wszystko wskazywało na to, że będzie następnym, który wskoczy do bramki. Rozwinął się i teraz jest pierwszym bramkarzem "Kanonierów". To była słuszna decyzja. Szkoda mi "Fabiana", bo gdyby nie kontuzje, to pewnie ostro by z nim rywalizował.
45 minut w reprezentacyjnej bluzie w tym roku rozegrał Tomasz Kuszczak. Trzeba przyznać, że dzięki wypożyczeniu do Watfordu, a teraz definitywnym przejściu do Brighton ewidentnie odżył.
- Pewnie, że tak, w końcu ile miał siedzieć w Manchesterze. Ma już 30 lat, jak na bramkarza nie jest jeszcze stary, ale młodzieniaszkiem też już nie jest. Tomek od dłuższego czasu mówił, że chce grać, a w Manchesterze postawili na kogoś innego. Czasami trzeba się pogodzić z tym, że czas znaleźć sobie inne miejsce. Wszyscy polscy kibice chcieliby, żeby bronił na stałe w Manchesterze, tak żebyśmy mieli jak najwięcej bramkarzy w klubach ze ścisłej elity, ale mamy to, co mamy (śmiech). Cieszmy się, że kilku i tak regularnie gra zagranicą. Jeśli jeszcze chodzi o Tomka, to przed nim kilka sezonów bronienia na wysokim poziomie. Nie jest powiedziane, że w najbliższym czasie nie wróci do Premier League.
Jak pan oceni zachowanie sir Alexa Fergusona, który dość długo zwodził naszego rodaka?
- Ciężko coś powiedzieć, bo Ferguson czy Wenger mają tych zawodników na co dzień. Ściśle ich obserwują i mają własne wizje dotyczące drużyny. Może w pewnym momencie uznał, że umiejętności Tomka nie są i nie wejdą na poziom, który go satysfakcjonuje. Naprawdę nie mam pojęcia i nie będę polemizował z tą decyzją. Też czasami podejmuje decyzje, które z boku nie są popularne. Każdy zawsze kieruje się różnymi względami.
Przyjmijmy, że Szczęsny i Tytoń mają pewne miejsce w kadrze. Kto według pana zasługiwałby na trzecie miejsce? Fabiański, czy Kuszczak?
- Nawet jeśli Łukasz będzie zdrowy, to będzie miał problem, bo w Londynie jest przecież Wojtek. On też wielokrotnie mówił, że chce grać, więc może zdecyduje się na odejście do innego klubu. Jak dobrze pamiętam, ma 27 lat, więc może spokojnie pobronić gdzieś indziej. W Anglii jest jeszcze trochę innych klubów, a jakąś markę sobie już chyba wyrobił. Oczywiście jeśli na coś takiego zgodzi się Wenger.
Myśli pan, że w kadrze zobaczymy jeszcze Boruca?
- Na to się już zanosiło. Nawet podkreślałem w kilku wywiadach, że brakuje mi Artura i jego doświadczenia w reprezentacji. Co by nie mówić to oprócz Józka Młynarczyka i wspomnianego Dudka, to wcześniej chyba żaden polski golkiper nie miał takiej renomy w Europie. Myślę, że Artur wejdzie do bramki Southampton i powalczy o reprezentację. W końcu mówił, że chce do niej wrócić.
Kogo by pan widział z bluzą numer jeden, gdyby każdy z bramkarzy, o których rozmawiamy regularnie grał w swoim klubie?
- Kurczę, znowu ciężkie pytanie. Trzeba by ich wtedy poobserwować, bo trudno tak dywagować. Na pewno bym się wahał. Zresztą same umiejętności bramkarza to nie wszystko, ważne też, jak współpracuje z nim linia obrony i cała drużyna.
Który z pańskich wychowanków dysponował na początku największym potencjałem?
- Zawsze chwaliłem Wojtka Szczęsnego za umiejętność szybkiego uczenia się. Pracowałem z nim jeszcze przed jego przejściem do Legii, w Agrykoli. Warunki fizyczne, technika... Po prostu było widać, że chłopak ma wielki talent. Wiedziałem, że jeżeli będzie do tego wszystkiego podchodził z rozsądkiem, to osiągnie sukces.
Jak pan oceni ten rok w wykonaniu innych golkiperów, którzy kręcili się wokół kadry? Chociażby Łukasza Skorupskiego z Górnika?
- Wyróżniał się w ekstraklasie, ale - podobnie jak inni z polskiej ligi - to jeszcze nie jest bramkarz tej klasy co Wojtek, Łukasz czy Artur. Liga polska ligą polską, ale reprezentacja to są wyższe progi.
Który młodszy, polski bramkarz, występujący w ekstraklasie, zasługuje na miano tego najlepszego? Wspomniany Skorupski, a może Dariusz Trela, czy Jakub Słowik?
- Każdy z nich ma swoje wady i zalety i w kończącym się roku miał lepsze i gorsze momenty. Porównując ich do Łukasza Fabiańskiego, którego Paweł Janas wziął jako trzeciego na mistrzostwa świata w 2006, wypadają gorzej. Oczywiście pewnie będą się jeszcze rozwijać. Żadnego z nich nie skreślam, ale to, czy wskoczą na reprezentacyjny poziom zależy tylko od nich. Czasami trzeba mieć też trochę szczęścia, by trafić do klubu, w którym się będzie dobrze grało.