Wyjazdowa porażka w Nowym Sączu była dla fanów GKS-u Katowice przykrą niespodzianką. Na powetowanie inauguracyjnych strat kibice drużyny z Bukowej liczyli w meczu z Can-Pack Okocimskim Brzesko, ale to outsider triumfował na niezdobytym dotąd terenie. Trudno się zatem dziwić, że schodzących do szatni piłkarzy gospodarzy żegnały gwizdy.
- Kibice i wszyscy dookoła mają prawo być na nas wkurzeni. Tracimy w drugim meczu cenne punkty, których tracić nie powinniśmy. Nastroje w szatni są podłe, ale wierzymy, że nic jeszcze nie jest stracone. Zostało jeszcze piętnaście kolejek, więc nie ma co zwieszać głów, bo wszyscy rywale z czołówki tracą punkty - zauważa Rafał Dobroliński, bramkarz katowickiej drużyny.
Gracz śląskiej drużyny odpiera zarzuty, że GieKSa niżej notowanego rywala zlekceważyła. - Na pewno naszym problemem nie jest zbytnia pewność siebie. Do każdego rywala podchodzimy z dużym szacunkiem i to, czy gramy z Bełchatowem czy Okocimskim nie ma dla nas żadnego znaczenia, bo każdy mecz traktujemy tak samo. Mamy problem, ale szukamy złotego środka, by go rozwiązać - zapewnia zawodnik pretendenta do walki o awans do elity.
Rezerwowy w rundzie jesiennej bramkarz GKS-u godnie zastępuje dochodzącego do pełni sił po zabiegu artroskopii kolana Łukasza Budziłka. - Staram się dawać z siebie wszystko. Czasami brakuje mi jeszcze zrozumienia z chłopakami z obrony i przez to popełniamy błędy, ale umiemy się nawzajem asekurować i czyścić sytuacje pod bramką. W dwóch meczach straciliśmy dwa gole, więc nie ma tragedii, ale brak punktów boli - puentuje gracz drużyny z Bukowej.