Wcześniej o korupcji wiadomo było, że jest. Dopiero zeznania Piotra Dziurowicza, syna zdetronizowanego przez "Listka" i spółkę "magnata" Mariana Dziurowicza spowodowały, że w polskiej piłce coś ruszyło. Już chyba zawsze kibice futbolu w naszym kraju będą pamiętali pierwsze słowa Michała Listkiewicza po zatrzymaniu pierwszego sędziego, w którego samochodzie znaleziono pieniądze, o "jednej czarnej owcy". Jak się okazuje tych owieczek w stadzie jest już ponad 160, a wkrótce liczba ta znacząco ma wzrosnąć. Pamiętać należy również i o tych zbłąkanych owieczkach, które same wybrały się na wycieczkę do Wrocławia i, mimo przyznania się do winy, w dalszym ciągu... działają w polskiej piłce!
To nie wszystko. Jeden z trenerów skazany wyrokiem prowadzi zespół w niższej lidze. Arbitrzy, którzy do Wrocławia byli przewożeni w kajdankach ni z tego, ni z owego znowu sędziują mecze w ekstraklasie. Dlaczego? Tego nie wie nikt.
Tak właśnie wyglądały ciemne strony rządów Michała Listkiewicza, człowieka który dla piszącego te słowa jest ogromną zagadką. Pamiętam mecze prowadzone przez "Listka" w ekstraklasie, po których miałem różne odczucia. Pamiętam wielkie wyróżnienie jakie go spotkało w 1990 roku. Sędziowanie na linii w finale największej piłkarskiej imprezy na świecie to ogromny wyczyn. Nie mniejszym było przekonanie UEFA do przyznania Polsce i Ukrainie organizacji Mistrzostw Europy. Należy również wspomnieć, że były już prezes PZPN pomagał w trudnych chwilach Kazimierzowi Górskiemu i zapomnianemu przez wielu Ryszardowi Kulesze. Podziw może wzbudzać również fakt, że Listkiewicz w dalszym ciągu wspiera osobę, która przyczyniła się do śmierci jego matki.
Po latach będzie się jednak pamiętać przede wszystkim, że podczas największej afery korupcyjnej w Polsce i Europie na czele związku stał Michał Listkiewicz i zrobił niewiele, aby uporać się z rakiem niszczącym polski futbol.
Jaki jest nasz piłkarski związek każdy widzi. Czwartkowe wybory przypominały zjazdy PZPR. Mówienie o niczym, wystąpienia osób, które przyczyniły się do niszczenia polskiej piłki wzbudzały w bezstronnych obserwatorach niesmak.
Wyborami w 1999 roku, podobnie jak w 2008 żyła niemal cała Polska. Znienawidzony Marian Dziurowicz musiał odejść. Po latach okazało się kto stał za całą rewolucją. Wystarczy wspomnieć nazwiska ówczesnego Ministra Sportu Jacka Dębskiego, który wspólnie z Antonim Ptakiem kierował "zmianami" w polskiej piłce, a także był jednym z autorów słynnego strajku ligowców w 1998 roku. Zaraz po wyborach miało być lepiej w polskim futbolu. Czy było?
Miną lata nim w związku dojdzie do zmian. Reformy trzeba rozpocząć od samego dołu, małych wiejskich zespołów, gdzie często rezydują ludzie nie mający pojęcia o futbolu, ale za pieniądze klubu potrafiący dobrze zjeść, napić się i pojechać na atrakcyjną wycieczkę, z której przywiezie się trochę pamiątek. Te czasy muszą minąć bezpowrotnie. Do piłki wchodzi duży pieniądz. Może wkroczyć jeszcze większy, gdy tylko beton zostanie rozbity. Oby jak najszybciej.
Należy mieć nadzieję, że proroctwo Andrzeja Persona mówiące o tym, że na namacalne zmiany czekać będziemy musieli dziesięć lat nie sprawdzą się i w polskiej piłce szybciej dojdzie do gruntownych przemian.