Krzysztof Niedzielan: Kończy się twoja 2,5 letnia przygoda z Sandecją.
Peter Petran: Taki jest los piłkarza. Jedni przychodzą, drudzy odchodzą. Życie toczy się dalej i nie pozostaje nic innego jak poszukać sobie nowego pracodawcy.
Pamiętasz ile oficjalnych meczów rozegrałeś w biało-czarnych barwach?
- Nie liczyłem tego.
Licznik zatrzymał się na 54 spotkaniach w I lidze i w Pucharze Polski.
- Można tylko żałować kontuzji kolana, której nabawiłem się zimą tego roku. Przeszedłem zabieg artroskopii i nie grałem całą rundę. Umowa się skończyła i również moja przygoda z Sandecją ma swój finał.
[ad=rectangle]
Sporo działo się przez ten czas. Mnóstwo zawodników przewinęło się przez Sandecję, ale też trenerów. Kolejno Robert Moskal, Jarosław Araszkiewicz, Janusz Świerad, Mirosław Hajdo i pracujący obecnie Ryszard Kuźma.
- Od każdego szkoleniowca czegoś się nauczyłem. Mam takie nastawienie, że dobre rzeczy trzeba zostawić dla siebie, a negatywy odrzucić.
Pod względem czysto piłkarskim jak oceniasz swoją grę w nowosądeckiej drużynie?
- Zdarzały się mecze, które mi nie wychodziły. Popełniałem błędy, ale nie ma zawodnika, który by ich nie popełniał. Uważam, że nie było tak źle. Nie jestem obrońcą, zadowalającym się wykopywaniem piłki. Ja wolę coś z nią zrobić. Przy innym stylu pewnie wpadek byłoby mniej, ale mogłoby to też mieć wpływ na grę całej drużyny.
Przez te błędy kibice dość szybko wyrobili sobie o tobie zdanie. Docierały do ciebie te sygnały, że niezbyt dobrze oceniają twoją grę?
- Kibice mają zawsze swoje zdanie. Na początku byłem wystawiany na pozycji defensywnego pomocnika, a lepiej czuję się na stoperze. Nie jestem już najmłodszy.
Kończąc temat tych różnych błędów, kiksów. Który najbardziej zapadł w pamięci?
- Może sytuacja z meczu w Rybniku, albo z domowego starcia z Miedzią Legnica, choć wtedy nie straciliśmy gola. Wpadka zdarzyła się też w pucharowym meczu z Widzewem Łódź.
Jesteśmy na Facebooku! Dołącz do nas
Były też te dobre momenty. Choćby Puchar Polski, kiedy udało się dojść do ćwierćfinału.
- W poprzednich latach zazwyczaj Sandecja dość szybko odpadała z tej rywalizacji. Mecz z Widzewem Łódź był emocjonujący dla kibiców, którzy stworzyli wtedy bardzo dobrą atmosferę. Możliwość gry w takim spotkaniu daje dużo radości.
Nie wszystkie sprawy organizacyjne dobrze funkcjonują w Sandecji, ale zespół w sierpniu rozpocznie szósty sezon w I lidze.
- Spodziewam się, że w najbliższej rundzie to nie będzie zła drużyna. Większość graczy występujących tu w poprzednim sezonie zostało w klubie. Szkoda, że Marcin Cabaj obchodzi, bo rozegrał mnóstwo bardzo dobrych meczów.
Dużo mówi się o zdolnej, nowosądecki młodzieży. Twoim zdaniem ci zawodnicy mają faktycznie duży potencjał?
- Tak uważam. Przykładem jest choćby Przemek Szarek. Trzeba trenować, dawać z siebie wszystko, ale też uczyć się od bardziej doświadczonych kolegów.
Życie piłkarza to nie tylko futbol. Jak żyło się w Polsce?
- Zarówno ja, jak i moja żona z synami byliśmy zadowoleni. Wyglądało to podobnie, jak na Słowacji. Ważne jest to, by mieć wokół siebie dobrych ludzi, a wtedy miejsce zamieszkania nie ma aż tak dużego znaczenia.
Z jakim nastawieniem przychodziłeś do Sandecji Nowy Sącz. Co chciałeś osiągnąć?
- Przede wszystkim chciałem dać z siebie co najlepsze drużynie i unikać kontuzji, co niestety nie do końca się udało.
Nie przeszła przez twoją głowę myśl, że to może być odskocznia na jeszcze wyższy poziom?
- Nie będę owijał w bawełnę, że myślałem o tym, ale z drugiej strony stałem twardo na ziemi. Mam już swoje lata.
Jesteś zadowolony z tego, co cię tu spotkało?
- Zyskałem dużo dobrych znajomych, spotkałem wielu świetnych zawodników, ale też trenerów. Mogę być zadowolony.
W poprzedniej rundzie kontuzja uniemożliwiła twoją grę w I lidze, ale na koniec sezonu wystąpiłeś w czwartoligowych rezerwach. Pożegnanie było efektowne. Strzeliłeś gola głową i pokazałeś kilka salt.
- Po tak długiej przerwie bardzo chciałem zagrać. Najpierw była mowa o 30 minutach, potem o jednej połowie, a udało się wytrzymać na boisku 90 minut. Cieszyłem się, że gram, a strzelony gol był wisienką na torcie.
Można jedynie żałować, że okazji do takiej efektownej "cieszynki" nie było w I lidze. Jedyną bramkę strzeliłeś w Pucharze Polski, w starciu z Polonią Bytom.
- Jak to jedyną? Przecież trafiłem, ale do swojej bramki w starciu z Zawiszą Bydgoszcz (śmiech).
Twoja umowa z Sandecją Nowy Sącz wygasła i pozostaje zapytać co dalej?
- Nie wykluczam pozostania w Polsce, ale chyba najlepszym rozwiązaniem byłby powrót na Słowację. Mam oferty z klubów drugoligowych (odpowiednik polskiej pierwszej przyp. red.), ale w grę wchodzi też kierunek austriacki. W tym przypadku chodziłoby o grę w niższej lidze. Muszę wybrać najlepszy wariant, najlepszy również dla mojej żony i dzieci.
A co zamierzasz robić po zakończeniu kariery?
- Przede wszystkim to zamierzam grać do pięćdziesiątki (śmiech). A tak na poważnie, chciałbym zająć się trenerką. Na dobry początek mógłbym szkolić młodzież w Popradzie, ale też samego siebie, by zyskać odpowiednią licencję.