Chociaż emocje po meczu z Mołdawią już opadły, to wielu osobom do tej pory ciężko zrozumieć, jak Polacy mogli to spotkanie zremisować. - Sami sobie skomplikowaliśmy ten mecz, bo dawno takiego spotkania nie było, gdzie kontrolowaliśmy przebieg i stwarzaliśmy sobie dogodne sytuacje. Brakowało wykończenia, jakiegoś ostatniego podania. Bramkę straciliśmy w najmniej oczekiwanym momencie. Gdzieś tam po wyrzucie piłki z autu na własnej połowie daliśmy sobie odebrać futbolówkę i nie mogliśmy już później przerwać tej akcji. Szkoda, wielka szkoda - skomentował Maciej Rybus.
Polacy doskonale rozpoczęli spotkanie i szybko strzelili bramkę. Potem doskonałą okazję na podwyższenie prowadzenia zmarnował właśnie Rybus. - Poszedłem w ciemno. Fajnie wyszliśmy do pressingu dwoma albo trzema zawodnikami. Ja odebrałem tę piłkę i miałem idealną sytuację, aby strzelić gola. Co tu dużo mówić... Nic mnie nie tłumaczy. Po prostu przegrałem pojedynek z bramkarzem. Chciałem podnieść tę piłkę, może trzeba było minąć bramkarza... Takie sytuacje powinno powinno się wykorzystywać. Prowadzilibyśmy 2:0 i na pewno grałoby się łatwiej - wyjaśniał Rybus.
Zawodnik Tereka Grozny dość niespodziewanie boisko opuścił w 64. minucie. - Nie miałem na to wpływu. Trener tak zadecydował... Chciał na pewno pomóc drużynie. Czułem się przede wszystkim dobrze fizycznie, - nawet lepiej, niż w tym poprzednim spotkaniu z Liechtensteinem, gdzie czasami trochę mnie zatykało, a tym razem mogłem biegać do przodu, do tyłu i pomagać w defensywie. Jednak 60 minut i na ławkę... Też od początku drugiej połowy gra nam się nie kleiła. Trener chciał wpuścić świeżych zawodników, coś tam zmienić. Nie udało się i nasza sytuacja zrobiła się bardzo dramatyczna - skomentował sam główny zainteresowany.
O ile pierwsza połowa w wykonaniu Polaków była dobra, to druga już zdecydowanie gorsza. - W pierwszej połowie jeszcze było trochę więcej miejsca na stronie przeciwnika, gdzie dobrze graliśmy w odbiorze. Po przerwie Mołdawia się już cofnęła. Brakowało nam pomysłu i może cierpliwości, bo też zagraliśmy dwa podania i już chcieliśmy otworzyć sobie drogę do bramki. Trzeba było ich rozgonić po tym boisku, pograć wszerz, poprzesuwać i na pewno jakieś miejsce by się znalazło. A tak to biliśmy głową w mur - podsumował Maciej Rybus.