Piotr Tomasik: Środowe spotkanie potwierdziło wasze wcześniejsze wypowiedzi, że o kryzysie nie może być mowy. Przytrafiły wam się trzy wypadki przy pracy i teraz - jak powiedział Łukasz Masłowski - wracacie na właściwe tory...
Łukasz Juszkiewicz: Zgadza się. Bardzo chcieliśmy wygrać z GKS-em Katowice, bo dwa wcześnie spotkania ligowe zupełnie nam nie wyszły. Chcieliśmy zmazać, może nie plamę, ale te niezbyt dobre rezultaty. Może ten mecz nie był w naszym wykonaniu najlepszy, lecz cel, czyli zwycięstwo, został osiągnięty.
Styl, jaki zaprezentowaliście w tym spotkaniu, was zadowala?
- Tak, bo zdobyliśmy trzy punkty. Są na pewno mankamenty w naszej grze, ale na ten temat dyskutujemy tylko ze sztabem szkoleniowym. To trenerzy analizują mecze na wideo, a potem pokazują nam błędy, których się dopuściliśmy.
Chyba jednym z mankamentów jest mizerna skuteczność.
- Może z naszej strony nie było jakiejś finezyjnej gry, ale stworzyliśmy sobie kilka niezłych okazji do zdobycia gola. Gdybyśmy inaczej je rozwiązali, to wygralibyśmy wyżej niż 1:0. Cieszy na pewno to, iż do tych sytuacji dochodzimy. Trzeba je tylko wykorzystywać.
Nie macie zbyt wiele czasu na odpoczynek przed meczem ze Zniczem. Wytrzymacie fizycznie?
- Chyba tak. Właściwie każda drużyna będzie miała jakieś problemy, bo praktycznie gramy co trzy dni. Zawsze jakieś spotkanie choć trochę "zostaje" w nogach, obojętnie jak zespół przygotowany jest do rozgrywek.
Co wiesz o drużynie Znicza?
- Jest to zespół nieobliczalny. W zeszłym sezonie, będąc w ekstraklasie, śledziliśmy rezultaty rozgrywek pierwszoligowych. Po wynikach i pozycji w tabeli było widać, że sporo potrafią. Na pewno nie będziemy mogli ich zlekceważyć.
Znasz jakichś zawodników Znicza?
- Z nazwiska nie wymienię. W wielu drużynach mam swoich znajomych, ale w Pruszkowie akurat nie. Wiem, że niedawno był tam Robert Lewandowski, który odszedł do Lecha... Nazwiska nie grają i to akurat może być atutem naszych rywali. Nie mają wielkich piłkarzy, a dobrze się prezentują.