Minimalizm został ukarany. Lech Poznań po dość przypadkowym golu prowadził przy Cichej, ale po zmianie stron postanowił oszczędzać siły i na siedem minut przed końcem pojedynku stracił prowadzenie. Przyznać trzeba, że gol dla chorzowian był dosyć szczęśliwy, ale na bramkę Niebiescy jak najbardziej zasłużyli. - Bramką śmierdziało od kilku minut i w końcu ją straciliśmy - stwierdził Mateusz Możdżeń. - Po przerwie nie wiem dlaczego daliśmy się zepchnąć do defensywy. Przecież w pierwszej połowie wszystko dobrze wyglądało, mogliśmy prowadzić wyżej - dodał.
Przez długie minuty wiele wskazywało na to, że bohaterem wieczoru będzie Vojo Ubiparip, który w pierwszej odsłonie popisał się strzałem z dystansu. Lecącą na krótki słupek piłkę przepuścił Krzysztof Kamiński. Jak stwierdził Serb, takie uderzenie w jego wykonaniu to nie jest przypadek. - Takie strzały regularnie trenuję. Gram teraz z boku boiska i muszę szukać szans na gole w taki właśnie sposób - wyjaśnił. - Nie wygraliśmy, bo nie dołożyliśmy drugiego gola. Sam miałem kilka kolejnych okazji, ale ich nie wykorzystałem. Potem cofnęliśmy się i straciliśmy dwa punkty. Niepotrzebnie broniliśmy minimalnej przewagi - dodał Ubiparip.
Serb nie rozpaczał jednak z powodu straty dwóch punktów. - Sezon jest długi i jeszcze wiele meczów przed nami - podsumował piłkarz Lecha.
Czym Lechowi Poznań... śmierdziało?
Nie tak w Poznaniu wyobrażano sobie inaugurację sezonu. Kolejorz, który w ostatnich latach w pierwszych meczach najczęściej wysoko zwyciężał, tym razem musiał pogodzić się z remisem.