Gdy Piotr Zieliński po meczu z Mołdawią schodził do autokaru reprezentacji Polski, to akurat niedaleko przechodzili rozgoryczeni fani biało-czerwonych. Zieliński więc trochę z przymusu nasłuchał się cierpkich słów pod adresem kadry. Mocno podłamany piłkarz w pewnym momencie po prostu zrezygnował z dalszej rozmowy i udał się do autokaru. Oberwało mu się najbardziej, chociaż nie jest głównym winowajcą słabej postawy biało-czerwonych w Kiszyniowie. Dla niego bowiem był to dopiero drugi mecz z orzełkiem na piersi. - W pierwszych trzydziestu minutach mieliśmy pięć sytuacji. Trzeba było troszkę zimnej krwi i powinniśmy wykorzystać to, co mieliśmy. W drugiej połowie była już nerwówka. Z minuty na minutę coraz gorzej się grało, a bramkę musieliśmy strzelić. Jak się za bardzo chce, to nie wychodzi - wyjaśniał pomocnik. - Nie mogę ocenić swojej gry. Nic takiego wielkiego nie zrobiłem. Trzeba było pomóc kolegom, dać jakąś prostopadłą piłkę. Miałem też jeden strzał, ale też zimnej krwi zabrakło, bo mogłem to lepiej wykończyć. Trzeba z tego wyciągnąć wnioski - dodał.
Co ciekawe, Mołdawia niczym nie zaskoczyła drużyny prowadzonej przez Waldemara Fornalika. - Spodziewaliśmy się, że będą zaangażowani i będą walczyć oraz że będą od czasu do czasu wyprowadzać kontry. Brak naszej skuteczności w tym meczu był jednak najbardziej widoczny. Musieliśmy wykorzystać te sytuacje - zaznaczył piłkarz, który mimo wszystko był także wdzięczny polskim kibicom za doping w trakcie spotkania. - Na pewno kibice nam pomagali i jesteśmy za to wdzięczni. Możemy jednak ich tylko przeprosić za wynik. Tyle kilometrów przejechali... Zaangażowanie było, robiliśmy wszystko, aby ten mecz wygrać, ale nie udało się. Czasami tak jest - skomentował.
Polacy remisem z Mołdawią znów niesamowicie skomplikowali sobie sytuację w grupie i na mundial do Brazylii mogą już praktycznie pojechać tylko w roli kibiców. - Teraz sobie bardzo mocno skomplikowaliśmy sytuację, ale dalej wierzymy i może coś się wydarzy, że jeszcze awansujemy - stwierdził Zieliński. - To boli, inaczej to sobie wyobrażaliśmy. My tak samo jesteśmy zawiedzeni - podsumował.