To co może cieszyć koroniarzy przed sobotnim spotkaniem, to seria pięciu meczów bez porażki (3 zwycięstwa, 2 remis - przyp. red.). Niestety uśmiech schodzi z twarzy, gdy spojrzy się na sytuację kadrową. Wiadomo, że przeciwko bełchatowianom nie wystąpi pauzujący za żółte kartki Vlastimir Jovanović. Swoje kontuzje więzadeł krzyżowych leczą Vanja Marković, Zbigniew Małkowski oraz Krzysztof Kiercz, a ponadto na lekki uraz stawu skokowego narzeka Jacek Kiełb. To wszystko powoduje, że Ryszard Tarasiewicz ma mały ból głowy odnośnie tego jak zestawić środek pola.
- Musimy trochę pozmieniać. Wiedzieliśmy po kontuzji Markovicia, że jak "Jova" lub Petrow wypadną, to będziemy mieli z tym problem. Zobaczymy co wybierzemy, nie zdecydowałem jeszcze kto zagra obok Patrowa. Mamy trzy warianty - przyznał szkoleniowiec. Swoją szansę mogą otrzymać Siergiej Pilipczuk, Michał Janota bądź Paweł Golański.
[ad=rectangle]
W całej tej sytuacji dużym ułatwieniem jest z pewnością powrót do składu wymienionego już Pawła Golańskiego. Oznacza to - o ile "Golo" nie wystąpi w środkowej strefie - że kształt kieleckiej formacji defensywnej wróci do sprawdzonego w tym sezonie wariantu. - Ta linia obrony psychicznie się podbudowała i to na pewno pomaga - powiedział zadowolony z postawy swoich zawodników "Taraś".
W ostatniej kolejce złocisto-krwiści rywalizowali z zespołem, który postawił na dość otwartą grę. Tym razem spotkanie może wyglądać zupełnie inaczej. Tracący najmniej goli w lidze PGE GKS Bełchatów przyzwyczaił do tego, że rywalizując na obcym terenie najpierw skupia się na zabezpieczeniu dostępu do własnej bramki, a dopiero w drugiej kolejności szuka swoich okazji w kontrach. - Patrząc na te mecze prawdą jest, że GKS traci mało bramek. Ma zawodników do tego, aby prowadzić grę w taki sposób jak obecnie. Dobra organizacja gry i szybki kontratak, to ich atuty. Myślę, że tak samo będzie i tym razem.
Opiekun Korony nie obawia się jednak tego, że jego podopieczni mogą zostać zmuszeni do ataku pozycyjnego. - Pokazały to wcześniejsze mecze. Nasza aktywność w takiej sytuacji, zmiana pozycji, plus prostopadłe piłki w odpowiednim momencie robią dużo zamieszania. Sprawia to problemy przeciwnikowi w szybkim przestawieniu się na grę w defensywie - tłumaczył 52-latek.
Być może kibice znów zobaczą kilka coraz częściej powtarzających się akcji. Automatyzm w grze drużny ze Ściegiennego widoczny jest bowiem z meczu na mecz, i co najważniejsze przekłada się na zdobycz bramkową. Tak było m.in. przy trafieniach Oliviera Kapo zarówno przeciwko Wiśle Kraków jak i ostatnio z Zawiszą Bydgoszcz. - Jest to duża satysfakcja. Dużo czasu poświęcałem temu elementowi. Swego czasu zespoły, które prowadziłem najlepiej wykorzystywały piłki prostopadłe. Często robimy to na treningach i te bramki, które zdobyliśmy z Wisłą i Zawiszą, były dużej jakości. Raz, że wygląda to efektywnie, ale i efektownie.