Nie jest łatwo być kibicem Ruchu Chorzów wiosną. Najpierw kompromitacja w pojedynku z Lechem na inaugurację rundy, a w piątek blamaż w batalii z Podbeskidziem.
Niebiescy po świątecznej wygranej nad Zagłębiem Lubin mieli nadzieję na pokonanie Górali i pozbawienie ich złudzeń na pozostanie w ekstraklasie. Tymczasem Podbeskidzie wygrało z Ruchem 3:1 i nie dość, że bielszczanie wywieźli z Cichej komplet punktów, to jeszcze bilans meczów w sezonie mają korzystniejszy. Do wicemistrzów Polski brakuje Podbeskidziu już "tylko" siedmiu punktów. - Musimy patrzeć na siebie i sami punktować. Po wygranej w Chorzowie Podbeskidzie wciąż będzie wierzyć w powodzenie w walce o utrzymanie - stwierdził stoper Niebieskich Piotr Stawarczyk, który na początku meczu sprokurował rzut karny. - Ciężko mi ocenić czy była jedenastka. To były ułamki sekund. Wiem, że dostałem piłką w głowę oraz w rękę. To kwestia interpretacji - dodał.
W zespole Niebieskich zawiedli niemal wszyscy. W Ruchu po raz pierwszy w wyjściowym składzie zagrał Robert Chwastek. Lewy obrońca był jednak jednym z najsłabszych ogniw Niebieskich. - Na pewno nie zagrałem na tyle na ile mnie stać - stwierdził defensor. - Zagraliśmy maksimum tego na co nas stać - zaskakująco podsumował Chwastek.