Bokserski nokaut - komentarze po meczu Górnik Łęczna - Znicz Pruszków

Goście tryskali optymizmem po ostatnim gwizdku sędziego, gdyż zasłużenie wracają z Lubelszczyzny z tarczą, choć spodziewali się trudnej przeprawy. Z kolei piłkarze łęczyńskiej drużyny nie ukrywali, że zagrali nie najlepiej.

Dariusz Kubicki (trener Znicza Pruszków): Zdawaliśmy sobie sprawę, jak trudny jest to teren, z jak klasowym zespołem będziemy grali. Próbowaliśmy troszeczkę zaskoczyć przeciwnika ustawieniem. Wydaje mi się, że udało nam się to w pierwszych 20. minutach. Dwie pierwsze bramki ustawiły to spotkanie i przy wyrównanym poziomie zespołów gospodarzom było bardzo trudno odrobić tę stratę. Mecz był pełen dramaturgii, zaangażowania, wielu sytuacji podbramkowych zarówno z jednej, jak i z drugiej strony. Wygrywa ta drużyna, która potrafi więcej razy skierować piłkę do bramki. Mój zespół był skuteczniejszy, dlatego odnieśliśmy zwycięstwo.

Emmanuel Ekwueme (Znicz Pruszków): Wykorzystaliśmy swoje sytuacje, które stworzyliśmy w I połowie i wygraliśmy mecz. To był ciekawy mecz, zarówno ze strony Górnika Łęczna, jak i Znicza. Górnik nie był dobrze zorganizowany w defensywie i wykorzystaliśmy szanse, które mieliśmy. Kiedy strzeliliśmy dwa gole, oni nie mieli już żadnych szans na wygraną.

Zbigniew Kowalski (Znicz Pruszków): Można powiedzieć, że to bokserski nokaut. Nim Górnik obejrzał się o co chodzi na boisku, było już 3:0. Później trudno było im odrobić straty. Udało się strzelić bramkę na 1:3, co wniosło trochę nerwowości do naszej gry, ale po przerwie Górnik tracił siły i wiarę w to, że można strzelić drugą bramkę. Właściwie sami sobie ją strzeliliśmy. Zwycięzców się nie sądzi. Jesteśmy szczęśliwi, że wygraliśmy na tak trudnym terenie.

Krzysztof Chrobak (trener Górnika Łęczna): Nie sposób zgodzić się, że pierwsze pięć minut absolutnie ustawiło przebieg meczu. Obawialiśmy się Daniela Kokosińskiego, ta jego bramka głową, a następnie błyskawicznie bramka Paluchowskiego zdecydowanie ustawiły wynik meczu. Przez jakiś czas mieliśmy problem z organizacją, ze zbudowaniem składnej akcji. W tym momencie, przy 0:2 nie pozostało nic innego, jak rzucić się do ataku. Niestety, skończyło się to kolejną bramką po błędzie linii obrony. Chcę podziękować swoim zawodnikom za wielką ambicję i desperację. Chcieli do końca walczyć, chcieli wyciągnąć wynik tego meczu co najmniej na remis. Ten dyskomfort polegający na tym, że się przegrywa i już nie można stracić bramki powoduje nerwowość, więcej niedokładności. Tak jest w sporcie, że jak idzie, to wychodzi wszystko, a kiedy nie idzie, to popełnia się dużo różnego rodzaju błędów i kiksów. Tak było w tym meczu.

Veljko Nikitović (Górnik Łęczna): Nie ma o czym gadać. Znowu sami sobie strzelamy bramki. Po 6. minutach jest 0:2 i jak tu grać? Taki nokaut zdarza się chyba raz na sto lat. Ciężko jest, grając u siebie stracić trzy bramki a strzelić cztery. Dużo bardziej klasowym zespołom od nas nie udałoby się tego odrobić. W II połowie walczyliśmy, graliśmy na aferę, ale nic to nie dało. Wyciągnęliśmy na 2:3, ale to było zero gry, wszystko na aferę. Mieliśmy swoje sytuacje. Ja miałem strzał głową po rzucie rożnym, miał też Kuba Grzegorzewski. Gdybyśmy wtedy strzelili na 2:3, może grałoby się łatwiej. Raz udało nam się wyciągnąć, kiedy przegrywaliśmy z Podbeskidziem 0:2, ale ciężko jest, kiedy po 25. minutach było 0:3.

Rafał Niżnik (Górnik Łęczna): To był wielki cios dla nas, kiedy po 6. minutach straciliśmy dwie bramki. Aczkolwiek gdyby było 0:2, to pewnie podnieślibyśmy się, ale 0:3 to było jednak za dużo. Cały zespół zagrał niezbyt dobrze w defensywie. Mówi się trudno i trzeba grać dalej. Myśleliśmy, że uda się jeszcze przed przerwą na 2:3, ale szczęście nas opuściło i nie udało się.

Komentarze (0)