Podział punktów mógł satysfakcjonować tylko i wyłącznie wrocławian, którzy po dziesięciu kolejkach maja na swoim koncie siedemnaście punktów, tyle samo co Lech. Poznaniakom coraz bardziej oddala się wizja zdobycia mistrzostwo Polski. Po meczu obaj trenerzy byli w odmiennych nastrojach, choć emocję udzieliły się obu.
Konferencja prasowa rozpoczęła się standardowo - od podsumowania meczu przez obu trenerów. Najpierw głos zabrał Ryszard Tarasiewicz. - Moim zawodnikom należą się słowa uznania. W każdym meczu wyjazdowym staramy się grać tak jak na własnym boisku. Zagraliśmy dobre spotkanie, w które włożyliśmy dużo serca i energii. Przy odrobinie spokojniejszej grze moglibyśmy się w końcówce pokusić o zdobycie drugiej bramki. Nasze akcje były bardziej przemyślane niż długie piłki grane przez poznański zespół, który na pewno ma większy potencjał od Śląska - mówił szkoleniowiec Śląska.
Franciszek Smuda mimo kolejnej straty punktów nie miał piłkarzom zbyt wiele do zarzucenia. - Nie zdobyliśmy trzech punktów, ale na pewno zespół dał z siebie wszystko. Możemy mieć do siebie pretensje jedynie o niewykorzystane sytuacje jakie sobie stworzyliśmy. Śląsk grał tak skondensowaną obroną, że ciężko było ją przejść. Widać jak wielką wartość ma dla nas Rengifo. Chcieliśmy jak najszybciej rozgrywać piłkę i zdobyć bramkę, a wtedy popełnia się najwięcej błędów. Każdy myśli już, że zaprzepaściliśmy szanse na mistrzostwo. Liga jest długa i będziemy walczyć do końca - ocenił mecz trener Lecha.
Zanim zrobiło się ciekawiej Smuda wyjaśnił przyczynę zmiany Piotra Reissa na Bartosza Bosackiego, który jest nominalnym środkowym obrońcą, a wszedł jako prawy pomocnik. - Liczyłem na stałe fragmenty gry, które często mieliśmy. Bartek gra lepiej głową od Piotrka. Więcej ofensywnych zawodników na ławce nie mieliśmy - tłumaczył "Franz".
Ryszard Tarasiewicz nie mógł do Poznania zabrać Sebastiana Dudka oraz Tomasza Szewczuka. Dodatkowo do Wrocławia wrócić musieli Jacek Banaszyński, Sebastian Mila oraz Remigiusz Sobociński. Jeden z dziennikarzy zapytał trenera wrocławian czy nie miał obawy po wyjeździe tych zawodników. Wtedy rozpoczął się najciekawszy okres konferencji. Szkoleniowcy obu drużyn wdali się w niezbyt przyjazny dialog.
Tarasiewicz: Jeżeli trenerowi Smudzie brakowało Rengifo, czy jak on tam ma, to co ja mam powiedzieć?
Smuda: Powiedziałem, że żałuję, że nie mógł zagrać Rengifo, bo jest nam potrzebny, a to czy…
Tarasiewicz: …A mi jest potrzebny Mila…
Smuda: … Ale mnie to nie interesuje. W naszej lidze wystarczy jak piłkarze przeszkadzają i już jest trudno wygrać spotkanie. Widzimy to w każdym meczu, że drużyny nastawiają się na przeszkadzanie i skontrowanie.
Tarasiewicz: Nie wydaje mi się, że tylko przeszkadzaliśmy.
Smuda: Jeżeli nie przeszkadzaliście, a graliście to bardzo przepraszam.
Kto wie co działo by się dalej, gdyby coraz bardziej burzliwej polemiki nie przerwała Joanna Dzios, rzecznik prasowy Lecha. Kolejne pytania dziennikarzy drążyły jednak temat, który poróżnił obu trenerów.
Smuda: Musimy się liczyć z tym, że wiele zespołów będzie grało tylko z kontry. Takie kluby jak Wisła, Legia, Polonia czy nawet Bełchatów idą na wymianę ciosów. Są jednak kluby, które tylko spekulują, tak jak trener Tarasiewicz powiedział, że brakowało mu zawodników, to przecież nie będzie grał na wymianę ciosów i ja to rozumiem.
Tarasiewicz: Jest taka różnica, że ja przed meczem nie płakałem, że brakuje mi zawodników, a wiadomo jaki jest potencjał pana piłkarzy.
Smuda: A widział pan u mnie łezkę? Przecież ja nie płaczę.
Tarasiewicz: Jest pan zakatarzony podobnie jak ja.
W dyskusję z trenerem Lecha wdał się również jeden z wrocławskich dziennikarzy, który nie podzielał zdania Smudy, co do przebiegu spotkania.
Smuda: Widział pan mecz?
Dziennikarz: Widziałem.
Smuda: To widział pan na jakiej połowie graliśmy.
Dziennikarz: W drugiej połowie, to Śląsk grał na połowie Lecha.
Smuda: Oł, to pan widział ten mecz.
Tym ironicznym stwierdzeniem trenera Kolejorza zakończyła się konferencja prasowa, która dostarczyła chyba więcej wrażeń niż cały mecz, który stał na niskim poziomie. Trenerzy udali się do szatni swoich zespołów nie podając sobie nawet ręki.