Wiedziałem, że łatwo nie będzie - rozmowa z Markiem Wleciałowskim, szkoleniowcem Piasta Gliwice

Piast Gliwice piłkarską jesień zakończył na czternastej pozycji w tabeli ekstraklasy. Za beniaminkiem uplasowały się tylko zespoły Cracovii Kraków i Górnika Zabrze. Szkoleniowiec gliwiczan - Marek Wleciałowski zdaje sobie sprawę, że przed nim i drużyną jeszcze sporo pracy, by móc realnie myśleć o utrzymaniu. Zimą zespół na pewno zostanie wzmocniony, co powinno zwiększyć jego szanse na pozostanie w szeregach najlepszych.

Agnieszka Kiołbasa: Zakończyła się piłkarska jesień w ekstraklasie. Jakby pan ocenił postawę Piasta w tych rozegranych już spotkaniach?

Marek Wleciałowski: Tutaj bym to rozgraniczył na aspekt czysto sportowy, na aspekt związany z zaangażowaniem i mentalnością drużyny i aspekt związany tam z jakimś doświadczeniem w tej klasie rozgrywkowej. W tym aspekcie sportowym mamy na pewno najwięcej do zrobienia. Nawet w poszczególnych meczach było widać, że ten zespół stara się grać i ma sporo do zaoferowania, ale jest też sporo fragmentów, w których zwyczajnie brakuje mu atutów piłkarskich i to też ma swoje odzwierciedlenie w tabeli. W aspekcie nazwijmy to mentalnym oceniłbym to pozytywnie, nawet bardzo, bo grając praktycznie wszystkie mecze na wyjeździe nie jest łatwą sprawą znosić te trudy. Wszystkie kluby, które są zainteresowanie tym celem, do którego my zmierzamy, zdobywały punkty na własnym terenie poprzez jakąś tam atmosferę na stadionie, zaangażowanie całego środowiska, a my w jakimś tam sensie jesteśmy tego pozbawieni i tutaj wysoko oceniam postawę zawodników, że biorą te trudności na siebie, bardzo się angażują i jest to na pewno plus. Trzeci aspekt, związany z organizacją. Jak już wspomniałem, te mecze gramy na wyjeździe. Nie jest to takie łatwe. Drużyna jest cały czas w przebudowie. To widać. Trener Mandrysz już rozpoczął ten proces. Boisko też pokazuje, że trzeba dokonywać korekt i pewnych zmian. Działacze również są tego świadomi i tak pomału to następuje. Wiadomo, że w międzyczasie są te bardzo ważne mecze i w nich widać, że ten wynik cały czas tam gdzieś oscyluje. To albo jednobramkowe zwycięstwo, albo remis, czasami minimalna porażka. Tutaj widać, że ten zespół bardzo dużo z siebie daje i tanio tej skory nie sprzedaje. Myślę, że to półroczne doświadczenie jest bardzo cenne. To, że jesteśmy w kontakcie z tymi zespołami, również walczącymi, a mającymi niejednokrotnie wyższy budżet, jakieś tam inwestycje transferowe, na pewno coś znaczy. My w dalszym ciągu utrzymujemy z nimi kontakt. Nie jesteśmy pozbawieni szans na utrzymanie. Myślę, że to jest jakiś tam plus.

Czy przychodząc do zespołu Piasta spodziewał się Pan, że tak trudno będzie o to utrzymanie?

- Zdawałem sobie z tego sprawę. Wiedziałem, że będzie ciężko. Mając na uwadze poprzedni sezon, poczynania zespołów jak Zagłębie Sosnowiec, które awansowały nie z pierwszego miejsca, były przebudowywane. One przegrały swoje początkowe mecze i tak naprawdę już zaraz po początkowej fazie rozgrywek do samego końca były poza stawką. Grały o prestiż, o honor, a nie realnie o utrzymanie. W naszym przypadku te trudności są duże, ale Piast dzielnie je znosi i to trzeba cenić. Mimo iż nie jesteśmy zbyt medialną drużyną, nie mamy jakiegoś tam zaplecza, chociaż ta garstka wiernych kibiców jest, ale w porównaniu z innymi klubami to wszystko przed nami, żeby to zorganizować, pobudzić te środowiska, żeby to wszystko szło w tym kierunku, by Piasta podnosić na wyższy poziom. Wiem, że trudności są. Zdaję sobie z tego sprawę, ale widzę, że jest też chęć poprawy, by to lepiej funkcjonowało.

Pana poprzednik, trener Mandrysz przed sezonem mówił, że prowadził ten zespół pod grę w ekstraklasie. Czy uważa pan, że pod jego wodzą Piastowi łatwiej byłoby przeskoczyć ten poziom między tymi klasami rozgrywkowymi?

- Myślę, że borykałby się z tymi samymi problemami. To jest jak najbardziej obiektywne. Na pewno sam punkt widzenia trenera się zmienia, bo każdy ma tam swój pogląd na pewne sprawy. Wiadomo, że ja też korzystam z pomocy, doświadczeń asystentów, którzy pracowali z trenerem Mandryszem. Oni pełnią tą rolę pomocy nad oceną i analizą gry drużyny, która wtedy grała i która teraz gra. Ja to wszystko biorę pod uwagę. Sądzę, że trzeba ze wszystkiego wyciągać wnioski.

Transfery przeprowadzone latem uważa pan za trafne?

- Tutaj skupiłbym się na Kamilu Gliku, który wszedł do gry i to, że został powołany do reprezentacji Polski w wieku 21 lat, co prawda jako rezerwowy, jest jakimś sygnałem. Został zauważony przez selekcjonera. To może stanowić rekomendację jego transferu. Sebastian Olszar doszedł tak naprawdę w trakcie sezonu. Jego ocena na pewno nie może być pełna, bo zagrał w jednym meczu Pucharu Ekstraklasy. Zaprezentował się w nim naprawdę dobrze i doznał poważnej kontuzji. Stracił troszeczkę czasu na rehabilitację. Wystąpił w tych ostatnich spotkaniach i w mojej ocenie był wyróżniającym się zawodnikiem. Nie był tym samym Sebastianem, który kiedyś zabłysnął, bo to proste nie będzie, ale pokazał się z co najmniej poprawnej strony. Jest też Marcin Radzewicz, którego ja zaopiniowałem. Początek miał bardzo dobry, ale widać było, że nie przepracował tego okresu przygotowawczego i ta końcówka była już bardzo słaba, no może gorsza. Można było się więcej po nim spodziewać i ja się na pewno spodziewałem. Nie ma co ukrywać, że liczyliśmy na to, że będzie jednak coś więcej. Szkoda, że w meczu z Polonią to wyszło przeciętnie. Myślałem, że to będzie inaczej wyglądało.

Pan w jednym z wywiadów powiedział, że Piast nie potrafi grać ofensywnego futbolu, ale przecież w zespole jest kilku solidnych zawodników, którzy mogą pokierować tą grą z przodu. Poza tym nie można zapominać, że w poprzednich sezonach, co prawda na boiskach obecnej 1. ligi, Piast prezentował ofensywną piłkę…

- Z tymi wypowiedziami często jest tak, ze one są wyrywane z kontekstu. Być może ja wtedy wyraziłem się odnośnie jakiegoś spotkania. Nie chcę też jednoznacznie powiedzieć, że Piast to jest drużyna, która potrafi. Wiadomo jednak, że wymogi są inne na poziomie ekstraklasy, inne w 1. lidze. To jest oczywista rzecz. Piast grając w ówczesnej drugiej lidze był znany z tego, że grał dosyć dobrze w defensywie. Grał też ofensywnie, ale z tymi słabszymi zespołami w niższej lidze tak można grać. Tutaj mamy taką sytuację, że mierzymy się z drużynami co najmniej równorzędnymi i lepszymi. Te proporcje gry są takie. Są fragmenty, w których atakujemy, próbujemy coś zrobić, ale są i takie, gdzie przeciwnik stara się zrobić coś ze swojej strony być aktywny i groźny. To są takie fazy gry, w których Piast gra w defensywie, bo musi się bronić. Na pewno naszą bolączką jest to, że te akcje, które są, nie kończą się bramkami. Często jest tak, że akcja się dobrze zaczyna, ale nie kończy się golem i to umyka ocenie obserwatorów. Zachodzi taka jedna, druga, trzecia sytuacja i postrzega się nas, jak się postrzega. Dopiero po głębszej analizie można powiedzieć, że ten Piast mimo wszystko coś próbuje robić. Ja bym tutaj podał przykład meczu z Polonią Bytom, gdzie od początku do końca stwarzaliśmy sytuacje, kontrolowaliśmy grę. Gdyby ten wynik był wówczas pozytywny dla Piasta, to ten obraz drużyny byłby całkiem inny. Ja się jednak nie dziwię, że jest jak jest, bo wszystko opiera się na wyniku. Gdyby ten wynik był dobry, to by się zauważyło, że były trzy cztery podania w tempo, akcja zakończona bramką. Wtedy ręce same składają się do oklasków. Nie chce jednak tutaj nikogo szczególnie do niczego przekonywać. Wiem jaka jest ocena tej gry. Dopóki nie będziemy strzelać bramek, wygrywać, to musimy przyjąć sytuację taką, jaka jest i starać się ją zmienić na lepsze.

Piast w siedemnastu meczach zdobył piętnaście punktów. Na pewno ten dorobek mógłby być lepszy, gdyby zespół miał możliwość rozgrywania meczów przed własną publicznością. Ile znaczy atut własnego boiska pokazała w tym sezonie między innymi Polonia Bytom…

- Ja bym powiedział tak. Oczywiście, że my tęsknimy za tym boiskiem. Na tym własnym terenie człowiek zawsze czuje się troszeczkę lepiej. Wiadomo, że nigdy nie jest łatwo. Wymagania są duże. Jednak chociażby patrząc na ten Puchar Ekstraklasy, gdzie graliśmy u siebie. Kibice przychodzili na stadion. Raz liczniejsza grupa, raz mniej liczna, ale mimo wszystko dopingowali tą drużynę. Udało się wygrać z Wisłą Kraków, ze Śląskiem Wrocław. Ten Puchar Polski może był niefortunny i ten odbiór był taki nieciekawy, ale te mecze w Pucharze Ekstraklasy wypadły korzystnie. Nawet przegrywając z Cracovią ten zespół się dobrze zaprezentował. To jest tam jakiś kierunek, jakiś promyczek, że może by było troszeczkę lepiej. Aczkolwiek my nie możemy się do tego sprowadzać. Wiadomo, że to piłka i boisko decydują o wszystkim. Warunki są, jakie są i to nie od nas zależy.

Ten początek sezonu był dla Piasta udany, bo zaczął się od zwycięstwa z Cracovią i remisu w Bełchatowie. Później jednak było już tylko gorzej, bo porażka za porażką. To był dla Pana trudny okres…

- Dla mnie i dla całej drużyny. Piast w tych pierwszych meczach był niedoceniany. Może też to tam jakoś zadziałało, że byliśmy zaskoczeniem. Nie byliśmy jeszcze rozpracowani. Bo na tym poziomie każdy analizuje grę przeciwnika, jego słabe i mocne strony. Tutaj każdy szczegół się liczy. My robimy to samo. Udało się w tych dwóch meczach zdobyć punkty. To był jakiś tam powiew optymizmu. Później powiedziałbym przy podobnym sposobie gry z Arką Gdynia daliśmy sobie łatwo wbić dwa gole i nie dało się tego odrobić. To zaczęło wywierać jakąś tam presję na zespole, który dopiero nabiera tego doświadczenia.

Po tych pięciu porażkach z rzędu, począwszy od meczu z ŁKS-em, pomijając starcie z Wisłą, Piast w czterech spotkaniach regularnie sięgał po punkty, udowadniając tym samym, że jeszcze w tym sezonie nie powiedział ostatniego słowa…

- Trudne momenty pokazują jaka ta drużyna jest. Po tych porażkach zespół mógł się rozkleić, zdemobilizować. Tutaj ten trudny moment drużynę jeszcze bardziej scementował i wyszliśmy z tego. Utrzymaliśmy ten kontakt z tym środkiem tabeli, co na pewno też jakimś pozytywem jest.

Chyba największą niespodzianką, jaką tej jesieni sprawił Piast, było wyjazdowe zwycięstwo nad Śląskiem. Gliwiczanie jako pierwsi w tym sezonie zdobyli twierdzę przy ulicy Oporowskiej.

- Oprócz tej generalnej oceny, która jest tutaj wypośrodkowana, bo mogło by być lepiej, a mogło też być gorzej na nasze skromne możliwości, jest kilka takich punktów, które były negatywne, ale i takie, które pozytywnie o nas świadczą. Takim pozytywem na pewno jest to zwycięstwo nad Śląskiem. Gdzie grając na pewno z mocnym zespołem, bo mimo że beniaminek, Śląsk bardzo się wzmocnił, co pokazuje tabela, pokazaliśmy się z dobrej strony i ten mecz zakończył się naszym zwycięstwem, co nawet w kontekście statystyki jest bardzo cenne. Takim dobrym meczem był także ten w Gdańsku. Tam nie udało się wygrać, ale zremisowaliśmy. Statystyki pokazywały, że to jest bardzo trudny teren, bo wygrał tam tylko Lech Poznań i Legia Warszawa. Tam bardzo trudno o punkty, a my tam przez większość czasu prowadziliśmy grę i walczyliśmy jak równy z równym.

Szukając pozytywów w postawie Piasta tej jesieni na pewno trzeba wspomnieć o solidnej defensywie. Do obrony chyba nie można mieć większych zastrzeżeń, bo zespół stracił siedemnaście bramek, co jak na beniaminka jest całkiem dobrym wynikiem…

- Rzeczywiście ta sytuacja jest taka, że blok obronny się skonsolidował. Cały czas szukaliśmy takiego ustawienia wynikającego z analizy gry, bo mieliśmy na początku problemy. Kiedy w obronie grał Lumir, były tam pewne przecieki, nazwijmy to tak. Później wycofaliśmy do tyłu Jarka Kaszowskiego, bo ten aspekt motoryczny jest bardzo istotny, a Jarek pod tym względem jest naprawdę bardzo mocny. On się przekonał do tego i tą swoją rolę bardzo dobrze wypełnił. Jeszcze Kamil Glik wszedł w pewnym momencie w formację i to w połączeniu z dobrą postawą Grzegorza Kasprzika stworzyło jakiś tam monolit. Nie można oczywiście zapominać, że cały zespół bierze udział w obronie, bo taka jest piłka. Cała drużyna się do tego przyczyniła, że Piast jest kojarzony z solidną grą defensywną.

W ataku nie było już tak różowo, a można powiedzieć, że było wręcz tragicznie. Osiem strzelonych bramek mówi samo za siebie. Obwinia się za to napastników, ale tak naprawdę te podania otwierające drogę do bramki można policzyć na palcach jednej ręki.

- No właśnie. To jest tak jak z tą grą defensywną. Przypisuje się jej owoce obrońcom, a często jest tak, że tą czarną robotę wykonują pomocnicy. To samo jest w ofensywie. Wiesza się psy na napastnikach, a często ich postawa jest związana z organizacją gry i możliwościami wsparcia zawodników z drugiej linii. Będziemy pracować nad tym, by wykonać krok do przodu w tym elemencie.

W tym okienku transferowym zatem klub będzie się oglądał za środkowymi pomocnikami. Zespół wzmocnił już Kamil Wilczek.

- Pozyskanie Kamila Wilczka było pierwszym krokiem. Tutaj działacze i Janusz Bodzioch zdają sobie sprawę z naszych potrzeb i będą się starać, by wypełnić tę lukę i stworzyć jakąś możliwość lepszej gry w linii pomocy.

Mankamentem w grze Piasta tej jesieni były też stałe fragmenty gry, które powinny być raczej atutem beniaminka. Piast z kolei nie stwarzał większego zagrożenia czy to po rzutach wolnych, czy po rzutach rożnych…

- Sytuacja jest taka, że często brakowało nam skuteczności, wykończenia, bo patrząc na mecz z Bełchatowem po stałym fragmencie gry, Adam Banaś był w doskonałej sytuacji, Kozik instynktownie obronił. Później z Lechem, grając ze stałego fragmentu gry, Adam trafił w słupek. Nie udało się jednak zdobyć bramki w taki sposób. Tutaj widać, że jest w dalszym ciągu coś do zrobienia. Na pewno trzeba doskonalić tą precyzję dośrodkowania, czy zagrania, by ci zawodnicy, którzy wykańczają akcję, mieli pozycje do oddania strzału.

W poprzednich sezonach siłą Piasta była gra skrzydłami. W tym wyróżniającą się postacią na tych pozycjach jest tylko Maciek Michniewicz, bo już Marcin Radzewicz i Marcin Bojarski grają grubo poniżej oczekiwań. Na pewno liczono na więcej z ich strony.

- Ja zdaję sobie z tego sprawę. Maciek Michniewicz robi to od czasu do czasu, ale jak się włącza do gry ofensywnej, to zawsze z korzyścią dla drużyny. Sytuacja Marcina Radzewicza jest taka, że dołączył do nas w trakcie rozgrywek. Widać, że nie był do końca przygotowany. W pierwszych spotkaniach wyróżniał się. Później dał o sobie znać ten brak okresu przygotowawczego. W moim odczuciu, to trochę odbiło się na jego dyspozycji. To jest taka wstępna ocena, bo na pewno będziemy to jeszcze szczegółowo analizować. Co do Marcina Bojarskiego to wiadomo, że i my i kibice mieliśmy duże oczekiwania. On też zdaje sobie sprawę z tego, że nie do końca te oczekiwania spełnił. Rozpoczął okres przygotowawczy od kontuzji. Potem zmagał się z kolejnym urazem. Tak naprawdę doszedł do gry sprawny, ale wiadomo, że sprawność a forma to dwie różne rzeczy. Zawodnik wraca, ale nie jest w ciągłym treningu, nie jest w rytmie meczowym, to trochę trwa. Tak naprawdę po żadnym z tych spotkań Marcin nie mógł powiedzieć, że jest z siebie zadowolony. Zostawiał zdrowie na boisku, bardzo chciał, ale nie było tak, jakbyśmy tego chcieli.

Zostając przy tych skrzydłach. Jarek Kaszowski dużo lepiej czuje się w linii pomocy i na pewno lepiej prezentuje się w roli prawego pomocnika, bo tam grał zdecydowanie częściej. Pan cofnął go jednak do obrony. Z kolei na lewej flance może warto by dać więcej szans Danielowi Chylaszkowi. On w poprzednim sezonie był najczęściej asystującym zawodnikiem Piasta.

- No rzeczywiście to są trudne sprawy. Nie ma co ukrywać, że ta opinia związana z występami w drugiej lidze pozostaje przed oczami obserwatorów. To jest jakiś tam obraz. Prawda jest taka, że te wymogi w ekstraklasie są trochę wyższe. Daniel zmagał się z jakimś tam urazem w trakcie rozgrywek. Później wszedł do gry. Widać, że też nie jest jednak tak, jakbyśmy sobie tego życzyli, bo w dwóch spotkaniach się wyróżnił, a w pozostałych, a nawet na treningu nie był na tyle dobry, by można go było wstawić od początku. To są trudne rzeczy. Kibic obserwuje sytuację na boisku i ma wrażenie, że może tak by było lepiej. My widzimy tych piłkarzy codziennie na treningu i musimy podejmować decyzje.

Czy jest zawodnik, który bardzo pozytywnie pana zaskoczył postępem i pracą podczas tej rundy?

- Na pewno Grzegorz Kasprzik zapisał się w tej rundzie bardzo pozytywnie. Także ze względu na to, że przed rozpoczęciem sezonu nie był ani postrzegany jako zawodnik tej klasy, ani nie miał dużego doświadczenia. Nie był też zawodnikiem numer jeden na tej pozycji, bo przed sezonem jednak i Jakub i Grzegorz rywalizowali ze sobą o to miejsce w bramce. Obaj mają jakieś tam mankamenty, atuty. Tak naprawdę decyzja bezpośrednio przed pierwszym meczem zaważyła na tym, że Grzegorz wszedł, rozegrał kilka spotkań i nabrał tego doświadczenia. Zobaczyliśmy bardziej dojrzałego Grzegorza, który potrafi się odpowiednio zachować na boisku. Bardzo pomógł zespołowi. Także to jest na pewno wyróżniająca się postać. Nie można jednak zapominać o Jakubie, który też ciężko pracuje i pozytywnie motywuje Grzegorza.

Który z rozegranych meczów najmilej pan wspomina? Który najbardziej przypadł panu do gustu?

- Na pewno ten ze Śląskiem Wrocław. Ta wygrana o tyle była satysfakcjonująca, bo wynik został osiągnięty po dobrej grze. To nie było tak, że wygraliśmy szczęśliwie czy przypadkowo. Dobrze graliśmy od początku do końca i udokumentowaliśmy to bramką po dobrej, kombinacyjnej akcji. Dużym plusem jest tych kilka dobrych spotkań, ale my musimy twardo stąpać po ziemi i wiedzieć, w jakim miejscu jesteśmy. Musimy oczekiwać od siebie jeszcze więcej, wyższego poziomu, bo tylko on będzie gwarantował to, że Piast będzie się liczył w walce o utrzymanie.

Straconych punktów, w którym meczu żałuje Pan najbardziej?

- Na pewno z Polonią Bytom, na pewno też z Polonią w Warszawie. W Bytomiu rozegraliśmy dobre zawody, a musieliśmy się obejść smakiem. Gdybyśmy tam zdobyli punkty, to ta nasza sytuacja byłaby całkiem inna. Na pewno pozostaje pewien żal.

Gdyby miał Pan wskazać najlepszego zawodnika Piasta tej jesieni, kogo by Pan wymienił?

- Jesteśmy w takiej sytuacji, że my tylko zespołowością możemy coś osiągnąć. Nie chcę nikogo wyróżniać. Chociaż już wcześniej wyróżniłem Grzegorza, który też jest elementem tego zespołu. My nie jesteśmy na takiej pozycji, by móc powiedzieć, że ktoś szczególnie się wyróżnił. Wszyscy wkładają w ten zespół tyle, ile potrafią i to przez tą zespołową grę osiągamy ten poziom, na którym jesteśmy.

Czy są już podjęte decyzje odnośnie tego, z kim zimą Piast zakończy współpracę. Ten zespół posiada bowiem chyba najliczniejsza kadrę w całej ekstraklasie….

- Dzisiaj rozmawiałem wstępnie z zawodnikami. W środę zostanie poinformowany pan prezes o całej sytuacji. Sprawa dotyczy: Marcina Nowaka, Mirosława Widucha, Rafała Andraszaka, Krzysztofa Kukulskiego, Piotrka Prędoty czy Stanisława Wróbla. Tutaj są różne argumenty. W grę wchodzi wypożyczenie do innego zespołu, monitorowanie ich i ewentualny powrót do naszego klubu po sezonie, czy też w pewnych przypadkach rozwiązanie umowy. To są sytuacje w kwestiach nazwijmy organizacyjnych, administracyjnych. Taka jest decyzja sztabu szkoleniowego. Ja wyraziłem swoją opinię. Piłkarze tą opinię przyjęli. Sytuacja dotyczy także Tomasza Podgórskiego, który tych szans trochę miał. To wynika z poziomu, na jakim się aktualnie znajduje. On nie grał przez dłuższy czas ostatnio. Musi pół rundy rozegrać na dobrym poziomie. My będziemy obserwować go i będziemy pierwsi w kolejce, by go pozyskać z powrotem, jeżeli będziemy wiedzieć, że jest w dobrej dyspozycji.

Ilu zawodników chciałby Pan sprowadzić do klubu w tej zimowej przerwie?

- Na pewno chciałbym mieć na każdej pozycji jednego wartościowego zawodnika. Tutaj na pewno mamy problemy na prawej obronie, bo jak już wspominaliśmy Jarek Kaszowski został tam przesunięty trochę z konieczności. Trzeba się więc rozglądać za jakąś alternatywą. Trzeba zobaczyć, który wariant jest lepszy, czy z Jarkiem w pomocy, czy może jeszcze jakiś inny.

Na wypożyczeniu w innych klubach przebywa kilku zawodników Piasta: Michał Filipowicz, Łukasz Żyrkowski. Czy zdecyduje się Pan ich sprawdzić w tym okresie przygotowawczym?

- Będziemy się na pewno nad tym zastanawiać z menedżerem. Teraz te dni właśnie na to przeznaczymy. Zastanowimy się czy tak, czy nie. Sprawa pozostaje otwarta. Zobaczymy, jak to się wszystko będzie rozwijało.

Czy uważa Pan, że transfery z tych niższych lig do Piasta są dobrym rozwiązaniem, bo biorąc za przykład Daniela Koczona i Piotra Prędotę wydaje się, że ten przeskok do ekstraklasy nie jest dla nich łatwy. Obaj bardzo dobrze prezentowali się na boiskach 1. ligi, w tym sezonie w ekstraklasie mają już spore problemy…

- Ta sytuacja jest bardzo trudna. Na pewno każdy transfer wiąże się z ryzykiem. Z jednej strony ktoś w pewnym środowisku od razu się adaptuje. Ktoś inny potrzebuje na to więcej czasu. Posiłkowałbym się tu przykładem Kamila Glika, który nie grając wiele w piłce seniorskiej wszedł do gry i wkomponował się do zespołu. Z kolei Daniel Koczon długo, grając w tej 1. lidze, nabrał dużo złych nawyków i trudno je teraz wyeliminować. Aczkolwiek on bardzo się stara i będziemy pracować nad tym, by coś w tym zmienić. Nie ma reguły na to. Należy mieć też na uwadze fakt, że my nie jesteśmy w stanie brać zawodników z górnej półki. Musimy pozyskać takiego na tyle perspektywicznego i dobrego, który podniesie poziom tej drużyny.

Komentarze (0)