Choć Marcin Wasilewski nie jest zawodnikiem Fiołków już od prawie dwóch lat, w szatni belgijskiej drużyny wciąż ma swoją szafkę, która przez ten czas nie została zagospodarowana przez żadnego innego piłkarza!
[ad=rectangle]
"Marcin Wasilewski był tak lubiany przez kolegów, że po jego odejściu szafka została zarezerwowana tylko dla niego na wniosek innych piłkarzy - Korzystał z niej, kiedy rehabilitował się w Belgii już jako zawodnik Leicester - mówi dyrektor techniczny Anderlechtu Kevin Vermeuelen" - czytamy w Het Laatste Nieuws.
35-letni "Wasyl" był idolem kibiców Anderlechtu niemal od samego początku pobytu w Belgii, ale w sierpniu 2009 roku stał się jedną z legend klubu. W wyniku starcia z Axelem Witselem w pamiętnym meczu ze Standardem Liege doznał makabrycznej kontuzji. Choć jego prawa noga była zmasakrowana na każdy możliwy sposób - doszło do złamań otwartych kości, uszkodzeń więzadeł w kolanie i stawie skokowym - i Polak musiał poddać się sześciu operacjom, wrócił na boisko w ekspresowym tempie, bo już 8 maja 2010 roku. Występ w spotkaniu z Sint Truidense VV był jednak tylko symboliczny i tak naprawdę do pełnej sprawności Wasilewski wrócił dopiero w listopadzie 2010 roku.
Od bestialskiego ataku Witsela kibice Fiołków za każdym razem, gdy na zegarze wybijała 27. minuta, przerywali doping, skandując "Wasyl!, Wasyl!". Dlaczego akurat w 27. minucie? Bo 60-krotny reprezentant Polski grał dla ich klubu z numerem "27". Gdy latem 2013 roku Wasilewski opuścił Anderlecht i tradycja zaczęła wygasać, władze klubu zaapelowały do kibiców, by nie zapominali o "Czołgu" i w dalszym ciągu poświęcali 27. minutę wychowankowi krakowskiego Hutnika.
"Wasyl" rozegrał dla Anderlechtu 185 spotkań, w których zdobył 22 bramki. Sięgnął z Fiołkami po cztery mistrzostwa kraju, trzy Superpuchary i jeden Puchar Belgii.
#dziejesiewsporcie: kibic rzucił w piłkarza butelką