Marcin Kozłowski: Zareagowałem trochę za ostro, ale musiałem

Piłkarze Widzewa wciąż czekają na pierwsze zwycięstwa przed własną publicznością w obecnym sezonie. W niedzielę zremisowali ze Stomilem Olsztyn, a o braku zwycięstwa zaważyła słaba skuteczność.

- Na pewno zawiodła w tym meczu skuteczność, choć pozytywem tego spotkania jest to, że wreszcie nie straciliśmy bramki. Staraliśmy się grać piłką, biegać, walczyć. Mieliśmy też swoje sytuacje, aby strzelić bramkę. Szkoda, że tylko jeden punkt zdobyliśmy. Gdybyśmy wygrali, to doskoczylibyśmy do czołówki tabeli, a tak dalej jesteśmy na dole - przyznał po niedzielnym spotkaniu Marcin Kozłowski, obrońca Widzewa Łódź.
[ad=rectangle]
Piłkarze Stomilu Olsztyn od początku spotkania cofnęli się na swoją połowę i swoich szans upatrywali w kontratakach. Jak przyznaje wychowanek łodzian, widzewiacy byli na to przygotowani i gości niczym ich nie zaskoczyli. - Ustawili autobus i starali się grać długi piłki na napastnika, o czym uprzedził nas trener. Oglądaliśmy i analizowaliśmy ich mecze, za każdym razem grali tak samo. Niczym nas nie zaskoczyli. Szkoda, że nie wygraliśmy tego meczu - mówił.

Widzewiacy stworzyli w niedzielnej konfrontacji kilka dobrych sytuacji, a najlepszą z nich zmarnował Konrad Wrzesiński, który zamiast uderzać, starał się wepchnąć futbolówkę do bramki... brzuchem z ok. 2 metrów. Jednak po tym "strzale" piłkę bez problemu przejął golkiper gości. - Szkoda. Ciężko jest mi cokolwiek powiedzieć. Mamy takie sytuacje i ich nie strzelamy. Konrad miał piłkę na drugim metrze, ale uderzył ją za lekko brzuchem i nie ma bramki. No i niestety mamy jeden punkt - powiedział.

Bramkarza Stomilu starał się pokonać także nasz rozmówca, który tym razem nie zdołał wpisać się na listę strzelców. - Zawsze walczę, żeby strzelić bramkę. W sumie nieważne jest kto ją strzeli, byleby mieć kolejne trzy punkty na koncie. Miałem ku temu sytuacje, aby wpisać się na listę strzelców, lecz w dwóch z nich może zbyt mocno się podpaliłem, a innym razem obrońcy zablokowali mój strzał z lewej nogi - przyznał.

W ostatnich minutach regulaminowego czasu gry doszło do przepychanki pomiędzy 20-latkiem, a Dawidem Szymonowiczem. Obaj gracze zostali ukarani za to żółtymi kartkami. Co było powodem tej sytuacji? - Zawodnik Stomilu wjechał we mnie na prostych nogach, mogła stać mi się krzywda. Może trochę za ostro zareagowałem, ale po prostu musiałem. Taki jestem, mam Widzew w sercu i zawszę walczę na boisku. Nigdy nie odpuszczam - powiedział.

W nadchodzącej kolejce łodzianie podejmą Miedź Legnica i w tym spotkaniu postarają się powalczyć o pierwsze zwycięstwo przed własną publicznością w obecnych rozgrywkach. - Na pewno wyjdziemy na mecz z Miedzią Legnica jeszcze bardziej zmobilizowani. Na treningach będziemy mieć treningi strzelecki, aby poprawić tą naszą skuteczność. Chcemy wygrać ten mecz i dać kibicom powód do radości, a także i nam. Myślę, że będziemy się pięli w górę tabeli - zakończył. 
[event_poll=29990]

Komentarze (0)