Niespodziewana wpadka Stalówki

Stal Stalowa Wola po inauguracyjnym triumfie z Rozwojem Katowice była faworytem w konfrontacji z Nadwiślanem Góra. Mało kto spodziewał się, że Stalówka nie zdobędzie nawet punktu.

Stalowcy w sobotę zawiedli siebie i swoich kibiców. Zielono-czarni nie byli w stanie zagrozić bramce Nadwiślana Góra i po błędzie w defensywie stracili gola i trzy punkty. - Tydzień temu się cieszyliśmy, teraz musimy przełknąć gorycz porażki. Zagraliśmy słabsze zawody. Oddaliśmy za bardzo pole gry, szczególnie w drugiej połowie. Wynikiem tego była bramka. Jak gra się słabszy mecz i nie idzie to trzeba zagrać na "zero" w tyłach. Uczulaliśmy, że stałe fragmenty to mocna strona Nadwiślana. Niestety, błąd w kryciu indywidualnym spowodował, że nie mamy punktów - powiedział opiekun Stali Jaromir Wieprzęć.

Pojawiły się głosy, że zawodnicy z Podkarpacia zlekceważyli rywali. Sztab szkoleniowy i piłkarze Stali zaprzeczają temu. Trudno się nie zgodzić z trenerami i graczami ze Stalowej Woli, gdyż zielono-czarni zaprezentowali się zdecydowanie poniżej swoich możliwości. - Jeśli chodzi o niedocenienie rywala, to taka sytuacja nie miała miejsca. Oglądaliśmy ich mecz z Energetykiem ROW Rybnik, znaliśmy ich mocne i słabe punkty. Wiedzieliśmy jak Nadwiślan będzie grał. To się wszystko pokryło. Nie wydaje mi się, żeby chłopcy jakoś inaczej podeszli do tego spotkania. Nie wyszedł nam on tak, jak byśmy po prostu chcieli. Nie weszliśmy dobrze w mecz. Pierwsza połowa nie wyglądała najgorzej, ale po zmianie stron zagraliśmy zdecydowanie słabiej. Szkoda, że nie udało się w jakimś stopniu powtórzyć potyczki z Rozwojem, bo wtedy myślę wynik mógłby być inny. Jeszcze jest trochę kolejek do końca - dodał trener Stali.
[ad=rectangle]
Mecz toczył się w trudnych warunkach, w Stalowej Woli padał deszcz, boisko było mocno nasiąknięte, a do tego arbiter zawodów w ciągu pierwszych dziesięciu minut pokazał zawodnikom obu ekip aż po dwie żółte kartki, czym niewątpliwie wpłynął na przebieg spotkania. - Zdajemy sobie sprawę, że nie za bardzo wyszedł nam ten mecz. Ogólnie z obu stron nie było to porywające widowisko. Nie ma co zrzucać na warunki pogodowe. Obie drużyny miał je takie same. Można było się domyślać, że tak to wszystko będzie wyglądało, dużo walki. Rywale byli o jednego gola lepsi. Takie spotkania się zdarzają. Taka jest piłka. Zagraliśmy słabe spotkanie, trzeba wyciągnąć wnioski i grać dalej. Szybko mieliśmy na swoim koncie już dwie żółte kartki. Pospieszył się trochę arbiter. To był mecz walki, było ślisko, piłka uciekała. Wiadomo, że można się trochę spóźnić z interwencją. Mógł trochę poczekać z tym pokazywaniem kartek. Dlatego to później tak wyglądało, takie boiskowe szachy - stwierdził pomocnik Stali Radosław Mikołajczak.

Źródło artykułu: