W składach obu drużyn nastąpiło sporo zmian w stosunku do tych, do jakich przywykliśmy w trakcie pierwszych kolejek obecnego sezonu. W pierwszej "11" łodzian znaleźli się m.in.: Zdzisław Leszczyński i Paweł Drumlak. Ten pierwszy zastępować musiał Marcina Adamskiego, który nie zdążył się wyleczyć do piątkowego pojedynku (a kontuzjowany jest także Georgas Freidgeimas), a drugi wygryzł ze składu Labinota Halitiego. W zespole trenera Michała Probierza zadebiutowali Rangel Cionek Thiago i Tomas Pesir, potwierdzony do rozgrywek dosłownie na kilka godzin przed meczem.
Od pierwszego gwizdka sędziego, gospodarze zaatakowali. Aktywni byli zwłaszcza Gabor Vayer i Dawid Jarka, ale z większości akcji łodzianie nie potrafili oddać strzału, a ich efektem były zazwyczaj rzuty rożne. Stałe fragmenty gry to zresztą zmora ŁKS-u. Piłkarze Marka Chojnackiego tylko w pierwszej połowie wykonywali 9 "rogów", ani razu nie zagrażając przy tym bramce Piotra Lecha, a jedynie nadziewając się na groźne kontry gości.
- W dzisiejszym spotkaniu najgroźniejsze dla nas były stałe fragmenty, ale nie rywali, ale... własne. Niestety nie mam w tej chwili piłkarza, który potrafiłby z rzutu rożnego albo wolnego dograć dokładnie na głowę kolegi i nad tym bardzo ubolewam. Co gorsza, po tych stałych fragmentach rywale często nas kontrowali i mogło się to źle skończyć - powiedział po meczu trener ŁKS-u.
Pierwsze 20 minut to zdecydowany napór ŁKS-u. W ósmej minucie z linii pola karnego w poprzeczkę trafił Vayer, jednak chwilę wcześniej arbiter liniowy wychwycił pozycję spaloną i ewentualny gol i tak nie byłby uznany. Po pewnym czasie jednak mecz się wyrównał, a po pół godzinie gry to Jagiellonia mogła prowadzić. Goście z lewej strony weszli w pole karne, Bogusław Wyparło wyszedł na krótki słupek, tymczasem piłka poleciała na długi i do pustej bramki główkował Ensar Arifović, jednak niecelnie.
Decydująca dla losów spotkania okazała się 38. minuta. Fatalny błąd na 30. metrze obrońców gości, Jakub Biskup z pierwszej piłki zagrał do Jarki, ten wyszedł na pozycję sam na sam z Lechem, położył go ziemi i umieścił piłkę w siatce. Po zdobyciu gola ŁKS uspokoił grę i czekał na przerwę, jednak tuż przed nią, miał wyśmienitą okazję na podwyższenie prowadzenia. Vayer podał do Jarki, który jednak tym razem uderzył wysoko nad bramką.
ŁKS, nauczony chociażby meczem z Polonią przed 3 tygodniami, kiedy to prowadził 1:0, a przegrał 1:2, tym razem nie cofnął się do obrony, tylko cały czas dyktował warunki na boisku. W drugiej odsłonie pojedynek zrobił się jednak dość brutalny, w dużej mierze za sprawą słabo spisującego się arbitra z Warszawy - Marcina Borskiego. Na początku był on zbyt pobłażliwy dla piłkarzy obu zespołów, pozwalając na zaostrzenie się gry, a następnie nieco się pogubił, stracił panowanie nad meczem i szastał kartkami na prawo i lewo. Efektem było kilka przepychanek na boisku, między innymi z udziałem Leszczyńskiego, Adama Marciniaka i Pesira i 7 żółtych kartek.
W 82. minucie łodzianie powinni prowadzić 2:0. Stuprocentową sytuację miał Vayer, jednak piłkę czubkiem buta zatrzymał wyciągnięty jak struna 40-letni golkiper Jagiellonii. W końcówce goście nie potrafili zagrozić bramce Wyparły, bowiem łodzianie umiejętnie utrzymywali się przy piłce na połowie rywala i ostatecznie zasłużenie wygrali w meczu 5. kolejki ekstraklasy 1:0.
ŁKS Łódź - Jagiellonia Białystok 1:0 (1:0)
1:0 - Jarka 38'
Składy:
ŁKS: Wyparło - Marciniak, Mowlik, Leszczyński, Ognjanović, Biskup (78' Świątek), Kascelan, Drumlak (64' Haliti), Kujawa (83' Woźniczka), Vayer, Jarka.
Jagiellonia: Lech - Stano, Lewczuk, Hermes, Dzienis (77' Renusz), Arifović (61' Kojasević), Cionek, Król, Everton (46' Zawistowski), Jarecki, Pesir.
żółte kartki: Ognjanović, Leszczyński, Marciniak, Jarka, Świątek (ŁKS) oraz Zawistowski, Jarecki (Jagiellonia).
Sędzia: Marcin Borski (Warszawa).
Widzów: 4000.