Sebastian Staszewski: Nie grałeś w ostatniej kolejce Bundesligi z Bayerem Leverkusen, nie przyjechałeś na zgrupowanie reprezentacji Polski. Ciągle odczuwasz skutki wybitego biodra?
Łukasz Piszczek: - Tak. Rehabilitacja idzie do przodu, choć pomału. Jeszcze tydzień muszę ćwiczyć z rehabilitantem. Wcześniej miałem problemy z kostką, później naciągnąłem mięsień czworogłowy a teraz to biodro. Ze Stuttgartem nie zagram i bardzo tego żałuję, ale… już nawet nie chodzi o Stuttgart, ale o reprezentację. Obym się szybko z tej kontuzji wykaraskał i żeby już wszystko do końca sezonu było w porządku.
Jak doszło do tego urazu?
- W trakcie meczu Pucharu UEFA upadłem po wyskoku i poczułem ukucie. Wiadomo, że adrenalina tłumiła ból, więc nic wielkiego nie czułem. Dopiero po meczu jak mięśnie ostygły to się zaczęło. Nie mogłem nawet skarpetki założyć. Nie mogłem się schylić. Pierwsze dni były bardzo ciężkie, ale już lepiej.
Przez kontuzję nie mogłeś pojechać na zgrupowanie reprezentacji Polski przed meczem z Czechami i Słowacją. Z kadry Herthy na reprezentację pojechało aż 7 piłkarzy w tym czeski bramkarz Jaroslav Drobny.
- No niestety. Bardzo żałuję tej kontuzji. Trzymałem za chłopaków bardzo mocno kciuki i cieszę się, że udało nam się w tak ważnym meczu wygrać. Atmosfera wokół kadry jest wreszcie lepsza. Teraz trzeba pokonać Słowaków. A myślę, że spokojnie damy sobie radę.
Zawarliście z Drobnym jakiś zakład przed spotkaniem Polska - Czechy?
- Zakładu nie było, ale na pewno żyliśmy tym meczem. Każdy z nas czekał na powołania. Ja dowiedziałem się pierwszy, w dniu meczu Pucharu UEFA w Irlandii. Powiedziałem Jarowi i w tym samym meczu złapałem kontuzję. Jeszcze były na początku jakieś szanse, że pojadę, ale po dwóch dniach było wszystko jasne. Byłem trochę załamany takim przebiegiem sytuacji. Na szczęście wygraliśmy. Jak Jaro wróci to zapytam się go jak w Polsce się grało (śmiech).
Myślisz, że mecz z Czechami można nazwać "drugą Portugalią"?
- Wszyscy te mecze porównują. Ten sam stadion, ten sam dzień, ten sam sędzia, ten sam wynik. Gra bardzo podobna. Bramka stracona w ostatnich minuta. Wtedy bardzo ładna bramka Ebiego na 2:0 teraz majstersztyk Kuby również na 2:0. Dla mnie ten gol to było mistrzostwo świata. I efekt wygrania tego meczu może być podobny. Tamten mecz był tylko trochę bardziej widowiskowy. No, ale analogi jest naprawdę dużo.
W tabeli Bundesligi Hertha Berlin zajmuje dopiero ósme miejsce tracąc do lidera pięć punktów. Nie najlepiej zaczęliście ten sezon ligowy.
- Czy ja wiem… Forma nie jest najlepsza, ale nie ma, co panikować. To dopiero początek sezonu. Naprawdę słabo to zagraliśmy w Cottbus, kiedy przegraliśmy 0:1 z Energie. Wszyscy z tego faktu byli bardzo niezadowoleni. Później na szczęście udało nam się wygrać z Leverkusen i morale drużyny poszły lekko w górę. W sumie swojej pozycji w tabeli sami jesteśmy sobie winni. W tamtym sezonie nasz stadion to było miejsce gdzie wygrywaliśmy większość spotkań. Teraz zdobyliśmy tylko dwa punkty na trzy mecze. Niestety teraz proporcję się zmieniły.
18 października gracie z VfB Stuttgart. To bardzo wymagający rywal.
- Faktycznie, ale wcześniej Stuttgart nam "leżał", czyli pasował. Nie ma, co oglądać się za siebie. Oni na pewno pamiętają to, że z nami dwa razy przegrali i będą chcieli się zrewanżować. No i wyniki naszych domowych meczów nie zwalają z nóg.
Jakie ambicje w tym sezonie mają berlińczycy? W tamtym roku uplasowaliście się na 10 miejscu.
- Przynajmniej musimy poprawić zeszłoroczny wynik. Wszyscy wierzą w Berlinie, że zaczniemy grać na swoim poziomie i szybko zagościmy w czubie tabeli. Prawie połowa drużyny jest teraz na zgrupowaniach swoich reprezentacji a więc to też znaczy, że nie mamy w kadrze słabych piłkarzy. Trzeba tylko złapać dobry rytm.
A jakie nadzieje ma Łukasz Piszczek?
- Nadzieje miałem bardzo duże. Na samym początku w Pucharze UEFA strzeliłem trzy bramki i wszystko układało się po mojej myśli, ale przyszły te kontuzje. Teraz mam już trzecią. Nie jestem z tego zadowolony, bo przeminął mi początek sezonu. Ale zaciskam zęby i walczę dalej.
W rundzie grupowej Pucharu UEFA Hertha zmierzy się z Benficą Lizbona, Olimpiakosem Pireus, Galatasaray Stambuł i Metalistem Charków. Który z tych rywali jest najpoważniejszym faworytem do zajęcia pierwszego miejsca w grupie?
- Wydaje się, że Benfica i Olimpiakos. Turcy na pewno też w piłkę grać potrafią. Ale każdy z tych rywali jest do pokonania i Hertha też będzie walczyć, aby wygrać tą grupę lub przynajmniej awansować.
W Metaliscie gra Seweryn Gancarczyk natomiast barwy drużyny z Pireusu reprezentuje Michał Żewłakow. Szykują się polskie pojedynki w Pucharze UEFA.
- Mam nadzieję, że i ja i oni będziemy mogli zagrać w tych meczach. Że będą na nas stawiać trenerzy i nie będzie kontuzji. Zawsze fajnie pogadać z rodakiem po meczu w europejskich pucharach. Z chłopakami znamy się z kadry, więc fajnie, że tak wylosowaliśmy. Po cichu liczyłem na Lech Poznań, ale niestety się nie udało.