Przed meczem z PGE GKS-em Bełchatów trener Śląska Wrocław miał problem z obsadzeniem środkowej linii swojej drużyny. Za kartki nie mogli grać bowiem Krzysztof Danielewicz i Tom Hateley, a do defensywy przesunięty został Lukas Droppa. W związku z tym Tadeusz Pawłowski zdecydował się na to, aby od pierwszej minuty na boisko wpuścić Juana Calahorro. Hiszpan od momentu, gdy trafił do WKS-u, nie może sobie wywalczyć miejsca w składzie zielono-biało-czerwonych.
[ad=rectangle]
Dla Calahorro potyczka z drużyną z Bełchatowa nie była jednak udana. Piłkarz popełniał wiele błędów w rozegraniu, zanotował także parę prostych strat. - Mecz z GKS-em Bełchatów pokazał, że on dużo nie grał. Jak chcieliśmy utrzymać wynik, to dawał dobre zmiany. Ze składu wypadli Tom Hateley i Krzysztof Danielewicz, więc ciężar rozgrywania spadł na Juana i Tomka Hołotę, a oni nie są na tyle ruchliwi. Myślę, że tego brakowało. Oni się za bardzo schowali. Bałem się też o drugą żółtą kartę dla Calahorro - wyjaśniał po meczu Tadeusz Pawłowski. Hiszpan na drugą połowę nie wyszedł, Śląsk strzelił w niej dwa gole i ostatecznie zwyciężył 2:1.
Calahorro ma jednak w drużynie inne istotne zadanie. Jest bowiem... duszą towarzystwa. - To jest bardzo ambitny chłopak. Super funkcjonuje w zespole, cieszę się, że mam takiego piłkarza w kadrze, ale musimy pracować, żeby było lepiej. Myślę, że jemu zabrakło przede wszystkim taktyki, grania - podsumował Pawłowski.