Trener wprowadził sporo luzu - rozmowa z Zbigniewem Kowalskim, obrońcą Znicza Pruszków

Po zmianie na stanowisku szkoleniowca, drużyna z Mazowsza spisuje się coraz lepiej i obecnie zajmuje 6. miejsce w tabeli. Na łamach portalu SportoweFakty.pl 38-letni piłkarz Znicza potwierdza, że ta roszada przyniosła pozytywny efekt a drużynę stać na dobrą grę.

Paweł Patyra: W meczu z Górnikiem kluczem do sukcesu były szybko strzelone gole?

Zbigniew Kowalski: Można powiedzieć, że był to bokserski nokaut. Nim Górnik obejrzał się o co chodzi na boisku, było już 3:0. Później próbował mozolnie odrabiać straty, udało się mu strzelić bramkę przed przerwą. Wniosło to troszeczkę do naszej gry. Po przerwie Górnik już chyba tracił siły i wiarę w to, że można strzelić drugą bramkę. Gola na 2:3 praktycznie sami sobie strzeliliśmy, ale zwycięzców się nie sądzi. Jesteśmy szczęśliwi, że wygraliśmy na tak trudnym terenie.

Już początek meczu pokazał kto ma lepszą defensywę.

- Formacja defensywna w Zniczu jest dosyć mocna. Na pewno mocniejsza niż w Górniku, jak się okazało. To jest zmartwienie Górnika jakich ma obrońców, a nie Znicza.

Można było zauważyć, że z dużym spokojem rozbijaliście ataki Górnika.

- Dla nas jest to dobry sposób, jeśli przeciwnik gra długie piłki, bo w obronie są dwaj wysocy stoperzy, dobrze grający głową. Jest to dla nas woda na młyn. Nam taki układ pasuje.

Rywal nie był dla was niewiadomą przed meczem?

- Wiedzieliśmy, jak Górnik zagra. Trener dosyć długo pracował w Łęcznej, znał część zawodników. Ja też trochę grałem z kilkoma chłopakami, którzy teraz występowali. W miarę udało nam się ustawić pod grę Górnika.

Pod wodzą nowego trenera Znicz zanotował tylko jedną porażkę i nadrabia dystans do czołowych drużyn.

- Odrabiamy. Frajersko przegraliśmy kilka meczów, po takich frajerskich bramkach, jak z Górnikiem. Straciliśmy kilka punktów. Szczególnie szkoda nam meczu z Dolcanem, ale tam była piknikowa atmosfera. Nie da się grać na boisku, jak w IV lidze. Tam straciliśmy punkty i z Górnikiem chcieliśmy odgryźć się. Na pewno bralibyśmy remis w ciemno, a zwycięstwo to jest mistrzostwo świata.

Ten mecz z Dolcanem chyba szczególnie wam nie wyszedł?

- To była katastrofa, ale oprawa meczu, piłki i boisko... Ale jak to mówią: "Złej tańcownicy..." W tym dniu wszyscy byliśmy jacyś śnięci. Co prawda, mogliśmy przed przerwą wykorzystać jedną czy drugą sytuację. To był mecz do pierwszej bramki, akurat Dolcanowi udało się ją strzelić. No, cóż. Taka jest piłka - nie zawsze faworyt wygrywa i dlatego jest taka ciekawa.

Co nowego wniósł do drużyny trener Kubicki, że ją odmienił?

- Trener wprowadził sporo luzu psychicznego. Powiedział, żebyśmy cieszyli się z gry, żeby sprawiało nam to radość. To widać, ale momentami jest trochę nerwowości. Gdy strzeliliśmy bramki można było spokojnie pograć, ale nie zawsze tak się da.

W Zniczu gola za golem strzela Adrian Paluchowski.

- Na pewno jest to dla tego chłopaka dobra promocja. Jest zawodnikiem Legii, a tutaj może grać, rozwijać się. Jest to młody chłopak, na pewno ma potencjał. W Legii niestety nie łapałby się do składu, a u nas się ogrywa i ma bardzo blisko do Warszawy.

Widać, że rozwija się również bramkarz Adrian Bieniek, który w ubiegłym sezonie wpuścił kilka kuriozalnych bramek.

- Z Górnikiem też wpuścił taką jedną (śmiech). Jest to młody chłopak, ma dobrego trenera od bramkarzy, pana Piotra Dzwonka. Pracuje nad sobą, ociera się już o kadrę młodzieżową. Na pewno robi postępy, idzie do przodu. Myślę, że wszystko będzie ok.

Komentarze (0)