Legia w końcu z napastnikami

Pierwsze siedem spotkań i piętnaście zdobytych bramek, z czego trzynaście w ostatnich pięciu spotkaniach. W tej klasyfikacji warszawiacy ustępują jedynie Lechowi Poznań, który strzelił już siedemnaście bramek.

Legia praktycznie zawsze w swoim składzie miała świetnych napastników. Wspominając tylko najnowszą historię, możemy wymienić Dariusza Dziekanowskiego, Jerzego Podbrożnego, Wojciecha Kowalczyka czy Cezarego Kucharskiego. W ostatnich sezonach strzeleniem kilkunastu bramek mogli pochwalić się Marek Saganowski oraz Stanko Svitlica, który został nawet królem strzelców.

Później nastąpiły jednak gorsze i brakowało napastnika z prawdziwego zdarzenia. Piotr Włodarczyk co prawda potrafił strzelić dziesięć lub więcej goli w sezonie, ale potrzebował do tego tylu sytuacji, że gdyby wykorzystał choćby połowę z nich, parokrotnie powinien zostać królem strzelców. Również Brazylijczycy Elton i Junior do bramkostrzelnych nie należeli.

Nadzieja pojawiła się, gdy do Legii z łódzkiego Widzewa przenosił się Bartłomiej Grzelak. Król strzelców II ligi, chwalony przy okazji przez swojego szefa (co akurat zrozumiałe, gdy chce się piłkarza sprzedać), a niegdyś świetnego napastnika - Zbigniewa Bońka. Ówczesny udziałowiec Widzewa zapowiadał, że Legia kupując Grzelaka zapewniła sobie zdobywanie bramek potrzebnych do wywalczenia mistrzostwa Polski. Jednak ponad 600 tysięcy euro wydane na tego napastnika do dnia dzisiejszego się nie zwróciło. Grzelak jest albo kontuzjowany, albo bez formy.

Obecny sezon zaczął się od bardzo pozytywnego akcentu. Legia wykupiła definitywnie kartę Takesure Chinyamy, sprowadziła z Hiszpanii Mikela Arruabarrenę, do drużyny dołączył również doświadczony Piotr Rocki, a cały okres przygotowawczy przepracował Grzelak. Ten ostatni zagrał w pierwszej kolejce w meczu z Polonią i zdołał strzelić piękną bramkę. Był jednym z najlepszych zawodników na boisku, które opuścił przedwcześnie z powodu... kontuzji. W meczu Młodej Ekstraklasy z Piastem zdobył jednak dwie bramki i jak tylko wróci do pełni dyspozycji, może zacząć strzelać kolejne.

Rocki zdobył bramkę w pierwszym swoim występie - przeciwko Wiśle Kraków w Superpucharze. "Rocky" wydaje się być idealnym zmiennikiem, który swoją walecznością może wiele dać drużynie w końcówkach spotkań. Arruabarena póki co jeszcze nie strzelił. W minioną sobotę zadebiutował w lidze. Zdania na temat jego występu są podzielone. Jedni wytykają mu niewykorzystane sytuacje, z kolei inni zauważają, że potrafił się znaleźć w polu karnym i dojść do strzeleckich okazji. Wszyscy czekają na jego przebudzenie. Pierwsze mecze nie były dobre w wykonaniu Chinyamy. Najlepszy strzelec Legii w poprzednich rozgrywkach nie zawsze ćwiczył z drużyną przed rozpoczęciem sezonu. Wypełniał obowiązki związane z grą w reprezentacji. Teraz wrócił do formy z poprzednich rozgrywek i znów imponuje strzelecką dyspozycją, zdobywając w lidze już cztery bramki.

A więc Legia nareszcie zdobywa dużo bramek, mimo że i tak nie wykorzystuje wielu okazji ku temu. Do bramek zdobywanych przez napastników dochodzą trafienia pomocników. W tych rozgrywkach strzelali już m. in.: Miroslav Radovic, Roger, Edson, Piotr Giza, czy ostatnio Maciej Iwański w Pucharze Polski. Mimo to ciągle nie cichną pytania o zawodników, których nie udało się kupić. Przed sezonem starano się o powroty Saganowskiego, Marcina Mięciela, a przede wszystkim o Roberta Lewandowskiego, który ostatecznie trafił do poznańskiego Lecha i tam seryjnie zdobywa gole. Całą sprawę wyjaśnił dyrektor sportowy, odpowiedzialny w Legii za transfery, Mirosław Trzeciak. - Lewandowski strzela w Lechu, ale nie wiadomo czy to samo robiłby w Legii - mówił po rozegraniu kilku spotkań, a we wszystkim wtórował mu trener Jan Urban. - Nie wiadomo czy Lewandowski u nas dużo by grał. Na dzień dzisiejszy Legia gra jednym wysuniętym napastnikiem i jest nim Chinyama - dodał szkoleniowiec Wojskowych. Po siedmiu seriach spotkań można powiedzieć, że obaj panowie mają rację - Legia gra efektownie i skutecznie, a w tabeli wyprzedza Lecha.

Źródło artykułu: