Górnik Zabrze "dojechał" na mecz z Pogonią Szczecin po 28 minutach rywalizacji. Do tego czasu nie zdołał ani razu zagrozić bramce Radosława Janukiewicza i dość szczęśliwie przegrywał wyłącznie jednym trafieniem.
- Pogoń miała w tym czasie dużo do powiedzenia, my natomiast nie pierwszy raz źle weszliśmy w mecz i nasza gra była po prostu słaba. Szanse na wyrównanie miał już wcześniej Irek Jeleń, lecz tak naprawdę dopiero w końcówce pierwszej połowy zyskaliśmy przewagę, którą posiadaliśmy do końca spotkania - przypomniał Paweł Olkowski.
Prowadzenie Portowcom dali... zabrzanie, a konkretnie Michał Bemben, który pechowo wpakował piłkę do własnej siatki w 11. minucie. - Dopiero po stracie gola nasze poczynania zaczęły wyglądać tak, jak to wcześniej ustalaliśmy. Poprawiliśmy organizację zarówno w defensywie, jak i ofensywie. Jeszcze lepszą grę pokazaliśmy po przerwie, stworzyliśmy sytuacje podbramkowe, w których zabrakło nam skuteczności - wtórował Adam Nawałka.
Faktycznie - Górnik zepchnął Pogoń do głębokiej defensywy i był o włos od wyrównania. Na ile była to konsekwencja tego, że szczecinianie opadli z sił? - Nie można tak stawiać sprawy. Pogoń cofnęła się na własną połowę, ponieważ zaczęliśmy grać lepiej. Z tego wzięły się nasze sytuacje podbramkowe, których niestety nie zamieniliśmy w gole. Akurat sił na walkę do ostatniego gwizdka Pogoni nie zabrakło - protestował Olkowski.
Dużo chaosu pod bramką Pogoni wprowadzały akcję zabrzan po prawej stronie boiska, gdzie raz po raz ogrywali Mateusza Lewandowskiego. W 60. minucie Prejuce Nakoulma otrzymał podanie właśnie z tej strefy boiska i nie tyle mógł, co powinien ulokować piłkę w siatce.
- Staraliśmy się robić przewagę liczebną na skrzydłach i dało to efekt w postaci sytuacji podbramkowych. Mieliśmy Pogoń rozpracowaną i wiedzieliśmy, że choć Akahoshi jest nominalnie ustawiony na skrzydle, to często schodzi do środka i w tym miejscu Pogoń potrafi dobrze pograć piłką i utrzymać się przy niej - zwrócił uwagę Olkowski.