Marcin Woźniak w Grudziądzu występuje od sezonu 2012/2013. W Olimpii zadebiutował w I rundzie Pucharu Polski, gdy jego zespół mierzył się z Pogonią Szczecin. Doświadczony obrońca w barwach I-ligowca rozegrał 81 meczów, a w obecnym sezonie na boisku pojawił się 23 razy. Dwukrotnie wpisywał się na listę strzelców. Klub z Grudziądza niedawno postanowił przedłużyć z Woźniakiem kontrakt do 30 czerwca 2017 roku. 30-latek w tej rundzie już jednak nie zagra, bo zmaga się z urazem więzadeł pobocznych piszczelowych.
[ad=rectangle]
Przede wszystkim jak się pan czuje? Jak przebiega pana powrót do zdrowia po zerwaniu więzadeł pobocznych piszczelowych?
Marcin Woźniak: Jestem 18 dni po urazie. Czekam obecnie na USG, ciekawe co ono wykaże. Dowiem się wtedy, czy uszkodzone jest wyłącznie więzadło poboczne. Powinienem się cieszyć, że prawdopodobnie tylko ono jest zerwane. Obecnie mam usztywnioną nogę, od dwóch tygodni mam stabilizator. Po USG lekarz zdecyduje co dalej.
Może pan coś więcej powiedzieć na temat pana kontuzji? Jak uciążliwy jest to uraz? Co dokładnie i jak się panu stało?
- Kolano na obecną chwilę nie jest sprawne, mam problem z poruszaniem się. Na szczęście nie używam już kul, chodzę o własnych siłach. Co do sytuacji - była przypadkowa, bardzo nieszczęśliwa. W trakcie treningu biegnąc do piłki dwóch kolegów zderzyło się i upadło mi na nogę. Niestety miałem ją bardzo nienaturalnie ułożoną i poczułem jak więzadło mi strzeliło.
Kiedy wstępnie przewidziany jest pana powrót do treningów?
- Po rezonansie lekarz mówił o powrocie po 6 tygodniach. Myślę, że rehabilitację zacznę dużo wcześniej, ale wszystko okaże się po poniedziałkowym badaniu.
Mecze kolegów ogląda pan z trybun. Dla piłkarza to zapewne nic przyjemnego.
- Dokładnie, nie jest to przyjemna sytuacja. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu, trzeba się z nimi pogodzić. Jestem człowiekiem, który ma mało cierpliwości w sobie. Trudno mi przyglądać się temu wszystkiemu z boku, nie lubię stać obok, lubię brać we wszystkim czynny udział. Jest to dla mnie trudna sytuacja. Mam nadzieję, że do kolejnej rundy będę przygotowywał się normalnie razem z zespołem i wszystko będzie w porządku.
Spotkanie bardziej przeżywa się na trybunach, czy jednak na boisku czynnie w nim uczestnicząc?
- Na pewno na trybunach, ponieważ nie mamy wpływu na wydarzenia na boisku. Nie możemy nic zmienić, a tylko trzymać kciuki i wierzyć, że wszystko potoczy się po naszej myśli. Ja mecze oglądam spokojnie, raczej staram się nie denerwować, ponieważ tak naprawdę nic nie może zmienić. Jest to trudna sytuacja, człowiek kibicuje, ale chciałby być na boisku. Są to mieszane uczucia. Chcę, żeby ta runda się już skończyła i zaczęła kolejna, w której będę mógł już normalnie brać udział.
W ostatnim spotkaniu pana koledzy z drużyny pokonali Chrobrego Głogów, ale ten mecz nie zaczął się dla Was dobrze. Wasz trener chwalił jednak zawodników za to, że potrafili odpowiednio zareagować na stratę bramki.
- Bardzo trudno jest odrobić stratę choćby jednej bramki, także ze słabszymi zespołami, nawet u siebie. Często zespoły się cofają i ciężko jest grać w ataku pozycyjnym. Tym bardziej chwała chłopakom, że udało się przechylić szalę na własną korzyść. Myślę, że takie mecze jak z Pogonią Siedlce, Chrobrym Głogów są trudne. Drużyny nastawiają się na grę z kontry, czekają na jeden błąd, stałe fragmenty. W takich meczach trzeba być bardzo skoncentrowanym. W spotkaniu z Chrobrym przysnęliśmy i straciliśmy bramkę, natomiast wszystko skończyło się bardzo dobrze.
Co prawda zwyciężyliście w ostatnim spotkaniu, ale marzenia o awansie do T-Mobile Ekstraklasy można już chyba odkładać na kolejny sezon...
- Jest to prawda. Prezentujemy bardzo niestabilną formę, mam na myśli wyniki oraz jakość rozgrywania meczów. Potrafimy zagrać bardzo dobry mecz w Bytowie, żeby potem ponieść upokarzającą porażkę u siebie z Pogonią Siedlce. Poza tym zbyt często zdarza nam się grać naprawdę dobre mecze i nie zdobywać w nich choćby punktu, przykładem może być mecz z Wisłą Płock i Zagłębiem Lubin.
W przypadku braku awansu ten sezon będzie można uznać za porażkę? Przed rozpoczęciem rozgrywek mówiło się o tym, że Olimpia celuje właśnie w awans...
- Za porażkę uznać nie można, bo każdy sezon to nowe doświadczenie. Porażką byłby spadek. Jesteśmy bogatsi o nowe doświadczenia, mądrzejsi, nie tylko my, ale również działacze i trenerzy. Cały sezon zostanie przeanalizowany i wyciągnięte będą wnioski. Ten sezon można uznać za naprawdę twarde doświadczenie.
Czego tak naprawdę brakuje Wam do tego, aby powalczyć o awans? Skład wciąż nie jest wystarczająco silny, czy też coś innego wchodzi w grę?
- Ciężko odpowiedzieć na takie pytanie, czego nam brakuje. Brakowało nam stabilności, mam na myśli umiejętność wygrywania meczów, w których naprawdę decydują detale. Brakowało konsekwencji w grze obronnej, straciliśmy w tym sezonie zbyt dużo bramek, żeby liczyć się w walce o najwyższe cele. Mamy wyrównany zespół, jest tu fajna ekipa, której przydało by się troszeczkę więcej jakości.
Klub cały czas się rozwija, poprawia się infrastruktura. Jeżeli nie uda się w tym sezonie, to w następnym awans będzie dla Olimpii priorytetem?
- Bardzo chcę, żeby tak było, ponieważ jestem człowiekiem, który chciałby zawsze grać o najwyższą nagrodę. W tym przypadku najwyższą nagrodą jest awans do Ekstraklasy.