Jeszcze w zeszłej rundzie gra Lecha Poznań nie zawsze wyglądała ciekawie. Często była jednak skuteczna i efektywna. W ostatnich meczach poznaniacy stwarzali sobie więcej sytuacji, ale wciąż strzelają mało bramek, a punkty zdobywają głównie na wyjazdach. Rundę wiosenną zaczęli co prawda od wysokiego zwycięstwa z Ruchem Chorzów, ale w kolejnych trzech spotkaniach było już gorzej.
O ile z wyjazdów udało się przywozić punkty, to w Poznaniu nie mogą się przełamać. Lech nie wygrał na własnym stadionie pięć ostatnich meczów i zdobył w nich tylko jedną bramkę i punkt. W minioną sobotę nie zdołał pokonać nawet outsidera T-Mobile Ekstraklasy, czyli GKS-u Bełchatów. - Ten remis bardziej boli niż cieszy, choć Bełchatów również miał swoje sytuacje. W tym meczu mieliśmy sytuacje jeszcze dogodniejsze niż z Polonią i znowu nie potrafiliśmy nic strzelić. Ta sytuacja już nas tak drażni, że w następnym meczu musimy strzelić bramki i się przełamać - mówi Marcin Kamiński.
Lech na własnym stadionie o wiele lepiej prezentuje się w drugich połowach. Podobnie było i tym razem. - W drugiej połowie nieźle to wyglądało, ale pierwszą znowu przespaliśmy. Szkoda niewykorzystanych sytuacji - mówi Hubert Wołąkiewicz, a Kamiński dodaje: - Często to tak u nas wygląda, że w pierwszej połowie gramy słabo, a w drugiej o wiele lepiej. Ciężko mi powiedzieć z czego to wynikało, ale musimy pracować nad tym, aby cały mecz wyglądał tak jak drugie 45 minut.
O ile w jesiennych meczach poznaniacy często grali bez polotu i mieli mało sytuacji, to teraz często dochodzą do sytuacji strzeleckich, ale brakuje zimnej krwi przy ich wykończeniu. - Musimy popracować nad skutecznością, bo jest to nas słaby punkt - nie ma wątpliwości Kamiński.
Remis z bełchatowianami sprawił, że poznaniacy znów tracą do Legii cztery punkty. - Strata do Legii znowu wzrosła, ale nie załamujemy się. Do końca sezonu jest wiele spotkań i mam nadzieję, że zwycięstwa u siebie przyjdą - zakończył Wołąkiewicz.