Ciężkie początki
Bartłomieja Grzelaka Legia kupiła go około 600 tysięcy euro z łódzkiego Widzewa. Te dwa czynniki długo przeszkadzały mu w aklimatyzacji w warszawskim zespole. Dziennikarze nieustanie wytykali mu kwotę transferu, a kibice za sam fakt, że przyszedł z znienawidzonego Widzewa, delikatnie mówiąc, nie wspierali dopingiem. Jego przygoda z Legią rozpoczęła się więc marnie. Z resztą zaraz po przyjściu złapał kontuzję. Po niej był bez formy, dochodząc do siebie po urazie. Później była kolejna kontuzja i znów rehabilitacja. I tak w kółko. W końcu zaczęto się zastanawiać, czy może nie lepiej sprzedać tego napastnika.
Wiara czyni cuda?
Jednym z nielicznych, którzy ciągle w niego wierzyli był obecny trener Legii, Jan Urban. Ciągle powtarza, że Grzelak jest u niego drugim napastnikiem, zaraz za Takesure Chinyamą. A gdy dojdzie do formy, może być nawet pierwszym. Obecne rozgrywki rozpoczął świetnie. Strzelił piękną bramkę w pierwszej kolejce, po czym w tym samym meczu nabawił się kontuzji. Natychmiast pojawiły się spekulację, że ten zawodnik w Legii już nic wielkiego nie może pokazać. A Urban ciągle trzymał się swojej wersji. - Bartek może być bardzo przydatnym zawodnikiem. Musi tylko dojść do odpowiedniej formy - powtarzał szkoleniowiec Legii. - Być może już niedługo wspomoże nas Grzelak, ale na razie musi pograć chwilę w Młodej Ekstraklasie - tak z kolei wypowiadał się po wyleczeniu ostatniej kontuzji.
Karta się wreszcie odwróci
W jednym ze wspomnianych meczów Młodej Ekstraklasy Grzelak zdobył nawet dwie bramki. Następnie trafił w meczu Pucharu Ekstraklasy. Słowa Jana Urbana zaczęły mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości Jednak to czego dokonał w niedzielnym meczu z Wisłą Kraków nie spodziewał się chyba nawet sam piłkarz. Trener Legii zdecydował się zagrać dwoma napastnikami. Grzelak miał być łącznikiem między linią ataku i pomocy. Ze swojego zadania wywiązał się znakomicie. Najpierw wyrównał stan meczu nie dając przepchnąć się Cleberowi i pokonując sprytnym strzałem Mariusza Pawełka. Natomiast w drugiej połowie idealnie wyłożył piłkę Chinyamie, i w dużej mierze dzięki niemu Legia wygrała to prestiżowe spotkanie. Chwilę później opuścił boisko. - Bartek nie ma jeszcze sił na 90 minut - mówił po meczu szkoleniowiec Legii. Co oczywiście nie umniejsza jego zasług w tym meczu. - Bartek Grzelak, jakiego dziś zobaczyliśmy to piłkarz, którego chcemy oglądać zawsze – podsumował występ swojego podopiecznego Urban.
Sam o sobie
Co sam zawodnik myśli na ten temat? Generalnie, ciężko uzyskać jego wypowiedź. Przez pewien czas w ogóle nie rozmawiał z mediami. Ostatnio częściej możemy poznać jego opinie, a po meczu z Wisłą, już po prostu nie mógł odmówić komentarza. - Mecz chyba całkiem niezły w moim wykonaniu. Gol i asysta muszą cieszyć - ocenił swój występ. - Nie wiem czy dzisiejszym meczem zapewniłem sobie grę w pierwszym składzie. Takie pytanie trzeba postawić trenerowi. Ze swojej strony zapewniam, że na treningach robię wszystko, żeby przekonać do siebie szkoleniowca - dodał jakby zapewniając długotrwały wzrost formy. Wydaje się, ż jeżeli będą go omijać kontuzję, będzie mógł liczyć na zaufanie Urbana. Oprócz bramki i asysty, miał jeszcze sporo innych dobrych zagrań - celnie podawał, dryblował. Gdy opuszczał boisko w meczu z aktualnym mistrzem Polski kibice podziękowali mu owacją na stojąco skandując jego nazwisko. - Na razie cieszę się, że kibice skandowali moje nazwisko. To miłe słyszeć takie okrzyki. Tym bardziej, że wcześniej chyba nie byłem zbyt akceptowanym zawodnikiem przy Łazienkowskiej zakończył swoją wypowiedź wyraźnie zadowolony.