Bohater Grzelak

Bartłomiej Grzelak jest uważany za jedną z najgorszych inwestycji Legii w ostatnich latach. Jest albo kontuzjowany albo bez formy. W niedziele strzelił krakowskiej Wiśle bramkę, a przy drugiej asystował. Czy to początek dobrej passy tego zawodnika?

Piotr Zarzycki
Piotr Zarzycki

Ciężkie początki

Bartłomieja Grzelaka Legia kupiła go około 600 tysięcy euro z łódzkiego Widzewa. Te dwa czynniki długo przeszkadzały mu w aklimatyzacji w warszawskim zespole. Dziennikarze nieustanie wytykali mu kwotę transferu, a kibice za sam fakt, że przyszedł z znienawidzonego Widzewa, delikatnie mówiąc, nie wspierali dopingiem. Jego przygoda z Legią rozpoczęła się więc marnie. Z resztą zaraz po przyjściu złapał kontuzję. Po niej był bez formy, dochodząc do siebie po urazie. Później była kolejna kontuzja i znów rehabilitacja. I tak w kółko. W końcu zaczęto się zastanawiać, czy może nie lepiej sprzedać tego napastnika.

Wiara czyni cuda?

Jednym z nielicznych, którzy ciągle w niego wierzyli był obecny trener Legii, Jan Urban. Ciągle powtarza, że Grzelak jest u niego drugim napastnikiem, zaraz za Takesure Chinyamą. A gdy dojdzie do formy, może być nawet pierwszym. Obecne rozgrywki rozpoczął świetnie. Strzelił piękną bramkę w pierwszej kolejce, po czym w tym samym meczu nabawił się kontuzji. Natychmiast pojawiły się spekulację, że ten zawodnik w Legii już nic wielkiego nie może pokazać. A Urban ciągle trzymał się swojej wersji. - Bartek może być bardzo przydatnym zawodnikiem. Musi tylko dojść do odpowiedniej formy - powtarzał szkoleniowiec Legii. - Być może już niedługo wspomoże nas Grzelak, ale na razie musi pograć chwilę w Młodej Ekstraklasie - tak z kolei wypowiadał się po wyleczeniu ostatniej kontuzji.

Karta się wreszcie odwróci

W jednym ze wspomnianych meczów Młodej Ekstraklasy Grzelak zdobył nawet dwie bramki. Następnie trafił w meczu Pucharu Ekstraklasy. Słowa Jana Urbana zaczęły mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości Jednak to czego dokonał w niedzielnym meczu z Wisłą Kraków nie spodziewał się chyba nawet sam piłkarz. Trener Legii zdecydował się zagrać dwoma napastnikami. Grzelak miał być łącznikiem między linią ataku i pomocy. Ze swojego zadania wywiązał się znakomicie. Najpierw wyrównał stan meczu nie dając przepchnąć się Cleberowi i pokonując sprytnym strzałem Mariusza Pawełka. Natomiast w drugiej połowie idealnie wyłożył piłkę Chinyamie, i w dużej mierze dzięki niemu Legia wygrała to prestiżowe spotkanie. Chwilę później opuścił boisko. - Bartek nie ma jeszcze sił na 90 minut - mówił po meczu szkoleniowiec Legii. Co oczywiście nie umniejsza jego zasług w tym meczu. - Bartek Grzelak, jakiego dziś zobaczyliśmy to piłkarz, którego chcemy oglądać zawsze – podsumował występ swojego podopiecznego Urban.

Sam o sobie

Co sam zawodnik myśli na ten temat? Generalnie, ciężko uzyskać jego wypowiedź. Przez pewien czas w ogóle nie rozmawiał z mediami. Ostatnio częściej możemy poznać jego opinie, a po meczu z Wisłą, już po prostu nie mógł odmówić komentarza. - Mecz chyba całkiem niezły w moim wykonaniu. Gol i asysta muszą cieszyć - ocenił swój występ. - Nie wiem czy dzisiejszym meczem zapewniłem sobie grę w pierwszym składzie. Takie pytanie trzeba postawić trenerowi. Ze swojej strony zapewniam, że na treningach robię wszystko, żeby przekonać do siebie szkoleniowca - dodał jakby zapewniając długotrwały wzrost formy. Wydaje się, ż jeżeli będą go omijać kontuzję, będzie mógł liczyć na zaufanie Urbana. Oprócz bramki i asysty, miał jeszcze sporo innych dobrych zagrań - celnie podawał, dryblował. Gdy opuszczał boisko w meczu z aktualnym mistrzem Polski kibice podziękowali mu owacją na stojąco skandując jego nazwisko. - Na razie cieszę się, że kibice skandowali moje nazwisko. To miłe słyszeć takie okrzyki. Tym bardziej, że wcześniej chyba nie byłem zbyt akceptowanym zawodnikiem przy Łazienkowskiej zakończył swoją wypowiedź wyraźnie zadowolony.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×