Zobacz pożegnanie Legii ze stadionem - kliknij TUTAJ
Legia Warszawa do meczu ze Śląskiem Wrocław przystępowała po dwóch porażkach z rzędu i ten mecz musiała wygrać. Piłkarze postarali się by nie zepsuć tego święta i zrobili swoje na boisku, nie pozostawiając gościom cienia złudzeń do kogo należał ten wieczór.
Mecz był wyjątkowy dla wszystkich, ale najbardziej chyba dla Pance Kumbeva. Tego dnia na cześć jego narodzonego dziecka zawodnicy stołecznej jedenastki dwukrotnie wykonali popularną "kołyskę". Syn Kumbeva urodził się w czasie trwania pierwszej połowy, kiedy szczęśliwy tata zdobywał bramkę. - Niesamowity mecz! Doping, bramka i na dodatek zostałem ojcem - cieszył się po końcowym gwizdku. - Przed meczem wiedzieliśmy, że dziecko jest w drodze, ale nie wiadomo było kiedy się urodzi. Tymczasem w przerwie dowiedziałem się, że zostałem szczęśliwym ojcem. Syn będzie miał na imię Darko. Zapamiętam ten dzień do końca życia - nie krył wzruszenia obrońca Legii.
Wszyscy piłkarze zgodnie podkreślali jak bardzo potrzebują wsparcia ze strony fanów. Jednak ci skłóceni z działaczami zrobili jedynie wyjątek na pożegnanie swojej ukochanej trybuny. - Cieszymy się, że mogliśmy grać przy takiej atmosferze. Pamiętam jak mieliśmy taką na każdym spotkaniu w sezonie. Musimy powalczyć, aby to wróciło - powiedział Aleksandar Vukovic.
Taki mecz był również wielkim wydarzeniem dla rodowitego warszawiaka Piotra Rockiego. Najpierw przez długie lata czekał na szansę, aby zagrać w swoim ulubionym klubie. Teraz czekał przez kilka miesięcy, aby poznać smak prawdziwej atmosfery stadionu przy Łazienkowskiej. - Zagraliśmy dla siebie i dla kibiców. I właśnie kibicom chcielibyśmy zadedykować to zwycięstwo. Przy takim dopingu gra się jak z nut i nie myśli o niczym innym, tylko o grze - mówił po końcowym gwizdku "Rocky".
Fani stołecznej drużyny przez całe spotkanie dopingowali ze wszystkich sił. Nie jednokrotnie oddawali hołd swojej trybunie, śpiewając "Nigdy nie zginie, Żyleta nigdy nie zginie". Zaskakujące było to, że już przed meczem, zazwyczaj mało przychylne do kibiców, służby porządkowe otrzymały instrukcje, aby nie przeszkadzać kibicom w wynoszeniu pamiątek w postaci krzeseł. Tak też się stało i kto chciał mógł zabrać ze sobą kawałek tej legendarnej trybuny.
A więc pożegnanie starego stadiony wypadło wyśmienicie. Jedynym minusem jest fakt, że ta atmosfera wróciła tylko na ten jeden mecz. Pozostaje jednak nadzieja, że po tym jak zachowywali się kibice, oraz po zezwoleniu na zabranie krzesełek, obie strony pokazały, że nie trzeba ze sobą walczyć. Być może budowa nowego stadionu choć w małym stopniu zbliży do siebie zwaśnione strony i za około dwa lata nie będziemy oglądać pustego, ponad trzydziestotysięcznego obiektu. Pierwszy krok ku temu został wykonany w piątek.