Dwa piątkowe spotkania ekstraklasy były rozgrywane w ekstremalnych warunkach i nie inaczej było w sobotę podczas spotkania Cracovii z Lechem. O ile jeszcze w pierwszej połowie można było mówić o przemyślanych i składnych akcjach z obu stron, o tyle w drugiej połowie na murawie rządził chaos. Z tego chaosu zwycięsko wyszedł Lech, a w zasadzie Serb Ivan Djurdjevic, który po zamieszaniu w polu karnym Pasów otrzymał piłkę na 14. metrze i bez zastanowienia huknął w lewy róg bramki świetnie dysponowanego w tym meczu Marcina Cabaja. To była piłka meczowa tego spotkania, a w zasadzie śniegowa, jeżeli patrzeć tylko na warunki atmosferyczne, w jakich ten mecz był rozgrywany. - Nie ma kontuzji, są trzy punkty - przyznał Djurdjevic.
Prawy obrońca Lecha po zdobyciu gola przebiegł kilkadziesiąt metrów, pokonał niezliczoną ilość schodów, żeby zamanifestować swą radość z powodu zdobytej bramki. A może chciał zapewnić sobie zwycięstwo w naszej cotygodniowej klasyfikacji "radość kolejki"? - Ciemność, nie widziałem tej radości - tak skomentował zachowanie Djurdjevica trener Smuda
Do tego strzału nic nie zapowiadało zwycięstwa Lecha, a to za sprawą świetnych interwencji Cabaja. Bramkarz Cracovii dwoił się i troił broniąc sytuacje sam na sam ze Sławomirem Peszko, Robertem Lewandowskim czy Grzegorza Wojtkowaiaka.
Grzechem byłoby jednak powiedzieć, że tylko Lech stwarzał w sobotnie popołudnie sytuacje do zdobycia gola. Ba, w pierwszej połowie optyczną przewagę posiadała Cracovia, a Lech raz po raz wyprowadzał groźne kontry. W 9. minucie tylko w boczny słupek trafił z dystansu Dariusz Pawlusiński, prawie bohater spotkania (dlaczego prawie, przekonaliśmy się w drugiej połowie). Ładne wejście w pole karne prawą stroną Kamila Witkowskiego powstrzymała tylko rozpaczliwa interwencja jednego z obrońców gości. W szeregach Lecha w tej odsłonie brylował zwłaszcza Manuel Arboleda, który ze stoickim spokojem nie tylko przerywał groźnie zapowiadające się akcje Cracovii, ale też chętnie włączał się do ataków.
Druga połowa to nieustanne opady śniegu i coraz więcej przypadkowości w poczynaniach obu drużyn. Z tej przypadkowości mogło jednak i powinno zostać strzelonych więcej niż jedne bramka. O niesamowitych paradach Cabaja w sytuacjach, wydawałoby się beznadziejnych, można zmontować film i pokazywać do znudzenia adeptom szkółek bramkarskich nie tylko w Polsce.
Na pewno nie powinno trafić nagranie z sytuacją Pawlusińskiego w 78. minucie do wszystkich tych, którzy chcą w przyszłości zdobywać bramki. Po ładnej akcji w tercecie Paweł Nowak, Witkowski i Pawlusiński, ten ostatni będąc w sytuacji sam na sam przymierzył w krótki słupek bramki Ivana Turiny. Zdecydowana większość kibiców Cracovii krzyknęła w tym momencie: jeest, ale patrząc na brak radości zawodnika z numerem 9 na koszulce, a w zasadzie na jego chwycenie się na głowę, wiadome było, że to tylko złudzenie. Futbolówka z ogromną siłą uderzyła w boczną siatkę bramki gości.
- Kto strzeli pierwszy bramkę, ten wygra - powiedzieli sobie idąc w tunelu trenerzy Smuda i Artur Płatek. Strzelił ją Lech i sięgnął po trzy punkty.
Cracovia Kraków - Lech Poznań 0:1 (0:0)
0:1 - Djurdjević 82'
Składy:
Cracovia Kraków: Cabaj - Kulig, Tupalski, Polczak, Wasiluk, Pawlusiński (86' Snadny), Kłus, Szeliga (84' Radwański), Nowak, Moskała (68' Dudzic), Witkowski.
Lech Poznań: Turina - Wojtkowiak, Tanevski, Arboleda, Djurdjević, Peszko (84' Bandrowski), Stilić, Injac, Wilk, Rengifo, Lewandowski (90+4' Kikut).
Żółte kartki: Tupalski, Wasiluk (Cracovia) oraz Injac, Turina, Djurdjević, Stilić (Lech).
Sędzia: Marcin Borski (Warszawa).
Widzów: 3000.
Najlepszy zawodnik Cracovii: Marcin Cabaj.
Najlepszy zawodnik Lecha: Manuela Arboleda.
Najlepszy zawodnik spotkania: Manuel Arboleda.