Nawałka musi obejrzeć Dziwniela w Szwajcarii - rozmowa z Radosławem Gilewiczem

Czołowy obrońca T-Mobile Ekstraklasy Daniel Dziwniel zamienił Ruch Chorzów na FC Sankt Gallen. W tym klubie grał niegdyś Radosław Gilewicz, były reprezentant Polski.

Czołowy obrońca T-Mobile Ekstraklasy Daniel Dziwniel zamienił Ruch Chorzów na FC Sankt Gallen. Wczoraj uzgodnił warunki kontraktu (na 3,5 roku) ze Szwajcarami, a dziś porozumienie zawarły kluby.

O przejściu "Dziwnego" do czwartej drużyny ligi szwajcarskiej (a także o najgłośniejszym transferze tej zimy w Ekstraklasie - Krystiana Bielika do Arsenalu) rozmawiamy z Radosławem Gilewiczem, byłym reprezentantem Polski. Przed laty (1993-95) występował on w klubie, do którego trafił Dziwniel.

Michał Fabian: - Sankt Gallen to dobre miejsce dla byłego piłkarza Ruchu?

Radosław Gilewicz: - To się okaże. Z mojego punktu widzenia wydaje się, że tak. Widzimy często, że nasi piłkarze wyjeżdżają do lig zdecydowanie lepszych niż szwajcarska, a później bardzo szybko wracają, po roku-dwóch, maksimum trwa to trzy lata. Później trzeba się w naszej Ekstraklasie odbudowywać. Słyszę opinie, że szwajcarska liga jest zła. Mimo wszystko uważam, że to fajne miejsce, do którego przyjeżdża wielu dobrych zawodników. Można się tam wypromować. FC Basel jest najlepszym przykładem na to, że aż tak słaba liga to nie jest. A przecież FC Sankt Gallen, jako jedna z nielicznych, pokonała Basel dwukrotnie w tym sezonie i zajmuje czwarte miejsce w tabeli. Wydaje się, że to dobry ruch, żeby trochę pograć, a potem zrobić kolejny krok do przodu.

Najlepiej taki jak w pana wykonaniu. Po dwóch latach w Szwajcarii transfer do Bundesligi.

- Życzyłbym mu tego bardzo. Jest to przeskok, ale nie aż tak duży. W Bundeslidze gra się szybciej i konkurencja jest zdecydowanie większa. Ale też widzimy, że wielu piłkarzy trafia ze Szwajcarii do Niemiec. Jeśli Daniel będzie się rozwijał, to znajdzie się w lepszej lidze i wtedy będzie mógł powiedzieć, że zrobił wszystko prawidłowo.

Na korzyść Dziwniela przemawia fakt, że aklimatyzować się długo raczej nie będzie musiał. Zna język niemiecki.

- Absolutnie się zgodzę. Wejdzie do szatni i będzie rozumiał wszystkich. To kwestia dni, czy tygodni, gdy się z wszystkimi pozna. To bardzo ważne. Gdy zna się język i mentalność, nie ma większych problemów. W jego przypadku to duży atut. Jeśli do tego dojdzie aspekt piłkarski - pokaże swoje możliwości na boisku - tym szybciej będzie przebiegać aklimatyzacja.

Czy - pana zdaniem - z ligi szwajcarskiej łatwiej będzie Dziwnielowi o powołanie do reprezentacji Polski?

- Jeżeli będzie grał regularnie, to wydaje mi się, że trener Nawałka powinien się wybrać do Szwajcarii. Do Sankt Gallen nie jest zbyt daleko. Powtarzam: liga szwajcarska jest niedoceniana, ale Basel pokazuje, że może konkurować w Europie z najlepszymi, a z drugiej strony aż tak nie dominuje w swojej lidze, jak choćby Salzburg w Austrii. Szkoda by było nie kontrolować, jak sobie radzi Daniel. Na tej lewej stronie aż tak dużej konkurencji w Polsce nie ma. Powiedziałbym, że trener Nawałka jest wręcz zmuszony, by go oglądać. I trzymać kciuki, by się rozwijał.

Jak pan wspomina dwa lata spędzone w Sankt Gallen?

- Zacznijmy od tego, że nie ma sensu porównywać tamtych czasów do tego, co jest teraz. Był inny poziom, inny świat. Wtedy jeszcze obowiązywał limit trzech obcokrajowców w każdym klubie. Zapamiętałem wspaniałych kibiców. Chyba tylko FC Basel i FC Sankt Gallen ma tak wiernych fanów. Tradycja przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Cztery czy pięć lat temu byłem odwiedzić mój dawny klub. Ma teraz stadion na 15-16 tysięcy, za każdym razem wyprzedany do ostatniego miejsca. Jeśli chodzi o stronę sportową, to Sankt Gallen nie jest klubem, który co roku bije się o mistrzostwo. Powiedziałbym "średniak", ale taki, który od czasu do czasu zrobi dobry wynik. W zeszłym sezonie grał w fazie grupowej Ligi Europy.

Odejście Dziwniela do Szwajcarii to nie jedyny tej zimy zagraniczny transfer z klubu Ekstraklasy. Najgłośniej w ostatnim czasie było o przejściu Krystiana Bielika z Legii Warszawa do Arsenalu. 17-latek da sobie radę w Londynie?

- Trudne pytanie. Wprawdzie mówiłem, że młodym ostatnio nie udaje się za granicą, ale też nie możemy wrzucać wszystkich do jednego worka. Przykład Arka Milika pokazuje, że jednak można się wybić. Bielikowi łatwo nie będzie. Życzylibyśmy sobie, żeby dłużej utrzymał się w Arsenalu. Gdyby to mu się udało, byłby chyba pierwszym Polakiem - poza bramkarzami - który dał sobie radę w lidze angielskiej. Miałem go krótko w reprezentacji Polski do lat 15. W ostatnim czasie podobno bardzo się rozwinął i - co najważniejsze - mentalnie jest gotowy na to wyzwanie. Trzymajmy kciuki, żeby mu się udało.

Kto pana zdaniem zrobił lepszy interes - Legia czy Arsenal?

- Na ten moment Legia, która zarobi na sprzedaży piłkarza. A Arsenal? Czas pokaże, czy to był dobry zakup. Wiemy, że klub z Londynu potrafi młodych zawodników wypromować, jest Arsene Wenger - trener z niesamowitym autorytetem, ale... jest także ogromna konkurencja. Na pewno Bielik był dokładnie obserwowany, przez wiele tygodni czy miesięcy. Skoro zapadła decyzja: "bierzemy chłopaka akurat w tym momencie", to widać, że działacze Arsenalu byli już do tego w pełni przekonani.

Źródło artykułu: