Wojna warszawsko-poznańska

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Czy Legia jest polskim Bayernem i celowo próbuje osłabiać Lecha - polską Borussię? - Oczywiście że taka analogia się nasuwa - komentuje dla Wirtualnej Polski menedżer Cezary Kucharski. To człowiek, który doskonale zna polski i niemiecki rynek oraz działające w świecie transferów schematy. Kucharski "zabierał" z Borussii Lewandowskiego i przekazywał Bayernowi. On także jest menedżerem Bielika, który w ostatniej chwili postanowił odpuścić Lecha i przenieść się do Warszawy. Kucharski wiele razy robił interesy i z warszawiakami i poznaniakami.

- Tyle, że na świecie jest to coś normalnego. Ci, którzy mają na rynku dobrą finansową pozycję i chcą być najlepsi, potrzebują do tego najlepszych ludzi, również z największej konkurencji. Stołeczny klub dzięki pieniądzom ma dobrą pozycję w negocjacjach. Wydaje mi się, że taki trend będzie się tylko nasilał - dodaje.

Legia finansowo odjechała reszcie stawki. Z budżetem przekraczającym 100 milionów złotych zdecydowanie góruje nad innymi ligowcami. W ubiegłorocznym raporcie "Ekstraklasa piłkarskiego biznesu" na Legię nie było mocnych. Lech ma budżet dwa razy mniejszy. Jeśli popatrzymy na ten aspekt, to nie ma wątpliwości, że w Ekstraklasie mistrz Polski jest takim Bayernem.

- Oferta Legii była nieporównywalna - przyznawał po transferze Bartosz Bereszyński.

Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że Legia dowodzona przez Bogusława Leśnodorskiego, jak na razie zabiera Lechowi tylko młodzież. Ważniejsi zawodnicy pomimo propozycji z Warszawy nigdzie się nie ruszyli. I to jest zasadnicza różnica, jeśli mielibyśmy tworzyć analogię do sytuacji w Bundeslidze. Tam Bayern zabiera Borussii jej gwiazdy. Legia dopiero próbuje to robić.

- Pytanie: kogo to dotyczy? Bo naszych najlepszych piłkarzy nie. Przecież Legia pewnie też dzwoniła do takich zawodników jak Karol Linetty, Dawid Kownacki, Darko Jevtić czy Tomasz Kędziora. Ale oni zdecydowali się zostać w Lechu, podpisali z nami długie kontrakty, bo wiedzą, że my najlepiej wprowadzamy młodych zawodników, bo mamy system i robimy to regularnie. I dzisiaj ci chłopcy grają w pierwszym składzie Lecha. Może problem dotyczy graczy, którzy nie są wystarczająco dobrzy, by tu i teraz występować regularnie w naszym zespole. Z tego powodu czują się rozczarowani, narzekają, że klub na nich nie stawia, bo źle ocenił ich potencjał. Kto wie, że jest następny w kolejce, by wejść do pierwszego zespołu i ufa nam, że dostanie swoją szansę, podpisuje z nami kontrakt i zostaje. Mimo że w Legii czekają większe pieniądze - dla wszystkich z nich - mówił kilka dni temu wiceprezes Lecha Poznań Piotr Rutkowski w obszernej rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

Jak jednak dodał, z sytuacji z Krystianem Bielikiem wyciągnięto już wnioski i poukładano sprawy z kontraktami młodych zawodników. Teraz nie ma w klubie żadnego perspektywicznego piłkarza, któremu latem kończyłby się kontrakt i który byłby do wzięcia za darmo.

A co z transferami poznańskich gwiazd do największego rywala? Cezary Kucharski w rozmowie z Wirtualną Polską powiedział, że jest sobie w stanie wyobrazić taką sytuację w ciągu najbliższych pięciu lat. Na razie jednak drużyna z Łazienkowskiej potrafiła podbierać najlepszych polskich ligowców, ale jednak z innych drużyn. Choćby w okresie, gdy na Łazienkowską trafił Bereszyński, w tym samym kierunku podążyli: najlepsi piłkarze ówczesnej Polonii Warszawa Władimir Dwaliszwili i Tomasz Brzyski, czy bardzo solidny Tomasz Jodłowiec ze Śląska Wrocław.

W obecnym oknie transferowym z Bełchatowa do lidera T-ME za pół miliona złotych trafił kapitan GKS- Arkadiusz Malarz. Z Bydgoszczy przeniósł się z kolei kapitan Zawiszy Michał Masłowski. To jeden z najdroższych transferów w historii transakcji pomiędzy polskimi klubami. 26-letni pomocnik kosztował 800 tysięcy euro. Właściciel bydgoskiego Zawiszy Radosław Osuch mówi nawet, że to największy ligowy transfer w dziejach.

I paradoksalnie... Lech przekonuje, że to on tej zimy wydał na nowych piłkarzy najwięcej. We wspomnianej już rozmowie Rutkowski zdradził, że za Tamasa Kadara, Davida Holmana i Darko Jevticia "Kolejorz" zapłacił 5 mln. - Nikt nie wydaje na transfery tyle co my - twierdzi stanowczo.

Jest jeszcze jeden aspekt poznańsko-warszawskiej rywalizacji (pomińmy już tę na trybunach). To wzajemne docinki. Tak jak Bayern i Borussia lubią sobie wbić publicznie szpilkę, tak i u nas jedna ze stron wypuści czasem komentarz podgrzewający atmosferę. Ze strony poznańskiej padały swego czasu argumenty, że piłkarze nie chcą iść do Legii, bo stamtąd można trafić tylko na Wschód. Tymczasem Lech woli być bliżej Zachodniej Europy. Bogusław Leśnodorski pozwalał sobie za to na uwagi dotyczące zarobków Mariusza Rumaka, nazywając je "masakrą". Tych wzajemnych prztyczków w nos było znacznie więcej.

Bayern zmierza w Bundeslidze po mistrzostwo, osłabiona Borussia jest na dnie. U nas Legia też jest na czele, ale Lech dzielnie się trzyma. I bardzo dobrze! Jak mówi były trener Legii, obecnie pracujący w Lechu Poznań Maciej Skorża, liga po prostu będzie ciekawsza.

Jacek Stańczyk

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×