Bramkarz musi być wariatem - rozmowa z Arturem Krysiakiem, golkiperem Yeovil

Polski golkiper opowiedział, dlaczego nie przyjął zaproszenia ze strony Liverpoolu, jak stał się w debiucie wrogiem numer jeden własnych kibiców i o szczególnym spotkaniu z idolem - Jerzym Dudkiem.

Igor Kubiak
Igor Kubiak

Igor Kubiak: Jako 16-letni gracz UKS SMS Łódź otrzymałeś propozycję z Birmingham. Nie obawiałeś się zagranicznego wyjazdu w tak młodym wieku?

Artur Krysiak: Zawsze jest obawa. To w końcu nowy kraj, nowe miejsce, nowa kultura. Do tego mój angielski nie stał wtedy na wysokim poziomie. Z drugiej strony zawsze chciałem grać w Anglii i jak tylko nadarzyła się okazja, skorzystałem z niej. Pomyślałem, że czasami trzeba zaryzykować.

Jak zareagowało najbliższe otoczenie? Wspierali cię w tej decyzji czy raczej sugerowali pozostanie w Łodzi?

- Rodzice byli dobrze nastawieni. Mówili, że taka okazja może się już nigdy nie powtórzyć. Z nauczycielami ustaliłem indywidualny tok nauczania i będąc w Anglii normalnie zdawałem cały materiał. Odbywało się to często przez telefon, ale nie miałem z tym problemu, bo byłem całkiem dobrym uczniem. Ogólnie wszyscy pozytywnie patrzyli na ten wyjazd.

Ówczesny trener bramkarzy Birmingham, Nigel Spink, długo nie zastanawiał się nad Twoim zatrudnieniem i decyzję podobno podjął w dwie godziny. Jak to dokładnie wyglądało?

- To był dla mnie bardzo długi dzień. Z samego rana miałem trening w Cardiff City i tam również byli ze mnie zadowoleni. Wsiadłem jednak w samochód agenta, pojechaliśmy do Birmingham na popołudniowe zajęcia i zacząłem trenować z bramkarzami pierwszej drużyny. Tam od razu zaproponowali profesjonalny kontrakt, w międzyczasie agent wytłumaczył mi kim jest Nigel (Nigel Spink, legenda Aston Villi, 1-krotny reprezentant Anglii - przy. red.) i już zostaliśmy w Birmingham. Miałem jednak do wyboru jeszcze inny klub - Liverpool FC.

Cardiff, Birmingham, Liverpool – podobno były też telefony z Arsenalu i Feyenoordu. Dlaczego więc postawiłeś na Birmingham?

- Popatrzyłem na wielkość klubów. W Liverpoolu, Arsenalu czy Feyenoordzie jest mnóstwo bramkarzy wśród młodzików. Nie chciałem wejść do klubu i po prostu w nim zaginąć. Dostanie się tam do pierwszego składu byłoby dwa razy cięższe, więc postawiłem na mniejszy klub. Uważałem, że będą mieli więcej czasu dla mnie i nie będę ich kolejnym bramkarzem spośród wielu. Każdy myśli „Liverpool, Feyenoord”, ale trzeba patrzeć na to przyszłościowo i z rozwagą.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Grałeś w UKS SMS Łódź i juniorach Birmingham. Jakie są różnice w szkoleniu młodych bramkarzy w Anglii i Polsce?

- W Anglii duży nacisk kładzie się na grę nogą - to praktycznie podstawa. Na pewno tam jest większa intensywność treningów, więcej od ciebie oczekują. Codziennie pchają cię do przodu, choć po tylu latach i w Polsce mogło się to zmienić.

Artur Krysiak ostatnie cztery lata spędził w Exeter City, fot.: prywatne archiwum Krysiaka. Artur Krysiak ostatnie cztery lata spędził w Exeter City, fot.: prywatne archiwum Krysiaka.
Wspomniałeś, że wyjeżdżając miałeś problemy z językiem. Jak więc przebiegały pierwsze miesiące w Anglii?

- Jestem zaradną osobą… pożyczyłem od kolegi z Łodzi słownik polsko-angielski, mniej więcej wiedziałem jak się składa zdania, wcześniej układałem sobie pytania i ewentualne odpowiedzi. Później doszły lekcje języka z angielską nauczycielką i nie było tak źle. Ja szybko się aklimatyzuję.

Po części nie miałeś wyboru. Wystarczy popatrzeć na karierę w 2008 i 2009 roku - pięć wypożyczeń, pobyt w Szkocji, Anglii i Walii - te częste zmiany nie sprawiały ci problemu?

- Każda zmiana miejsca jest stresująca, ale można się do tego przyzwyczaić. Nie było ze mną źle, choć Szkocja to naprawdę zimny i wietrzny kraj.

Byłeś na naprawdę krótkich wypożyczeniach. Czy zdążyłeś chociaż poznawać poszczególne miasta?

- Pewnie. Miałem po treningach dużo czasu, mieszkałem sam, chciałem się nauczyć nowego języka, to dużo pytałem i zwiedzałem. Dowiedziałem się wielu interesujących rzeczy. Na przykład grałem w szkockiej Gretnie - miasteczku, którego wizytówką były śluby.

Skorzystałeś?

- Nie, nie skorzystałem (śmiech), ale… ślub mam za rok.

Właśnie Gretna była pierwszym klubem, do którego trafiłeś na wypożyczenie. Klub był wtedy w szkockiej Premier League, Twoje nazwisko pojawiało się w polskich mediach, dostałeś powołanie do kadry U-19. Czy poczułeś wtedy, że twoja kariera nabiera rozpędu i zaraz zacznie się wielka piłka?

- Patrząc z perspektywy czasu, chyba nie myślałem o wielkiej piłce. Do wypożyczenia podszedłem tak, aby się nauczyć czegoś nowego. Mogłem zebrać doświadczenie, trenując z pierwszą drużyną. Choć ostatecznie zagrałem tylko cztery mecze. Klub miał też spore problemy finansowe, wielu zawodników nie chciało grać bez pieniędzy. Przez to któregoś dnia pojechaliśmy na mecz z Kilmarnock samymi młodymi zawodnikami. Graliśmy bez rezerwowych, tylko młodziki i zremisowaliśmy 1:1.

To po tym meczu trafiłeś do jedenastki tygodnia Setanta Sports?

- Tak.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×