Chcę wrócić do Polski - rozmowa z Jarosławem Bieniukiem, byłym już piłkarzem Antalyasporu Kulubu

Dwa i pół roku temu Jarosław Bieniuk razem z Piotrem Dziewickim wyruszyli z Wronek do Turcji, aby razem z zespołem Antalyasporu podbijać boiska tamtejszej Superligi. Ich klub prezentował jednak mizerny poziom sportowy, a dodatkowo spóźniał się z wypłatami. Kilka dni temu polscy piłkarze rozwiązali umowy z trefnym pracodawcą i dziś są wolnymi zawodnikami. O całej sytuacji rozmawialiśmy z Jarosławem Bieniukiem.

W tym artykule dowiesz się o:

Sebastian Staszewski: Rozwiązałeś już kontrakt z Antalyasporem?

Jarosław Bieniuk: Tak, bo zapisy w umowie i przepisach federacji były jednoznaczne. Teraz będę już tylko walczyć o pieniądze, które działacze z Antalyi mi zalegają.

Możesz już bez żadnych konsekwencji negocjować z potencjalnymi pracodawcami?

- Mogę już spokojnie podpisać kontakt.

Pojawiły się już jakieś wstępnie zainteresowane tobą kluby?

- Ludzie czytają gazety i się orientują. Menadżerowie zaczęli dzwonić, pytać się o moją sytuację. Jest jakieś zainteresowanie ze strony klubów tureckich z pierwszej i drugiej ligi. Jest drużyna z Ankary, jest zespół ze Stambułu. Jest też kilka klubów z mniejszych miejscowości, ale te wykluczam. Są też zapytania z Polski, z dużych miast. Teraz pozostaje moją decyzją to, czy mam już dość Turcji, wyjeżdżam i podpisuję umowę z klubem z Polski, czy zostaję.

Z kierunku tureckiego pod uwagę bierzesz tylko Ankarę i Stambuł?

- Zdecydowanie tak. Nie chciałbym mieszkać w małych miastach pokroju Bursy czy Denizli. Nie wyobrażam sobie takiego wyjścia.

Dziś bliżej ci do Turcji czy jednak do Polski?

- Jestem lekko rozdarty. Ciągnie mnie do Polski, ale to wiąże się ze sprawami finansowymi. Jeżeli Turcy zaoferują dobry kontrakt, a u nas nikt nie da mi optymalnych warunków, to niejako będę zmuszony wrócić do Turcji. Nie można porównywać Polski i Turcji, ale mam też pewne wymagania finansowe.

Wysokie?

- W Polsce kontrakty są średnio dwa, trzy razy niższe niż nad Bosforem. Na pewno nie będę więc żądać kontraktu w granicach 300 czy 400 tysięcy euro. Nie chciałbym się rozwodzić na temat pieniędzy. Chciałbym po prostu dostać dobry kontrakt jak na polskie warunki. Wiadomo, że kariera piłkarza jest krótka i powoli trzeba odkładać na piłkarską emeryturę.

W klauzuli odstępnego miałeś podobno wpisaną ogromną kwotę, która odstraszała potencjalnych kupców.

- Tak było. Miałem wpisane aż 2,5 miliona euro. Była to kwota zaporowa. Kiedy spadliśmy do drugiej ligi, były dwa mocno zainteresowane mną kluby, ale ta sumka szybko je spłoszyła.

Do kiedy zamierzasz podjąć decyzję o swojej przyszłości?

- Podejmę ją, kiedy pojawią się konkretne oferty i padną konkretne sumy. Mam nadzieję, że sprawa wyjaśni się maksymalnie w kilka tygodni.

A może razem z Piotrem Dziewickim znajdziecie sobie razem nowego pracodawcę?

- Faktycznie jest kilka klubów zainteresowanych wzięciem nas w pakiecie. Jest taka opcja, że znów zagramy razem. Z tego co wiem, Piotrek jest zdecydowany, żeby pozostać w Turcji, nie chce wracać do Polski. Ja się jeszcze waham. Chciałbym jednak wrócić, a związane jest to głównie z żoną i dziećmi. Mam jeszcze jednak trochę czasu na podjęcie decyzji. Zobaczymy, co przyniosą najbliższe dni.

W reprezentacji Polski wystąpiłeś siedmiokrotnie. Powrót do ligi polskiej być może przybliżyłby cię do kadry Leo Beenhakkera.

- Myślę, że tak. Do Turcji jest trochę daleko. Nie mówię o ostatnim sezonie, bo to była druga liga, ale pierwszy rok w Turcji razem z Piotrkiem mieliśmy naprawdę świetny. W ostatniej kolejce spadliśmy z ligi, ale mieliśmy znakomite statystyki. Mistrz miał straconych 31 bramek, a my tylko 36. To przecież świetny wynik. Duża w tym zasługa moja i właśnie Piotrka. Niestety nikt wtedy nie pofatygował się nas obejrzeć, a szkoda. Chłopaki grają w polskiej lidze i dostają szanse, a więc znaczy to, że łatwiej dostać powołanie, będąc piłkarzem naszej ekstraklasy.

Komentarze (0)