Zagłębie traci punkty na własne życzenie - relacja z meczu GKS Katowice - KGHM Zagłębie Lubin

Dawno nie było w Katowicach takich emocji. Już po pierwszej połowie Zagłębie pewnie prowadziło z gospodarzami dwiema bramki i wszyscy zgromadzeni zastanawiali się ile jeszcze strzeli bramek. Nic takiego nie miało jednak miejsca. Zagłębie nie postawiło przysłowiowej "kropki nad i" - w ostatnich dziesięciu minutach stracili dwie bramki i zremisowali wygrany mecz.

Mecz rozpoczął się minutą ciszy, którą kibice i piłkarze uczcili pamięć tragicznie zmarłego fana miejscowej drużyny. Od pierwszego gwizdka sędziego lepsze wrażenie sprawiali goście. Już w 5. minucie za polem karnym interweniować musiał - zastępujący kontuzjowanego Jacka Gorczycę - Maciej Budka. Na jego szczęście atakujący Iljan Micanski i tak był na spalonym. Było to pierwsze ostrzeżenie Zagłębia. Drugiego już nie było. Z około 30 metrów w pole karne dośrodkował Michał Goliński, piłka przeleciała przez całe pole karne, odbiła się od ziemi i wpadła w długi róg bramki strzeżonej przez Budkę, dla którego był to pierwszy ligowy mecz w barwach "Gieksy".

- Zawsze mówię, że każdą bramkę można obronić. Winy za tego gola nie ponoszę, ale zawsze można się było lepiej ustawić - powiedział po spotkaniu bramkarz z Katowic. GKS grał bardzo nerwowo i niedokładnie, rzadko zagrażając bramce gości. Strzały katowiczan albo pewnie łapał Aleksander Ptak albo przelatywały wiele metrów nad jego bramką. Groźne kontry wyprowadzało za to Zagłębie. Bliski podwyższenia wyniku był Micanski, ale przegrał pojedynek sam na sam z Budką. Jak mówi jednak przysłowie "co się odwlecze to nie uciecze". Na minutę przed końcem pierwszej połowy dwójkową akcję przeprowadzili Szymon Pawłowski i Micanski, którą pięknym strzałem z woleja zakończył ten ostatni. Była to ostatnia godna odnotowania akcja tej części meczu. Przy zejściu do szatni piłkarzy gospodarzy żegnały przeraźliwe gwizdy.

- W szatni było gorąco. Przeprowadziliśmy między sobą męskie rozmowy - mówił po spotkaniu obrońca GKS-u Marcin Krysiński. Można było to dostrzec na boisku, bo katowiczanie przejawiali większą ochotę do gry. Najpierw w 50. minucie na bramkę Ptaka strzelał Gabriel Nowak, ale bramkarz "Miedziowych", z kłopotami, obronił ten strzał. Chwilę później w doskonałej sytuacji znalazł się Łukasz Wijas. Po dośrodkowaniu Szymona Kapiasa przyjął piłkę na 11. metrze i nie atakowany przez nikogo oddał strzał, zbyt lekki by zaskoczyć bramkarza gości. Ta sytuacja ożywiła sennie grających piłkarzy z Lubina, bo w ciągu dwóch następnych minut mogli rozstrzygnąć losy tego spotkania. Najpierw fatalny błąd popełnił Kapias, który przed własnym polem karnym stracił piłkę. Niestety dla gości tej znakomitej szansy nie wykorzystał Robert Kolendowicz, który zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału. Gdy już strzelił, piłkę pewnie złapał Budka. Kilkadziesiąt sekund później środkiem przedzierał się Goliński, ale zamiast podać na skrzydło do Kolendowicza strzelił. Ale zbyt lekko by sprawić kłopoty bramkarzowi GKS-u.

Piłkarze z Katowic grali już wtedy bez wsparcia swoich fanów, którzy skandowali: "zejdziecie z boiska, nie róbcie z nas pośmiewiska" oraz "szesnaste miejsce, co to k...a jest?". Nikt nie przypuszczał, że spotkanie może zakończyć się inaczej niż wygraną lubinian. Jednak stare piłkarskie porzekadło głosi, że "niewykorzystane sytuacje lubią się mścić". Tak było i tym razem. W 82. minucie indywidualną akcję w polu karnym Zagłębia przeprowadził Łukasz Janoszka. Ściągnął na siebie trzech obrońców i oddał futbolówkę przed pole karne do Wijasa, który mocno uderzył. Do odbitej przez Ptaka piłki dopadł Janoszka i strzałem głową umieścił ją w siatce gości. Nie był to koniec strzelania na stadionie przy Bukowej. W 90. minucie tuż przed polem karnym faulowany był Grazvydas Mikulenas. Do piłki podszedł kapitan gospodarzy Krzysztof Markowski. Uderzył technicznie nad murem, piłka trafiła w poprzeczkę, odbiła się od murawy i wyszła w pole. Tam do piłki dopadł Mikulenas i wślizgiem umieścił ją w bramce. - Bramkę zapiszcie Markowskiemu. Piłka po jego strzale odbiła się już za linią bramkową - rzucił po meczu dziennikarzom popularny "Miki". Zagłębie kończyło spotkanie w 10 bowiem już w doliczonym czasie gry za dyskusje z sędzia Mateusz Bartczak otrzymał drugą żółtą kartkę.

Kibice GKS-u, którzy wcześniej skandowali "Kaj jest ta Gieksa?" żegnali piłkarzy okrzykami "To jest ta Gieksa! Piłkarze! To jest ta Gieksa". Jak przyznał na konferencji prasowej trener Zagłębia Dariusz Fornalak - Przegraliśmy wygrany mecz. Bo ten remis jest dla nas porażką Wtórował mu trener katowiczan Jan Żurek - Wydawało się, że przegramy to spotkanie.

GKS Katowice - KGHM Zagłębie Lubin 2:2 (0:2)

0:1 - Goliński 11'

0:2 - Micanski 45'

1:2 - Janoszka 82'

2:2 - Markowski 90'

Składy:

GKS Katowice: Budka - Krysiński, Markowski, Kapias, Mielnik - Wijas, Iwan (89' Sadowski), Nowak (59' Plewnia), Domżalski (46' Mikulenas) - Janoszka, Kaliciak.

KGHM Zagłębie Lubin: Ptak - G. Bartczak, Stasiak, Lacić, Nhamoinesu - Pawłowski (74' Plizga), Hanzel, M. Bartczak, Goliński, Kolendowicz (90' Klofik) - Micanski (60' Kędziora).

Żółte kartki: Krysiński, Mielnik, Kaliciak, Iwan, Mikulenas (GKS) oraz Ptak, Kędziora, Stasiak (KGHM Zagłębie L.).

Czerwona kartka: Bartczak /90' za drugą żółtą kartki/ (KGHM Zagłębie L.).

Sędzia: Marcin Szrek (Kielce).

Widzów: 2500 (270 gości).

Najlepszy piłkarz GKS: Łukasz Janoszka.

Najlepszy piłkarz Zagłębia: Iljan Micanski.

Piłkarz meczu: Łukasz Janoszka.

Źródło artykułu: