- W czasie meczu ze Słowenią na trybunach siedziało kilku moich piłkarzy. W rzędzie za nimi siedzieli faceci z ambicjami, którzy chcą dostać się do władzy w PZPN. Spytajcie chłopaków, co mówili. Oni byli szczęśliwi, że nie wygraliśmy! - denerwował się Leo Beenhakker.
- Wygram - mówią: jestem z tobą, zawsze byłem twoim poplecznikiem. - Przegram - wbijają nóż w plecy. Plują na ciebie i masz udawać, że pada deszcz? Pier... to! Wiem teraz, że muszę odejść, bo to jedyne rozwiązanie problemów polskiej piłki. Prawda? Moi poprzednicy także odchodzili, ale czy to poprawiło stan waszej piłki? - pytał wściekły Holender.