Niezniszczalny Edi Andradina kończy karierę

Sebastian Szczytkowski
Sebastian Szczytkowski
Do Pogoni Szczecin ściągnął go Antoni Ptak, jeszcze zanim wpadł na pomysł budowania komicznego zespołu złożonego z samych Brazylijczyków. W 2005 roku o sile Portowców decydowali Przemysław Kaźmierczak, Rafał Grzelak i Claudio Milar. Duet Edi - Milar na długo zapadł w pamięć i z perspektywy czasu można mieć wrażenie, że mógł ugrać dla Pogoni jeszcze więcej niż ugrał.

Edi trafił do Polski po trzydziestce, mając za sobą kilka lat zagranicznych wojaży. Z dystansem podchodził do projektu brazylijskiej Pogoni. Twierdził, że nie da się z dnia na dzień wyciągnąć kilkunastu ludzi z jednej do drugiej rzeczywistości i zrobić z nich dobrze funkcjonujący kolektyw. Miał rację. W drużynie było dwóch Brazylijczyków posługujących się językiem polskim - Julcimar Conceicao de Souza oraz "Edek". Ten drugi nie dał się skoszarować w Gutowie Małym, wynajmował mieszkanie w Łodzi.
Pogoń w 2007 roku spektakularnie zleciała z ligi. Rozpoczął się proces odbudowania szczecińskiego klubu. Edi przeniósł się do Korony Kielce i pozostał tam cztery lata. To dla niego ostatni "nowy" zespół w karierze, w którym równie szybko został gwiazdą. Powrócił z Koroną do ekstraklasy, zbierał indywidualne wyróżnienia, stał się najskuteczniejszym stranieri, jaki kiedykolwiek grał w polskiej lidze. Łącznie "Edziu" zagrał w 181 meczach ekstraklasy, strzelił w niej 45 goli, a ogółem na polskich boiskach prawie 70.

Piłka nożna na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku! Tylko dla fanów futbolu! Kliknij i polub nas.

- Czuję się w Kielcach dobrze, jestem szczęśliwy - mówił, a potwierdzeniem tego było przedłużenie wygasającego kontraktu. Został kapitanem zespołu, żegnano go z żalem, gdy postanowił wrócić do swojego polskiego domu - Szczecina. - Będę nadal grać w piłkę, ale mam już swoje lata i czuję, że nie mogę dać wiele Koronie Kielce - tłumaczył.
Edi poznał w Kielcach Marcina Sasala, czyli trenera, z którym powtórnie przywędrował do Pogoni Szczecin. Nie miał już dawnej motoryki, wydolności, ale nadal czarował techniką i potrafił jednym zagraniem odwrócić losy meczu. Pod niego była ustawiana gra drużyny na zapleczu ekstraklasy. - Nie będę grać jednocześnie Edim Andradiną i Danielem Wólkiewiczem - wyjawił swego czasu Sasal. - Wólek zapomina o obronie po ataku, a ktoś musi biegać ze Edka, który przecież też nie będzie wracać - dodał na potwierdzenie porzekadła, że w mocnym zespole muszą być ci od grania na fortepianie i ci, którzy będą ten fortepian nosić.
Edi Andradina wiedział, kiedy zejść ze sceny niepokonanym?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×