Robert miewał depresyjne nastroje kilka razy - rozmowa z Ronaldem Reng, autorem książki o Robercie Enke

 Redakcja
Redakcja

Czy śmierć córki w 2006 roku mogła mieć wpływ na jego późniejszą decyzję?

- Nigdy tego nie wiesz. Kiedy Lara się urodziła miała bardzo poważną chorobę. Lekarz powiedział, że w ciągu dwóch pierwszych lat życia trzeba będzie przeprowadzić 3 poważne operacje na jej sercu a i to nie gwarantuje, że dziecko przeżyje. A więc ryzyko śmierci było spore. W tym okresie Robert był bardzo zdrowy, silny, wolny od depresji. Myślę, że to dlatego że musiał zająć się córką. Do tej pory piłka była najważniejsza jego życiu, ale teraz zeszła na dalszy plan, cała energia została podporządkowana córce. I nawet gdy jego córka zmarła, nie było żadnych objawów depresji. Pojawiły się po 3 latach. A więc nie można powiedzieć, że śmierć córki miała wpływ, ale też nie możemy wykluczyć, że nagle wróciło wspomnienie, które gdzieś zalegało w jego głowie. Czasem sądzimy, że musi wydarzyć się coś tragicznego w życiu, jakiś wstrząs. A to tak nie jest. Robert mógł mieć po prostu skłonności depresyjne. Może z powodów genetycznych albo jakiś innych. To są czasem małe rzeczy.

Czy presja na niego jako bramkarza mogła mieć wpływ? To jednak najbardziej narażona na presję pozycja.

- W 2003 roku było dość jasne, że powodem była ta presja którą sam na siebie nałożył. Gdy przeszedł do Barcelony był przekonany, że to transfer marzeń, do najlepszego klubu świata. Ustawił sam siebie pod presją z przesłaniem „musi mi się udać”. Ale Louis Van Gaal postawił na Victora Valdesa. Początek tej choroby to mecz eliminacji Ligi Mistrzów z Legią Warszawa, kiedy Robert był przekonany, że zagra, a niespodziewanie znalazł się poza drużyną. Winił za to siebie, uważał że zawalił sprawę.

A sprawa była czysto techniczna. Van Gaal chciał bramkarza grającego w roli ostatniego obrońcy, zaś Enke był typowym dla tamtych czasów niemieckim mistrzem gry na linii.

- Dokładnie. Ale nie rozumiał tego i wpadł w taką spiralę, myślał, że nikt go nie poważa i nigdy z tego nie wyjdzie, co jest typowe dla osób z depresją.

I pan nie miał wtedy żadnych podejrzeń?

- Nie wiedziałem o jego depresji, ale wiedziałem, że coś z nim jest nie tak. Gdy rozmawialiśmy, jego twarzy była jakby z kamienia, nieruchoma. Nawet gdy opowiadał jakiś świetny żart, nie śmiał się z niego. Ale w tym czasie nie miałem w ogóle pojęcia o zjawisku depresji, więc jedynie zastanawiałem się, dlaczego jest tak smutny. W 2009 roku napisał w swoim pamiętniku: "Dlaczego teraz?". On sam nie widział jasnego powodu, przecież był bardzo szczęśliwy. Czasem po prostu jest to niewytłumaczalne. I tu porównanie do nowotworu jest uzasadnione. Czasem występuje na przykład rak płuc, ponieważ zbyt wiele palisz, a czasem po prostu nie ma wyjaśnienia. W przypadku Roberta jest proste wyjaśnienie dla pierwszej depresji, ale w przypadku drugiej można jedynie snuć przypuszczenia.

Ta książka to też opowieść o tragedii bliskich, choćby ojca, który jest psychologiem i potrafi rozpoznać chorobę, ale nie umie jej zaradzić.

- On był psychologiem, czyli studiuje zachowania ludzi, ale nie jest psychiatrą, który może ich leczyć. Ale też trzeba pamiętać o specyficznych relacjach, które ich łączyły. Nie byli w stanie normalnie się ze sobą porozumiewać. Czuli, że chcą, ale jest zbyt duża bariera między nimi. Po tym jak ojciec Roberta odszedł od jego matki, miał spore trudności z nawiązaniem kontaktu. Robert cierpiał z powodu rozstania rodziców, ale nie winił ojca. Jednak ten zawsze czuł się winny.

Jest taki krótki dialog między nimi, gdzie Robert na pytania ojca udziela bardzo krótkich i konkretnych odpowiedzi, jakby chciał mu powiedzieć: "Odejdź".

- Mieli z tym problem, dlatego ojciec Roberta używał futbolu do komunikacji, jak robi wielu ojców. Chodził na każdy mecz, rozmawiali o tym, co mogło sprawić, że wszystko stało się jeszcze trudniejsze. Możliwe, że dla Roberta to była dodatkowa presja, czuł że musi grać dobrze, żeby dostać miłość ojca. Myślę, że Robert czuł, że jego ojciec kocha go jako bramkarza. Po rozstaniu stadion był jedynym miejscem ich spotkań. Oczywiście jego ojciec go kochał jak syna, ale Robert skarżył się, że ojciec jedynie przychodzi na mecz i rozmawia o piłce. W książce jest taki moment, gdy Robert miał 14 albo 15 lat, słabo bronił w jednym meczu. Popłakał się i zapytał ojca: "Czy nie będziesz smutny, jeśli teraz skończę z bronieniem?". Wtedy ojciec zrozumiał, że "on naprawdę myślał, że kocham go z powodu piłki". Próbowali to zmienić, ale zawsze był jakiś mur między nimi. Nie potrafili rozmawiać ze sobą o prawdziwych uczuciach.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×